W Porsche musieli stanąć na głowie, żeby odświeżona wersja Macana była jeszcze lepsza. Wielu klientów pokochało ten model, więc trzeba było ich czymś zaskoczyć. Kolejny lifting wyszedł wzorowo, jednak lada moment skończy się pewna epoka związana z Macanem.
To już potwierdzone, że drugi lifting Porsche Macana będzie też ostatnim. Brzmi jak pożegnanie, ale popularny crossover po prostu zamieni się w elektryka. To scenariusz nie do uniknięcia, patrząc na to, jak marki premium przekształcają swoje topowe modele i odważnie wskakują w elektromobilność.
Zejdźmy jednak na ziemię, bo na razie mamy do czynienia z nowym Macanem, którego po raz pierwszy zaprezentowano już kilka miesięcy temu. Teraz przyszedł czas na premierowe jazdy w Warszawie, w których miałem okazję wziąć udział.
Nowy Macan – co się zmieniło?
Na pierwszy rzut oka niewiele, jednak to nie tak, że trzeba się doszukiwać nowości na podstawie katalogu producenta. Trochę bardziej efektownie wygląda przód samochodu – zmienił się zderzak i kształt lamp. Z tyłu pojawił się nowy dyfuzor, a w wersji GTS spojler, w spadku po odmianie Turbo. Ta ostatnia zupełnie wypadła z oferty, ale jeśli macie do niej szczególny sentyment, kliknijcie w link do naszego testu z ubiegłego roku.
Z nowości da się jeszcze zauważyć przeprojektowane boczne osłony. I to w zasadzie tyle, nie warto dłużej rozwodzić się nad zewnętrzną stylistyką Macana. W Porsche ostrożnie podeszli do zmian, bo niczego nie trzeba było stawiać na głowie. Chodziło tu raczej o pokazanie, że niemiecka marka nie odstaje od konkurentów, którzy nawet co kilkanaście miesięcy pokazują kolejne wersje swoich "zabawek".
Zresztą i tak każdy może zaprojektować swojego Macana. Klienci wybiorą spośród 14 kolorów nadwozia, w tym nowych Papaya Metallic oraz Gentian Blue Metallic.
Z kolei odcień Python Green zarezerwowano dla odmiany GTS. Można marudzić do znudzenia, ale trzeba przyznać, że każdy z tych kolorów świetnie pasuje do agresywnej stylistyki nowego Macana. Mój wybór? Bezdyskusyjnie Miami Blue.
Pierwsza jazda nowym Macanem
Zanim podzielę się swoimi wrażeniami z nocnej jazdy Macanem po Warszawie, prześledźmy nową ofertę od końca. Jak już wspomniałem, z katalogu wypadła wersja Turbo, która być może powróci, ale dopiero razem z zapowiadanym elektrykiem. To na razie spekulacje, a póki co na szczycie wylądował Macan GTS. Powodów do narzekania nie ma, bo de facto przeskoczył on możliwościami odmianę Turbo. 2,9-litrowa jednostka V6 o mocy 440 KM (więcej o 60 KM niż w poprzedniej wersji), pozwoli rozpędzić się do setki w 4,3 sek. Prędkość maksymalna? 276 km/h.
Półkę niżej jest Macan S z tym samym silnikiem, ale o mocy 380 KM (więcej o 26 KM). Różnice w porównaniu do GTS oczywiście są, ale minimalne. Tutaj mamy sprint do 100 km/h w 4,6 sekundy, a najszybciej pojedziemy 259 km/h.
Oferta nowych Macanów zaczyna się jednak od "skromnej", dwulitrowej jednostki o mocy 265 KM (więcej o 20 KM). Zostawiłem ją sobie na koniec, bo de facto o niej napiszę najwięcej. To do tego modelu dostałem klucze podczas premierowych jazd, i pewnie niektórzy powiedzą, że nie posmakowałem tego, co najlepsze. Z kolei ja nawet się ucieszyłem, że padło na teoretycznie najsłabszą wersję. Dzięki temu mogłem sprawdzić, ile radości da mi przejażdżka autem z samego dołu listy.
A więc wsiadłem, zapiąłem pas i… poczułem się jak w każdym Porsche. Brzmi monotonnie, ale tylko dlatego, że nie dokonano w środku żadnej rewolucji. I całe szczęście! Zrobiło się jedynie bardziej "bezguzikowo", bo większość funkcji obsłużycie za pomocą dotyku. W centralnej części nie zabrakło wyświetlacza o przekątnej 10,9 cala i kultowego zegara. Z kolei kierownicę przeniesiono prosto z modelu 911.
Jedyne, czego mógłbym się przyczepić, to zegary, które w ogóle się nie zmieniły. Przydałoby się je trochę odświeżyć, mimo że nadal prezentują się nieźle. To już jednak kwestia gustu i poniekąd przyzwyczajenia.
Jeździłem najwolniejszym Macanem z listy, ale to nie oznacza, że oszczędzono na materiałach w środku. W Porsche nie mogliby sobie pozwolić na utratę zaufania klientów, dlatego każdy zakamarek wykończono starannie i solidnie.
Zanim o wrażeniach z jazdy, jeszcze jedna, szalenie ważna rzecz: skrzynia biegów. W Macanie zamontowano klasyczną dźwignię, a nie żaden mały przełącznik. No i oczywiście łopatki do zmiany przełożeń przy kierownicy (trochę niefortunnie umiejscowione, ale są). Teraz w nowym Macanie znajdziecie dwusprzęgłową skrzynię PDK, która jest rozwiązaniem uniwersalnym. No i skutecznym, bo świetnie redukuje przełożenia podczas ślamazarnej jazdy po mieście, jak i przy okazji bardzo dynamicznej przejażdżki.
No to teraz błyskawicznie w drogę. Miałem jakieś dwie godziny, żeby nacieszyć się nową "zabawką" i sprawdzić, co tak naprawdę potrafi. Niektórzy myślą, że za kierownicą Porsche od razu włącza się w głowie tryb "rajdowiec", ale trochę was ostudzę. Macan prowokuje, by wcisnąć gaz, ale o wiele przyjemniej wychodzi nim taka… normalna jazda. Rzecz jasna GTS będzie już bezwględnym brutalem, jednak ten "zwykły" ma w sobie sporo rozsądku.
265 KM w przypadku Porsche nie brzmi spektakularnie. Ktoś powie, że to nawet śmiesznie mało, ale prawda jest taka, że na co dzień to wystarczający zapas. 400 Nm w tym aucie i wspomniana już świetna skrzynia biegów, potrafią wykrzesać z Macana trochę ognia. Lekki niedosyt pojawia się w momencie, kiedy przełączycie się na tryb "Sport", od którego wymaga się zwykle więcej. W tym przypadku zmiana charakterystyki auta jest ledwo wyczuwalna. Czy to wada? I tak, i nie, bo nikt o sportowym zacięciu raczej nie wybierze najsłabszego Macana.
Podczas krótkiej rundy po mieście żałowałem tylko, że nie mogę ruszyć w dłuższą trasę. Macan jest stworzony do połykania kilometrów – w tej kwestii nic się nie zmieniło. Nowe Porsche świetnie prowadzi się w zakrętach, a na kiepskiej drodze zawieszenie tłumi wszystkie nierówności.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut