
Jak brać ślub to z przytupem, a jak się rozwodzić to z jeszcze większym hukiem? Impreza rozwodowa to wydarzenie, na które decydują się nie tylko znani z show-biznesu. A zdania są podzielone, bo jedni takie eventy uznają, a drudzy mają w pogardzie. To co - świętować czy szlochać? Trend na "divorce party" niejedno ma oblicze.
Świętować czy nie? Oto jest pytanie
W Polsce wciąż skrajne emocje targają społeczeństwem, gdy zestawia się hasła rozwód i impreza, a co dopiero, jak dochodzi do realizacji owego połączenia. Przeważnie to pokolenie starszych rodaków szczególnie nie jest w stanie przyjąć, że ma ono prawo istnieć.Wesele super, rozwód jeszcze lepiej?
Sporo internautów nie uważa rozstania za okoliczność odpowiednią do celebrowania. Wielu porównuje to nawet do zakładania maski i wmawiania sobie, że jest w porządku i będzie lepiej. Jest też druga strona medalu. Równie liczna okazała się grupa, która z aprobatą odniosła się do pomysłu świętowania rozwodu.Mają na koncie imprezy rozwodowe. Oto ich historie
Mimo tego, że trend na "divorce party" dopiero raczkuje w naszym kraju, to odważne Polki dają przykład i udowadniają, że warto chwycić los za rogi i zawalczyć o lepsze jutro. O tym, w jakiej aurze i przede wszystkim z jaką myślą organizuje się imprezy rozwodowe ,nie opowie lepiej nikt, niż bohaterki, które przeżyły to na własnej skórze.Zanim zdecydowałam się i złożyłam wniosek o rozwód walczyłam o swoje małżeństwo przez ponad dwa lata. Były nawet terapie. Indywidualne i małżeńskie. Nie pomogły nam.
Miałam podwójny dylemat: nikt nie bierze ślubu po to, aby się później rozwodzić oraz mamy dziecko – nie chciałam "rozbijać rodziny".
Mój tata dał mi najlepszą radę, jaką dostałam w tym czasie: zrób wszystko co możesz, aby ratować małżeństwo. Kiedy poczujesz, że już wyczerpałaś wszystkie możliwości, będziesz gotowa złożyć pozew. I tak zrobiłam. Dzięki temu nigdy nie żałowałam.
Na orzeczenie rozwodu czekałam 4 lata. Najpierw złożyłam wniosek rozwodu bez orzekania o winie. Niestety były mąż nie zgodził się i musieliśmy szukać winy. Dwukrotnie. Najpierw w sądzie I Instancji, następnie w sądzie II Instancji. Kiedy w grę nie wchodzi zdrada czy patologia, winy sąd nie orzeknie.
Z góry wiedziałam, że nie będzie podstaw do orzekania winy, ale musiałam prać głupie brudy w sądzie, aby nie wziąć winy walkowerem na siebie i aby uzyskać rozwód. Było mi wstyd. Najgorszy czas w moim życiu. Podupadłam na zdrowiu. Stres mnie zjadał. Ponowne musiałam przerabiać temat: "dlaczego nam nie wyszło".
W trakcie tych 4 lat jednak zainwestowałam w swój rozwój. Zmieniałam prace i awansowałam, szkolę się zawodowo (obecnie już zarabiam niemal 2 razy więcej niż w dniu, gdy rozchodziłam się z byłym mężem), zrobiłam prawo jazdy, odnowiłam kontakty z przyjaciółmi (w czasie trwania małżeństwa unikałam ich, bo mój były mąż mało kogo lubił).
Moim zdaniem dajemy też teraz lepszy przykład naszemu dziecku. Nigdy nie chciałabym, aby poświęcał się dla kogoś za wszelką cenę. Nie chciałabym też, aby patrzył i słuchał naszych kłótni. Teraz nasze dziecko ma obraz szczęśliwego związku taty z nową partnerką, mojej pełnej akceptacji tegoż związku, oraz mojej siły, z jaką wyszłam po rozwodzie. Może być kim zechce. Może kiedyś stworzyć szczęśliwy związek, albo może skupić się na rozwoju i nauce.
Dwukrotnie organizowałam "imprezę rozwodową". Za pierwszym razem musiałam zmieniać termin, gdy okazało się, że spodziewanego wyroku na rozprawie nie było. Były mąż złożył dodatkowe wnioski i przedłużono rozprawę.
