Kibice AC Milan przeżyli prawdziwą huśtawkę nastrojów w środowy wieczór. Przez 87. minut meczu w Madrycie wydawało się, że wicemistrzowie Italii odpadną z Ligi Mistrzów. Gola na wagę zwycięstwa 1:0 (0:0) z Atletico dał jednak Junior Messias. Włosi wrócili do gry, a takową bawi się Liverpool - z kompletem punktów.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
Sytuacja w grupie B przed meczem była całkiem ciekawa. Zdecydowanie na czele stawki Liverpool, ale walka o drugie miejsce walka toczyła się między trzema drużynami. Dwie z nich zagrały w Madrycie. Jedna z nożem na gardle, bo piłkarze AC Milan nie mogli sobie pozwolić na potknięcie. Co więcej, musieli walczyć o zwycięstwo.
Kiedy jednak przychodzi do grania meczu o dużą stawkę, drużyny skupiają się przede wszystkim na ryglowaniu dostępu do własnej bramki. Do tego sporo ostrej gry i walki w środkowej strefie. I tak można scharakteryzować pierwsze 45. minut. Goście próbowali szukać swoich szans pod bramką rywala, ale brakowało pomysłu na coś więcej, niż 0:0 - bardziej cieszące gospodarzy.
Jednym z ciekawszych wydarzeń pierwszej części był faul, po którym żółtą kartę otrzymał Olivier Giroud. W ruch poszły ręce, piłkarze skoczyli sobie do gardeł i Francuz mógł cieszyć się, że skończyło się tylko na "żółtku" za faul na Stefanie Saviciu.
Wątek z Francuzem przeniósł się też na drugiej 45. minut. Kopali się wzajemnie, raz jedni, raz drudzy. Ale presji na Giroud nie brakowało, który ostatecznie w 66. minucie złapał się za udo, zgłaszając kontuzję. A na boisku pojawiła się "deska ratunku" gości, Zlatan Ibrahimović.
Szwed nie okazał się jednak zbawcom Milan. Na tego spokojnie jeszcze przed meczem nadawał się Junior Messias, ze względów oczywistych. Brazylijczyk wszedł jednak na boisko w 65. minucie i bezcenne zwycięstwo swojej drużynie.
Atletico jest sobie same winne. Mieli u siebie szanse wyeliminować Milan, ale zagrali zbyt zachowawczo. Ruszając na dobre do ofensywy dopiero po... trafieniu Messiasa w 87. minucie spotkania. To może się zemścić w ostatecznym rozrachunku.
Atletico Madryt - AC Milan 0:1 (0:0)
Bramka: Junior Messias (87)
W meczu Liverpoolu z Porto widać było, że gospodarze mają spory komfort posiadania w tej grupie. Zarówno punktów, jak i potencjału sportowego. Choć goście próbowali wykreować coś, co dałoby coś więcej, niż dobre wrażenie, Anglicy z minuty na minutę coraz bardziej dochodzili do głosu.
Jeszcze w pierwszej części z boiskiem musiał pożegnać się najbardziej doświadczony z obrońców Porto, Pepe. Kontuzja tego piłkarza nieco rozchwiała układem defensywnym drużyny trenera Sergio Conceicao.
Swój mecz rozgrywał za to Thiago Alcantara. Jeszcze w pierwszej części popisał się genialną asystą do Sadio Mane. Senegalczyk gola w 37. minucie strzelił, ale po weryfikacji VAR, odgwizdano jednak spalonego. Nie był to jednak problem dla Thiago, który na początku drugiej części gry wziął sprawy w... swoje nogi. Popisując się przepięknym golem dla gospodarzy.
Nie mogło też zabraknąć gola gwiazdy zespołu z miasta The Beatles, Mohameda Salaha. FC Porto próbowało, ale było zwyczajnie słabsze.
Liverpool z kompletem zwycięstw (15 punktów), może spoglądać na resztę stawki przed ostatnią kolejką z góry. Porto, Milan i Atletico - będą grać na noże.
Liverpool FC - FC Porto 2:0 (0:0)
Bramki: Thiago Alcantara (52), Mohamed Salah (70).
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut