Pobudka. Zanim na dobre otworzymy oczy - otwieramy laptopa. Odświeżamy stronę naTemat, Facebooka i maila. Dopiero po przejrzeniu najważniejszych nagłówków możemy w spokoju wstać i zacząć szykować się do pracy. Tam pierwszą rzeczą znowu jest otworzenie przeglądarki w komputerze czy telefonie. Dźwięk – powiadomienie na Twitterze, znowu – przyszedł mail z Allegro.
Internet odgrywa coraz większą rolę w naszych życiach – to truizm. Nie sposób już uciec przed portalami społecznościowymi, tytuły prasowe przenoszą się do sieci, a telewizja robi się coraz bardziej interaktywna czując konkurencję YouTube.
Nie ma życia bez sieci?
Portal thetelegraph.co.uk opublikował wyniki badań Brytyjskiego Muzeum Nauki, w których 80% przepytywanych poniżej 25 roku życia wyznało, że nie potrafi się odnaleźć w świecie realnym będąc całkowicie offline na dłużej. Wśród osób powyżej założonej granicy wiekowej nie jest lepiej, a odsetek zagubionych w rzeczywistości jest ciągle duży, około 60%.
Z badań wynika, że już połowa internautów używa sieci do samodzielnej diagnozy swoich chorób, a ta liczba ciągle rośnie! Podobnie jak odsetek ludzi przetwarzających newsy w zawrotnym tempie. Starając się nadążyć za informacją w sieci czytamy pobieżnie lub tylko przeglądamy nagłówki, z których czerpiemy wiedzę, lecz nic nie wynosimy z tekstu (który w ostateczności przelecimy wzrokiem) i od razu o nim zapominamy.
Siecioholizm?
Ivan Goldberg, ceniony amerykański psychiatra, od paru lat postuluje o wprowadzenie do klasyfikacji psychiatrycznej terminu uzależnienia od internetu, jak dotąd nieskutecznie. Czy mamy się czego obawiać? O ile alkohol, papierosy czy narkotyki są najczęściej naszym dobrowolnym wyborem, o tyle z internetem nie jest tak łatwo – już teraz niektóre marki działają jedynie w sieci. Czy jesteśmy zagrożeni siecioholizmem? A może już jesteśmy uzależnieni?
– Dla mnie to jest normalne życie przenoszone do sieci – mówi mi Michał, chłopak będący cały czas online, pracujący i odpoczywający w sieci. Po chwili wahania dodaje: – Nie wiem czy w ogóle jest coś takiego jak uzależnienie od internetu, bo to trochę tak jakby być uzależnionym od oddychania albo rozmawiania, to naturalny element życia. Trzeba przestać wartościować świat na ten realny i wirtualny – stwierdza.
Z kolei psycholog internetu Jan Zając uważa, że kwestia uzależnienia od sieci nie jest sprawą oczywistą. – Psychologowie nie są zgodni co do tezy, że istnieje uzależnienie od internetu – mówi. – Wiele osób, u których stwierdzono zaburzenia spowodowane internetem w przeszłości miało już problemy psychiczne, co może rodzić pytanie czy nie mieliby podobnych problemów niezależnie od tego, czy wciągnęli się w sieć czy nie – dodaje psycholog.
Mimo braku klasyfikacji psychiatrycznej siecioholicy są postrzegani jako osoby chore. W Japonii, ojczyźnie gadżetomaniaków i nowoczesnych technologii, już w latach 90. zauważono ewolucję zachowań wśród młodzieży. Zjawisko hikikomori okazało się idealnie współgrać wraz z rozwijającym się internetem i światami równoległymi w nim dostępnymi – w blogach, grach czy portalach społecznościowych młodzież prowadziła życie, które uznawała za swoje prawdziwe. Według Wikipedii już 55% młodych Japończyków spotkała się z tym problemem.
Hikikomori polega na ograniczeniu, a w końcu wyeliminowaniu ludzi z otoczenia naturalnego. Osoby cierpiące na to schorzenie (w Japonii hikikomori jest uznawane za chorobę, są specjalne kliniki leczące chorych) zamykają się w pokoju, zrywają swoje kontakty z rodziną i przyjaciółmi, a całe swe życie koncentrują na działaniach w sieci.
Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne wydało oświadczenie, w którym wspomina, że uzależnienie od internetu prowadzi do takich samych patologii umysłowych jak zażywanie narkotyków czy alkoholizm. Na maj 2013 roku zapowiedziało nowe wydanie swojego opiniotwórczego podręcznika, a w kręgach psychiatrów mówi się, że siecioholizm zostanie wtedy wpisany na listę chorób.
– Internet służy nam do wszelkich aktywności życiowych i nie jest to patologia, ale naturalna kolej rzeczy. Jeśli ktoś ogląda ciągle pornografię w sieci, to nie jest to uzależnienie od internetu, tylko od pornografii – tłumaczy Michał.
Digital natives – pokolenie online
Internet stworzył nowe pokolenie. Jakkolwiek górnolotnie to brzmi, wszystko zdaje się na to wskazywać: pokolenie obrazkowe przyzwyczajone do headlineów, przetwarzające z szybkością światła informacje, potrafiące szybko wyszukiwać i zużywać wiadomości oraz nastawione na gotowy sukces: kilka kliknięć, enter i wynik. Cokolwiek nie powiedzieliby na to starsi ludzie wierzący w długą pracę przynoszącą trwałe efekty my zdajemy sobie sprawę, że nie ma nic trwałego. Świat zmienia się w niesamowitym tempie, a my wraz z nim, krążąc wokół danych, newsów, memów, klipów i statusów.
Przypadek ACTA, który jak żadna sprawa od dawna nie zjednoczyła Polaków bez względu na płeć, przekonania czy orientację jasno pokazuje, jak ważne są dla młodych, nowoczesnych ludzi wolność i internet. Digital natives, czyli "internetowi tubylcy" są zupełnie nową jakością – ambitni, potrafiący szybko i skutecznie znajdywać informacje, działać na wielu płaszczyznach równocześnie. Internet jest dla nich nie tylko źródłem rozrywki, ale często też wiedzy czy pracy. Czy powinniśmy więc bać się "wchłonięcia" przez sieć? – Życie bez internetu jest możliwe, ale to podobnie jak z prądem elektrycznym: możemy, ale po co? Lepiej racjonalnie go używać, zamiast zabraniać – puentuje Zając.