Za drugim razem już się udało i wyrok był. Zaprosiłam najbliższych przyjaciół do siebie i w małym gronie świętowałam koniec. Nie była to huczna impreza. Miała intymny charakter. Moi bliscy przyjaciele przez cały okres rozwodu bardzo mnie wspierali. Rodzina także, jednak rodzina to inne pokolenie. Otrzymałam od nich wszystkich gratulacje i uściski.
Z przyjaciółmi spotkałam się, aby swobodnie porozmawiać i wreszcie odetchnąć. Owszem, rozwód zawsze jest porażką, bo jak wspominałam, nie po to brałam ślub, żeby się rozwodzić. Jednak uważam, że nic na siłę nie można utrzymywać. Zakończenie rozwodu chciałam zatem świętować jako koniec wojny i koniec prania brudów.
Nadal mam kontakt z byłym mężem, bo wychowujemy razem dziecko, ale obecnie nasz kontakt jest lepszy. Żałuję, że nie zgodził się od razu na rozwód bez orzekania o winie. Stale wzniecało to między nami kłótnie. Nie pozwalało zapomnieć i zamknąć etapu, który powinien być już de facto dawno zamknięty. Staram się jednak tego nie wypominać. Patrzę do przodu.
Rok po ślubie zaczęliśmy się rozmijać. Były częste kłótnie i równie częste "ciche dni". Każde z nas uciekało myślami gdzie indziej i nawet wspólny czas był jakby osobno. Przez to, że wcześniej zamknęliśmy się na innych i byliśmy dla siebie non stop, zaczęło wychodzić, że po ludzku każdemu z nas brakuje innych znajomości, przyjaciół.
Męczyliśmy się tak jeszcze przez kolejne trzy lata. Aby "scementować" związek wzięliśmy psa. Nie pomógł. Były zdrady, było rozgoryczenie. Ale wciąż nie było wystarczającej siły, żeby w zgodzie sobie podziękować i spróbować od nowa. Samemu. Przyzwyczajenie i strach przed tym, że stracimy siebie był okropny.
Dopiero w pracy, gdy miałam 27 lat. poznałam Baśkę, która stała się moją bohaterką. Sama jest ode mnie starsza i ma na koncie życie w przemocy i rozwód z tyranem. W dodatku dziecko. Wyszła z tego. Z ogromną siłą i zaraziła nią mnie, mimo tego, że z Grześkiem nie miałam aż tak krzywdzących przeżyć.
Już w trakcie rozwodu poradziła mi, abym udała się na terapię i przede wszystkim odkryła na nowo siebie. Miała rację. Niesamowicie mi to pomogło i zrozumiałam, że musimy w końcu spróbować zawalczyć o własne szczęście. I nawet po jakimś czasie będziemy mogli wznowić kontakt, ale jako przyjaciele.
Imprezę rozwodową zorganizowała mi po zakończeniu terapii Baśka i moja siostra. To była niespodzianka. Przyjechałam do domku nad morzem. Miałyśmy tam we trzy spędzić weekend. Na miejscu były nie tylko one. Była też mama, która uwielbiała Grześka i długo nie mogła pogodzić się z naszym rozstaniem.
Ale od tamtej pory była przede wszystkim dla mnie. Okazała mi wsparcie. Były też moje dwie inne przyjaciółki i przyjaciel. Siedzieliśmy na plaży przez całą noc. Była pizza, wino, rozmowy, gry, tańce i śmiech. I co najważniejsze – gdy wzeszło słońce ze łzami szczęścia powitałam nie tylko nowy dzień, ale nowy etap w swoim życiu.
Impreza rozwodowa a kondycja psychiczna
Postanowiliśmy zapytać doświadczoną psycholog, Darię Żukowską, co sądzi o wschodzącej modzie na imprezy rozwodowe.Psycholog kliniczny - terapeuta, socjolog. W swojej praktyce z klientami stosuje podejście transpersonalne (łączy ciało, umysł i duszę). Poza tym prowadzi swoje konto na YouTube (ZOBACZ TUTAJ), gdzie wchodzi w zakamarki ludzkiej psychiki, zgłębia rozmaite zagadnienia oraz mechanizmy.
