Nie ma mocnych na szczypiornistów Łomża Vive Kielce. Kielczanie po raz drugi w tej edycji Ligi Mistrzów ograli słynną Barcelonę. Tym razem, na swoim terenie, mistrzowie kraju wygrali 29:27 (14:16). Kielecka hala odfrunęła w końcówce, kiedy polski zespół wyszarpał zwycięstwo nad potentatem.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
Po ubiegłotygodniowym, zwycięskim spektaklu w Barcelonie, szczypiorniści Łomża Vive Kielce rozbudzili apetyty swoich kibiców. Zwycięstwo nad katalońskim potentatem (32:30) wysłało jasny sygnał w stronę konkurencji w Lidze Mistrzów: Polska drużyna będzie walczyć o zwycięstwo w całych rozgrywkach.
Żeby jednak potwierdzić swoją klasę, mistrzowie Polski musieli z dobrej strony pokazać się również w rewanżu z Barcelona Lassa. Co łatwe jest tylko w teorii, katalońska plejada gwiazd była bowiem bardzo rozdrażniona po porażce z kielczanami. Pierwszej takiej u siebie od przeszło sześciu lat.
Jak bardzo zmotywowany jest zespół z Katalonii potwierdziły już pierwsze fragmenty środowego rewanżu. Katalończycy po dwóch przegranych z rzędu w grupie coraz mocniej czuli oddech węgierskiego Veszprem, mając nad nimi tylko punkt przewagi.
Goście z Kielc mieli całkiem niezłe wspomnienia. Podczas ostatniej wizyty w 2018 roku Barcelona Lassa wygrała wysoko - 42:36. Środowy rewanż zaczął się jednak od trafienia Szymona Sićko.
Goście szybko osiągnęli jednak 4-5 bramek przewagi. Kielczanie musieli gonić, ale niesieni kapitalnym dopingiem wypełnionej do ostatniego miejsca hali w Kielcach dojechali do wyniku 10:10. Duża w tym zasługa duetu Andreas Wolff i Alex Dujszebajew. Pierwszy popisał się kilkoma świetnymi interwencjami, a drugi mądrze prowadził grę drużyny, dokładając też ważne bramki.
Można było jednak do przerwy odnieść wrażenie, że to Barcelona lepiej czuje się w roli drużyny, która wcale nie musi, a może wygrać. Po porażce w pierwszym meczu w środowym rewanżu - choć grupowym, ale jednak - widać było większą swobodę u gości. A efektem tego był powrót do prowadzenia i do przerwy było 16:14 dla Barcy.
W drugiej części meczu goście szybko odjechali na cztery bramki przewagi. Kielczanie podejmowali coraz większe ryzyko, ale wiązało się to również ze stratami. A w kontrze Barcelona była w środę wyjątkowo skuteczna.
Gospodarze zbliżyli się jednak na dwa trafienia (21:23) po kolejnej świetnej obronie Wolffa. Jak szybko mistrzowie Polski się zbliżyli, tak szybko kontakt stracili. Dodatkowo zawrzało po trafieniu Arkadiusza Moryto z rzutu karnego prosto w głowę bramkarza gości. Coś, co na boiskach szczypiornistów - lekko mówiąc - nie jest w dobrym smaku.
Kolejny raz gospodarze szarpnęli na pięć minut przed końcem. Kielczanie zbliżyli się na dystans jednej bramki (26:27), przez co goście wzięli czas na żądanie. To jednak niewiele dało, bo polski zespół wyrównał w 28. minucie (27:27), doprowadzając do pasjonującej końcówki.
Kibiców w ekstazę wprowadził za to Dujszebajew - ten na boisku - trafiając na 28:27, kompletnie oszukując defensywę gości. Co więcej, chwilę później Wolff popisał się kolejną świetną interwencją, zamykając drogę Barcelonie do wyrównania. Ostatnie trafienie w meczu zamknęło (29:27) zamknęło za to marzenia klubu z Katalonii o udanym rewanżu.