W Pekinie właśnie rozpoczął się XVIII zjazd Komunistycznej Partii Chin. Kilka tysięcy delegatów w imieniu 82 mln członków partii wybierze jej nowe władze, a także przyszłego prezydenta i premiera Chin. - To niewiele w życiu Chińczyków zmieni - mówią naTemat znawcy Państwa Środka.
Rozpoczynający się w czwartek XVIII zjazd Komunistycznej Partii Chin ma być kolejnym nowym otwarciem w historii Państwa Środka. Niewiele wskazuje jednak na to, by jakiekolwiek nadchodzące zmiany miały być w Chinach znaczące. Choć KPCh chętnie podkreśla, że wybór nowych chińskich władz będzie w jakiś sposób bardziej demokratyczny, ponieważ w zjeździe biorą udział nawet szeregowi członkowie partii, na ulicach Pekinu i tak wprowadzono nadzwyczajne środki bezpieczeństwa, a wielu opozycjonistów prewencyjnie aresztowano.
Wybory? Zwykli Chińczycy przecież nikogo nie wybierają...
Jak mówi naTemat szef Centrum Studiów Polska-Azja Radosław Pyffel, mówienie o zamianie władzy w Chinach w jednym zdaniu z wtorkowymi wyborami w USA to całkowita pomyłka. - To raczej nie wybory, a konsultacje na najwyższych szczeblach władzy. Zupełne przeciwieństwo tego, co działo w Stanach Zjednoczonych. Wybory władz w Chinach to proces całkowicie nietransparentny i niedemokratyczny - ocenia ekspert.
Pyffel, który w Chinach spędził wiele lat, twierdzi, że przeciętnych mieszkańców tego kraju dzisiejsze wydarzenia polityczne raczej niespecjalnie interesują. - To niewiele w życiu Chińczyków zmienia, dlatego też raczej słabo interesują się takimi sprawami. Choć oczywiście wiele osób kibicuje tym, a nie innym działaczom partyjnym - tłumaczy. Przetasowania na najwyższych szczeblach władzy w Pekinie o wiele więcej emocji budzą wśród zagranicznych partnerów Chin. Nowy prezydent i premier zmieniać mogą bowiem raczej coś w polityce zewnętrznej. W Chinach nic nowego szybko się nie stanie.
Z pewnością zmienią się jednak nazwiska. Wszyscy są przekonani, że nowym przewodniczącym KPCh i prezydentem kraju zostanie Xi Jinping, wysoko postawiony i aspirujący członek Stałego Komitetu Biura Politycznego KPCh. W ostatnim czasie pojawiły się jednak pewne spekulacje, że stanowisko mógłby zachować dotychczasowy prezydent Hu Jintao, natomiast zamiana warty w rządzie odbyłaby się wcześniej niż planowano. - To była by prawdziwa bomba, gdyby do takich zmian miało dojść już teraz. Wen Jibao miał bowiem odejść dopiero w marcu i zostać zastąpiony przez Li Keqianga. A Hu Jintao miał przecież opuścić urząd prezydenta na rzecz Xi Jinpinga - ocenia Pyffel.
Zmiana warty najważniejsza dla partnerów Chin
Czego będzie można spodziewając po takiej, czy innej zmianie nazwisk? - Gdy dziesięć lat temu władzę obejmował tandem Hu - Wen zadawano sobie dokładnie to samo pytanie - mówi Adam Kozieł, specjalista ds. Chin z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - I tak jak wtedy, nie wiemy co dalej. Najlepiej widać to, kiedy wchodzi się do księgarni, a na półce poświęconej Chinom obok siebie leżą książki "Chiny. Wschodzące mocarstwo" i "Zbliżający się upadek Chin" - tłumaczy.
Niektórzy twierdzą, że jeśli nowym przywódcą Chin zostanie Xi Jinping, będzie odważnym reformatorem. Bo taki był jego ojciec Xi Zhongxun, który za niepokorność w latach 60-tych trafił nawet do aresztu domowego. A później, gdy klimat w Pekinie się zmienił, został gubernatorem prowincji Guangdong i stał się jednym z przewodników po nowej drodze, jaką obrały Chiny. To on przeforsował ideę stworzenie pierwszej strefy ekonomicznej w Shenzhen, a u schyłku życia lansował młodych, prężnych polityków, w tym Hu Jintao i Wen Jiabao.
Adam Kozieł przypomina jednak, że podobnie było z Wen Jibao. On również miał być "demokratą" ponieważ w czasie protestów na placu Tiananmen pojawił się wśród polityków, którzy wyszli wówczas do strajkujących studentów. Jako premier w żaden sposób nie spełnił jednak tych oczekiwań. - Oni wszyscy są bowiem modelowymi aparatczykami. Na plus można zaliczyć im, że mają jakieś wykształcenie i nie są zawodowymi rewolucjonistami. Nie zmienia to jednak faktu, że cały życie spędzili w aparacie partyjnym - mówi specjalista.
Ci ludzie nie lubią nikogo, kto ma charyzmę i chęć wprowadzania reform. W ciągu ostatniego roku najbardziej wpływowe frakcje w KPCh pozbyły się więc wszystkich potencjalnych przeciwników. Zazwyczaj pomagały mniejsze, lub większe skandale obyczajowe i korupcyjne przez, które niewygodni działacze trafiali za kraty, lub musieli zrezygnować ze stanowiska.
Podobnie obeszli się w Pekinie także i z premierem Wen Jibao, o korupcyjnych problemach w otoczeniu którego rozpisują się media na całym świecie. - Nikt nie sądzi raczej, że "New York Times" dowiedział się o tym, prowadząc dziennikarskie śledztwo w Pekinie. Ktoś musiał więc amerykańskim dziennikarzom te informacje dostarczyć - podkreśla Kozieł.
Nie wiadomo, jak rządzić będą nowi przywódcy Chin, ale nie ma wątpliwości co do tego, jakie wyzwania przed nimi staną. Pprzede wszystkim utrzymanie stabilizacji w kraju. W ubiegłym roku po raz pierwszy nakłady na bezpieczeństwo wewnętrzne przekroczyły w Chinach tę przeznaczane na obronę narodową. I to nawet w oficjalnych statystykach. - Także spadek PKB może doprowadzić do poważnych niepokojów społecznych. A chińska Akademia Nauk Społecznych już podaje, że w zeszłym roku dochodziło przeciętnie do 500 masowych protestów dziennie. Także Wskaźnik Nierówności Społecznej w przypadku Chin podaje wynik, który powinien być biciem na alarm - podsumowuje specjalista HFPC.
To niewiele w życiu Chińczyków zmienia, dlatego też raczej słabo interesują się takimi sprawami. Choć oczywiście wiele osób kibicuje tym, a nie innym działaczom partyjnym.
Adam Kozieł
Helsińska Fundacja Praw Człowieka
Oni wszyscy są bowiem modelowymi aparatczykami. Na plus można zaliczyć im, że mają jakieś wykształcenie i nie są zawodowymi rewolucjonistami. Nie zmienia to jednak faktu, że cały życie spędzili w aparacie partyjnym.