Ojej, czyli da się zrobić polski film akcji, który nie wywołuje ciarek wstydu? Obejrzałam "Furiozę"
Alicja Cembrowska
21 października 2021, 06:10·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 21 października 2021, 06:10
Zaskoczenie. To chyba najlepsze słowo, opisujące to, co poczułam po obejrzeniu "Furiozy". Obawiałam się, że dobrze zapowiadający się po zwiastunie film, okaże się żenującą opowiastką opartą na kliszach i naśladującą produkcje amerykańskie. A tu proszę. Zaskoczenie.
Reklama.
"Furioza" to film akcji w reżyserii Cypriana T. Olenckiego. W kinach zobaczymy go od 22 października 2021 roku.
Przed premierą wśród komentujących pojawiło się wiele obaw, że film stylem i klimatem będzie przypominać produkcje Patryka Vegi.
"Furioza" to festiwal ciekawych kreacji aktorskich.
Film w reżyserii Cypriana T. Olenckiego dołącza do zaszczytnego ostatnio grona "filmów długich" — trwa 2 godziny i 20 minut. Należę do tej grupy widzów, których taki metraż zniechęca i trochę przeraża, ale z drugiej strony staje się on dla mnie istotnym wyznacznikiem wartości.
I w tym przypadku "Furioza" rozkwasiła moje zniechęcenie i przerażenie. Nie nudziłam się, nie niecierpliwiłam, po prostu zanurzyłam się w tym odległym dla mnie świecie ustawek, bójek i szemranych interesów. Nie oznacza to, że scenariusz jest idealny, miałam kilka drobnych zgrzytów, których nie zdradzę z obawy przed spoilerem, jednak owe zgrzyty nie wpłynęły na ostateczną ocenę filmu.
Akcja jest dynamiczna, jak przyhamowuje to tylko trochę i na chwilę, każda scena jest naładowana emocjami, które buzują, krążą i napędzają bohaterów. "Furioza", jak na kino akcji, raczej rozrywkowe, ma dosyć mocno rozbudowaną warstwę psychologiczną, przez co, a może dzięki czemu, długo mamy odczucia raczej ambiwalentne. Komu wierzyć? Kto tutaj oszukuje i gra? Kto ma szczere intencje?
Reżyser do końca nie odkrywa kart, pozwala nam się gubić w tych pytaniach i dopiero w ostatnich minutach zrywa maski, a my zostajemy z poczuciem, jak cienka granica dzieli prawdę od fałszu.
Środowisko kibolsko-chuligańskie przedstawione jest natomiast tak, jak funkcjonuje w naszej zbiorowej świadomości. On: wygodny dresik, łeb raczej łysy i pytanie "masz problem?" wymalowane na twarzy. Ona, jego towarzyszka: skąpo ubrana i rozpiszczana woo-girl. Co jednak ciekawe, odnoszę wrażenie, że nie ma w tym krzty złośliwości, uszczypliwości czy oceny.
"Furioza" nie jest filmem aspirującym do społecznych rozważań (dla formalności dodam, że to nie jest kino dokumentalne, więc nie ma sensu doszukiwać się tutaj diagnoz środowisk kibolskich), to przedstawienie fikcyjnej grupy, która w swoich wewnętrznych strukturach jest zorganizowana, połączona interesami i wartościami. Którą ktoś dowodzi, a ktoś inny chciałby dowodzić. To film o kontroli, władzy, ambicjach i podjętych wyborach, które zawsze mają swoje konsekwencje. I o tym, że "wstydem jest nie stanąć do walki".
"Furioza" jako film kreacji
Dawkowane przed premierą filmu Olenckiego kadry rozpalały ciekawość i obiecywały, że na ekranie zobaczymy dobrze znanych aktorów, w całkowicie nieznanych wcieleniach. I ta obietnica została spełniona. "Furioza" to festiwal kreacji i ciekawych ról. I nie chodzi jedynie o Mateusza Damięckiego, którego zdjęcia przed premierą szokowały najbardziej...
Weronika Książkiewicz o subtelnej i delikatnej urodzie, pod wpływem zmiany fryzury, charakteryzacji i zadziorności przemienia się w Dziką. Policjantka jest bezkompromisowa i doskonale wie, co chce osiągnąć. Postać wykreowana przez Książkiewicz jest wiarygodna, głównie dlatego, że aktorka jej "nie podkręca". Dzika nie jest przerysowana czy karykaturalna.
Na jej tle słabiej wypada Mateusz Banasiuk (Dawid), który też przechodzi przemianę, rozlicza się ze swoją przeszłością i próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W jego przypadku zabrakło jednak tej "naturalności" przez co Dawid jest wydmuszkowy i jakiś nieporadny.
Świetny jest natomiast Szymon Bobrowski, który jako wytatuowany i duży Mrówka dodaje kolorytu każdej scenie. Mężczyzna lubi rywalizację i ustawki, sprawiedliwość wymierza widłami i ponad wszystko ceni "walkę honorową". Bardzo kontrowersyjna i odważna jest to postać. Bobrowski cały czas tupta po cienkiej linii, udaje mu się jednak nie sprowadzić Mrówki do absurdu.
Jak to w filmie akcji, nie mogło oczywiście zabraknąć również "klasowego błazna". Zdaje się, że tę funkcję w polskim kinie monopolizuje Sebastian Stankiewicz. I ja wcale na to nie narzekam. Stankiewicz jako Buła jest absolutnie uroczy. To jedna z tych postaci, która nie wpływa istotnie na fabułę, ale jednocześnie jest bardzo potrzebna.
Wisienką na aktorskich torcie, i to z kilku powodów, jest oczywiście Mateusz Damięcki. Na pewno znaczące jest, że sama postać Goldena jest najbardziej charyzmatyczna i "szeroka" – aktor mógł (i z tego skorzystał) ją podkręcić, odrobinę przerysować. Szaleństwo w oczach, brawura, jakiś rodzaj nadpobudliwości składają się na bohatera, którego w istocie poznajemy najbardziej.
Golden nie tyle reprezentuje swoje środowisko, ile kompiluje w sobie w nadwyżce wszystkie jego wady i zalety. Damięcki, kojarzony z kreacji słodkich przystojniaków, świetnie odnalazł się w roli gangstera "z ambicjami" i problemem z kontrolą emocji, typa, który chętnie komuś przy***li, a z drugiej jest czułym wujkiem i dobrym kolegą. O charakteryzacji rozpisywać się nie będę, bo już plakat i zwiastun pokazują, że twórcy (i oczywiście aktorzy, którzy poddali się ciężkim treningom) zrobili dobrą robotę.
"Furioza" odczarowuje trochę polskie kino sensacyjne, które w ostatnich latach mocno przywiędło. Film Olenckiego to ciekawe wyważenie dramatu, rozrywki i intrygi. Dla formalności warto jednak dodać, że "Furioza" jest brutalna. Nie tylko wizualnie, ale i mentalnie. Przemoc fizyczna ściga się z przemocą psychiczną, "ku***wy" leją się strumieniem, a zaciśnięte pięści (lub widły) wymierzają kolejne ciosy.