Polscy kibice piłkarscy znani są ze swojej "pomysłowości" jeśli mowa o stadionowych oprawach w trakcie meczów. Często ich treść jest jednak dość kontrowersyjna. Kolejny raz można było się o tym przekonać w Krakowie. Kibice Cracovii na celownik wzięli sobie... Tomasza Hajto.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
W niedzielnym meczu PKO Ekstraklasy w Krakowie gospodarze mieli spore powody do zadowolenia. Cracovia pokonała 2:0 (0:0) Wartę Poznań, doskakując do ligowej czołówki i przedłużając swoją serię gier bez porażki do siedmiu.
Podczas pierwszej połowy meczu na trybunach pojawiła się wymowna oprawa ze strony najzagorzalszych kibiców gospodarzy – hasło: Odpalamy dziś piro na pasach i też nie poniesiemy za to żadnych konsekwencji.
A do tego dwa znaki drogowe oraz podobizna Tomasza Hajto, byłego reprezentanta Polski, obecnie eksperta telewizyjnego (m.in. Polsat Sport).
To nawiązanie do wydarzeń, które miały miejsce w 2008 roku. Hajto został wówczas skazany na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery za śmiertelne potrącenie 74-letniej kobiety na przejściu dla pieszych. Ostatecznie były piłkarz nigdy nie trafił do zakładu karnego.
Cracovia ze względu na swoje stroje w biało-czerwone pasy nazywana jest "Pasami", a Hajto w sobotę obchodził urodziny. To dodatkowo były piłkarz Hutnika Kraków, więc kibice zwaśnionego krakowskiego klubu, zgotowali mu spóźniony "prezent".
Jeśli połączyć te wszystkie wątki, można rozszyfrować powody takiej oprawy. Jedno jednak raczej się nie zgadza. Za użycie pirotechniki powinna pojawić się kara finansowa. Choć fakt faktem, zapłaci ją klub, a nie kibice...
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut