Robert Lewandowski czy Lionel Messi? To pytanie zadają się kibice piłkarscy na całym świecie przed tegoroczną galą "France Football". Złota Piłka jeszcze nigdy w ponad 65-letniej historii nie trafiła w ręce polskiego piłkarza. Messi zgarnął za to już sześć takich nagród. Rozważmy wszystkie "za" i "przeciw".
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
Plebiscyt we francuskim oryginale nazywany Ballon d’Or, albo w angielskim wydaniu The Golden Ball, ma bardzo bogatą historię. Jego początki sięgają końcówki lat 50. XX wieku. Ówczesny szef „France Football” Gabriel Hanot postanowił, że kolegium redakcyjne francuskiego tygodnika powinno wybrać najlepszego piłkarza w Europie.
Jak postanowiono, tak zrobiono. Laureatem numer jeden w 1956 roku został Stanley Matthews, prawoskrzydłowy reprezentacji Anglii (1934-57) i Wielkiej Brytanii (1947-55), grający wówczas angielskim Blackpool FC. Matthews miał przydomek The Wizard of the Dribble, co w wolnym tłumaczeniu oznacza Czarodzieja dryblingu.
Czarodziejska siła zatacza koło w przypadku rekordzisty z Argentyny, który sześciokrotnie sięgał po triumf w plebiscycie Złotej Piłki. Lionel Messi, bo o nim mowa, również jest znany z dryblingowych popisów. Ale gdyby grał w minionym wieku, przed rokiem 1995, nie byłby brany pod uwagę w grze o triumf w wyborach "FF".
Podobnie było z Diego Maradoną i Brazylijczykiem Pele, którzy nie będąc piłkarzami z Europy, mogli „tylko” sięgnąć po honorowe Złote Piłki. Boski Diego został wyróżniony w 1995, Pele w 2013.
Kiedy zniesiono europejskie ograniczenia, pierwszym zwycięzcą spoza Starego Kontynentu został Liberyjczyk George Weah. Napastnik akurat zdobywał kolejną ligę, wchodząc z drzwiami i futryną do AC Milan. Wcześniej podbijając serca we Francji, zarówno w barwach AS Monaco, ale też Paris Saint-Germain.
Jeśli dodamy do tego, że Weah jest od 2018 roku... Prezydentem Liberii, piłkarskie wyróżnienie nabiera jeszcze większej rangi. To jedyny taki prezydencki przypadek w historii plebiscytu.
Deyna, Boniek i pan Robert
Jak w wyścigu po Złotą Piłkę wypadali Polacy? Na podium polski piłkarz był dwukrotnie. Tylko raz zdarzyło się, że była mowa o zawodniku polskiego klubu. W 1974 roku Kazimierz Deyna jako piłkarz Legii Warszawa, zdobył 35 punktów od jury. Lepsi byli tylko zwycięzca Johan Cruijff (116) i drugi w głosowaniu Franz Beckenbauer (105). Za plecami „Kaka” zostawił za to Paula Breitnera z Realu Madryt i Johana Neeskensa z Barcelony.
Drugim na pudle, choć już w roli piłkarza zagranicznego klubu, był Zbigniew Boniek. W 1982 roku Polak reprezentujący barwy Juventusu był trzeci, z 53 głosami. Drugie miejsce należało do Alaina Giresse’a z Girondins Bordeaux (64), pierwsze zdobył kolega klubowy „Zibiego” Paolo Rossi (115). Było zatem bliżej niż w przypadku Deyny, ale nadal daleko od końcowego zwycięstwa Polaka.
Oba polskie sukcesy można połączyć ze świetnymi występami Biało-Czerwonych na wielkich turniejach. Mundiale 1974 i 1982 Polacy zakończyli na podium. Niezależnie od sukcesów w swoich klubach Robert Lewandowski na taki komfort nie może sobie pozwolić. A „Lewy” najwyżej w klasyfikacji „FF” był na czwartym miejscu. W 2014 roku wyżej od Polaka byli Neymar, Cristiano Ronaldo i zwycięzca, a jakże, Messi.
Argentyńczyk jest absolutnym rekordzistą, ale wirtualnie, więcej zwycięstw ma Pele. Według przeliczeń, których dokonano w 2016 roku, Brazylijczyk przy braku europejskiego ograniczenia zdobyłby wyróżnienie siedem razy, kolejno w: 1958, 1959, 1960, 1961, 1963, 1964 i 1970 roku.
Co ciekawe, Maradonę „wyceniono” tylko na dwa sukcesy – w 1986 i 1990.
Messi wygrał po raz pierwszy w 2009 roku. Poza tym sięgał po sukces w 2010, 2011, 2012, 2015 i 2019. Statystycznie zamykając wyliczankę zwycięzców, od 2008 roku tylko raz zdarzyło się, żeby po Złotą Piłkę sięgnął ktoś inny niż Leo czy Cristiano Ronaldo (pięć nagród). W 2018 zwyciężył Luka Modrić. Chorwat sięgnął wówczas po Ligę Mistrzów oraz wicemistrzostwo świata.
Rok 2021 – popis strzelecki
Ryzyko związane z porażką Lewandowskiego w 2021 roku jednak istnieje. Zwolennicy talentu Messiego mogą się żachnąć na hasło „ryzyko”, ale w Polsce historyczny sukces kapitana reprezentacji Polski wielu bierze już niemal za pewnik.
Polak może czuć się pokrzywdzony przez szefów „FF” za odwołanie ubiegłorocznego plebiscytu. COVID-19 okazał się wystarczającym argumentem, ale nijak miał się do i tak funkcjonującego świata sportu, który ruszył na pohybel pandemii. Czego efektem był chociażby puchar Ligi Mistrzów zdobyty przez Bayern Monachium.
Ważny argument klubowy ze strony Polaka został zatem spełniony, ale nie skonsumowany. Od tego czasu mistrz Niemiec zdołał już zaliczyć nieudaną próbę obrony pucharu, który w sezonie 2020/21 trafił do londyńskiej Chelsea.
Lewandowski nie przestał jednak trafiać, robiąc to z regularnością, której konkurencja w 2021 roku po prostu nie wytrzymała. Wystarczy spojrzeć na liczby. Lewandowski ponad 60. trafień pod koniec listopada, kolejny w hierarchii Kylian Mbappe nawet bez 50.
Jakby tego było mało, wydarzyła się rzecz historyczna dla Bundesligi. Lewandowski pobił bowiem rekord Gerd Muellera w liczbie zdobytych goli strzelonych w jednym sezonie. Polak strzelił 41. razy w 29. meczach. Pokonując tego, który zamknął Biało-Czerwonym drogę do finału MŚ w 1974 roku, po słynnym „meczu na wodzie”.
Problem jednak w tym, że Bundesliga jest popularna w Polsce, ale już niekoniecznie w ujęciu globalnym. Gdyby zebrać kraje, w których liga niemiecka rzeczywiście ma przełożenie na kibica, to poza oczywistym wyborem naszych zachodnich sąsiadów można dopisać region skandynawski, Turcję i USA.
To jednak i tak nic w porównaniu do bijącej światowe rekordy Premier League. Odbijając jednak piłeczkę w drugą stronę zainteresowanie wzbudza też Liga Mistrzów. A tam Polak strzela regularnie, a potrafi też błysnąć takimi trafieniami, jak w listopadowym wyjazdowym starciu z Dynamem Kijów. Przewrotka tyle piękna, co skuteczna, mimo siarczystego mrozu.
Le Cabaret na Euro 2020
A dlaczego mógłby wygrać Messi? Największą przewagę Argentyńczyk ma w dwóch aspektach. Po pierwsze wyniki reprezentacyjne. Porównania do Maradony ciążyły Leo praktycznie przez całą karierę. Wątpliwe, że zdoła poprowadzić w roli kapitana do sukcesu na mundialu Argentynę.
