
W czwartek media obiegła dramatyczna wiadomość o śmierci rocznego dziecka w lesie na granicy polsko-białoruskiej. Jednak obecne na miejscu służby medyczne nie potwierdzają tej informacji, wskazując m.in., że udzieliła jej kobieta pod wpływem silnych emocji. Głos w sprawie zabrała także policja i Straż Graniczna.
REKLAMA
Wiadomość o śmierci rocznego dziecka na granicy
Przypomnijmy, że o tragedii jako pierwsi poinformowali w czwartek ratownicy z Fundacji Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. Medycy zostali wezwani do grupy wycieńczonych i rannych osób przebywających na granicy od półtora miesiąca. Interwencja miała miejsce w środku nocy ze środy na czwartek.Przekazano wówczas, że pomocy potrzebowało m.in. syryjskie małżeństwo. Kobieta miała powiedzieć ratownikom, że ich rocznie dziecko zmarło w lesie. Później ratownicy PCPM zdecydowało się doprecyzować, że do śmierci dziecka miało dojść około miesiąc temu. Z małżeństwem nie ma już żadnego kontaktu.
Rzeczniczka PCPM: Nie weryfikujemy takich informacji
– Ta informacja padła w momencie przypływu emocji tej kobiety. Nie dopytywaliśmy o szczegóły. Udzieliliśmy tym osobom przede wszystkim pomocy medycznej. Nie wymagali przewiezienia do szpitala. Zostali tam, gdzie ich znaleźliśmy – powiedziała cytowana przez Onet Aleksandra Rutkowska, rzeczniczka prasowa ratowników PCPM. Rutkowska dodała też, że nie weryfikują później informacji, które otrzymują od obcokrajowców.Rzecznik podlaskiej policji, podinsp. Tomasz Krupa podkreśla, że o śmierci rocznego dziecka nie wie nic ani policja, ani prokuratora. Nie jest też znane ani miejsce, ani czas, ani okoliczności śmierci tego dziecka.
– Wnioskujemy, że chodzi tu o stronę białoruską, bo miesiąc temu pojawiała się informacja w mediach, że do takiej sytuacji doszło na Białorusi, więc być może właśnie chodziło o to – powiedział Onetowi.
Straż Graniczna: szukaliśmy tych osób
Żadnej wiedzy o zdarzeniu nie ma również Straż Graniczna, która dziwi się, że ratownicy nie przekazali im tej informacji i "pozostawili tych ludzi na pastwę losu w lesie".– My takich osób nie zatrzymaliśmy. Dzwoniliśmy do szpitali przygranicznych, bo myśleliśmy, że ratownicy z tej grupy przywieźli te osoby do szpitala. Chcieliśmy to ustalić. Nikogo takiego nie znaleźliśmy – podkreśliła ppor. Anna Michalska, rzeczniczka Komendy Głównej Straży Granicznej.
Czytaj także: