
Z Kongo na polsko-białoruską granicę
29-letnia kobieta opowiada, że o możliwości przedostania się przez polsko-białoruską granicę dowiedziała się przez internet. Zdecydowała się na ten krok, bo chciała wesprzeć finansowo swoją rodzinę. W Kongo studiowała ekonomię. Na wyjazd zdecydowała się wraz z mężem, z którym teraz nie ma kontaktu.Gdy wracaliśmy na Białoruś, to tamci żołnierze bili nas pałkami. Po nogach, po rękach, po plecach, brutalnie kopali. Ale raczej mężczyzn, nie kobiety. I w ten sposób zmuszali nas do ponownego przejścia do Polski.
Poronienie
Kobieta nie ma wątpliwości, że z powodu brutalnego obchodzenia się z nią pograniczników straciła dziecko. Przyczyniły się też do tego trudne warunki, ekstremalne wyrzeczenie organizmu. Opowiada, że otrzymała pomoc polskich wolontariuszy.Tuż po tym, gdy mną rzucili, znów byłam w Polsce i zaczęłam krwawić. Pojawili się wolontariusze, którzy mi pomogli. Osoba, która miała doświadczenie pielęgniarskie, podała mi jakieś leki. Zrobiła tyle, ile mogła. Jeden z aktywistów zaproponował, by mnie zabrać do domu w okolicy i tam wezwać lekarza, który mnie zbada. Ale okazało się, że w jego domu było dużo policji, coś się działo i nie mogłam tam pójść. Nie trafiłam wtedy do lekarza. Jakieś dwa dni później, 10 października poroniłam.