W poniedziałek wieczorem w kilku miastach w Polsce – m.in. w Warszawie, Łodzi, Poznaniu, Wrocławiu oraz w Krakowie, odbyły się manifestacje pod hasłem "Ani jednej więcej". Ludzie wyszli na ulice ze świecami, aby upamiętnić 30-latkę, która zmarła, ponieważ lekarze mieli nie zdecydować się na wykonanie zabiegu aborcji.
Jak zapowiedział wcześniej m.in. Aborcyjny Dream Team wieczorem 1 listopada odbyły się manifestacje w całej Polsce. Chcący upamiętnić zmarłą 30-latkę zgromadzili się m.in. pod budynkiem Trybunału Konstytucyjnego w Warszawie.
Demonstrujący nieśli ze sobą transparenty z napisami: "Jej serce ciągle biło", "Piekło kobiet", "Jej śmierć to ich wina", "Prawa kobiet prawami człowieka".
Zgodnie z sugestią Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny uczestnicy manifestacji solidarnościowej przynieśli znicze. W Krakowie demonstranci przemaszerowali pod siedzibę Prawa i Sprawiedliwości.
Na Twitterze szybko duża popularność zdobył hashtag "#AniJednejWięcej", pod którym dodawano zdjęcia z solidarnościowej manifestacji. Ci, którzy nie mogli być obecni, a chcieli upamiętnić 30-latkę, zapalali świeczkę i stawiali ją w oknie.
Lekarze odmówili przeprowadzenia aborcji. 30-latka zmarła
Jak informowaliśmy w na Temat.pl o tragedii 30-letniej kobiety poinformowała prawniczka rodziny Jolanta Budzowska. Kobieta miała trafić do Szpitala Powiatowego w Pszczynie w 22. tygodniu ciąży. Przy przyjęciu stwierdzono bezwodzie i potwierdzono zdiagnozowane wcześniej wady wrodzone płodu.
Jak relacjonowała dalej mecenas, zgodnie z informacjami przekazywanymi kobiecie przez lekarzy, "przyjęli oni postawę wyczekującą, powstrzymując się od opróżnienia jamy macicy do czasu obumarcia płodu, co wiązała z obowiązującymi przepisami ograniczającymi możliwości legalnej aborcji".
Obecnie sprawą zmarłej 30-latki zajmuje się prokuratura w Katowicach. Sprawa prowadzona jest pod kątem błędu medycznego. Z uwagi na dobro śledztwa rodzina nie będzie już podawała żadnych szczegółów związanych ze śmiercią ciężarnej.