W 2021 roku Messi odniósł jednak z reprezentacją długo oczekiwany sukces. Wygrał Copa America na brazylijskiej ziemi, w finale ogrywając gospodarzy 1:0. Został przy okazji królem strzelców (cztery gole, tyle samo co Kolumbijczyk Luis Diaz) oraz MVP turnieju.
Lewandowski na mistrzostwo Europy z reprezentacją Polski nie miał szans. Tzn. teoretycznie Biało-Czerwoni pojechali na turniej, ale po raz kolejny byli bardziej statystami, aniżeli faktycznie zespołem, który można traktować poważnie.
Na pocieszenie Polak ustrzelił trzy gole, plasując się w czołówce strzelców. Trudno jednak myśleć o jakimkolwiek indywidualnym wyróżnieniu turnieju, jeśli twoja reprezentacja odpada po trzech meczach. Do tego średnio udanych.
Czy to będzie miało decydujący wpływ na wybierających? Tendencja naszych najlepszych piłkarzy w historii plebiscytu „FF” zdaje się potwierdzać tę teorię. Z drugiej strony, w 2015 roku Lewandowski był czwarty w wyścigu o Złotą Piłkę, a żadnego turnieju z udziałem reprezentacji wówczas nie było. Biało-Czerwoni jednak w cuglach awansowali na ME 2016, a „Lewy” z 13. golami został królem strzelców eliminacji.
Wydaje się, że prawidłowość reprezentacyjną wyczuł w 2016 też sam Lewandowski. Wymowny wpis w mediach społecznościowych „Le Cabaret” był tego najlepszym wyrazem.
Polak w plebiscycie sprzed pięciu lat znalazł się dopiero na 16. miejscu. W tamtym roku więcej goli od Lewandowskiego zdobyło jedynie trzech piłkarzy na świecie, a sam sięgnął po koronę króla strzelców w Bundeslidze. I co istotne, dotarł do ćwierćfinału ME z reprezentacją Polski.
Paryż bliższy ciału
Drugim „atutem” po stronie Argentyńczyka jest historia z jego głośnymi przenosinami z Barcelony do Paryża. Nie ma się co oszukiwać, cały piłkarski świat żył odejściem Messiego z ukochanej Katalonii na rzecz miejsca, w którym na dobre do dziś się nie odnalazł.
„France Football” to jednak francuski tytuł, a gala rozdania nagród będzie miała miejsce w Theatre du Chatelet w Paryżu. Stawianie tezy, że to będzie miało decydujący wpływ na wybór jest rzecz jasna pozbawione sensu, ale już sama otoczka historii i zdarzeń związanych z piłkarskim światem i Argentyńczykiem w PSG może układać się w pewną całość.
Messi ma 34 lata i wydaje się, że Paryż jest dla niego drogą po drugiej stronie góry. Porównując chociażby do Cristiano Ronaldo, który pozazdrościł Argentyńczykowi letniego zamieszania i przeniósł się z Juventusu do Manchesteru United, ten drugi ma się lepiej. Będąc w wielu meczach największą gwiazdą Czerwonych Diabłów, czy to w lidze angielskiej, czy Lidze Mistrzów.
O Messim można w PSG mówić w perspektywie jednego z wielu.
I tu Lewandowski ma przewagę. Bayern Monachium bez Polaka traci bardzo dużo na swojej wartości. Właściwie trudno sobie wyobrazić mistrzów Niemiec, którzy walczą w najważniejszych meczach bez Lewandowskiego.
Choć Polak jest tylko rok młodszy od Messiego, w jego przypadku kolejne rekordy pozwalają sądzić, że nadal wdrapuje się na górę.
A na jej szczycie mogą być dwie nagrody. Złota Piłka oraz sukces reprezentacyjny. Ten drugi, nieco życzeniowy, ma nadal bardziej znamiona fikcyjnego. Zwycięstwo w plebiscycie „FF” wydaje się być nieporównywalnie bardziej realne.
Polak potrafił już przełamać dominację CR7 i Leo w głosowaniu na Piłkarza Roku FIFA. Co ciekawe, kiedyś była to połączona nagroda ze Złotą Piłką (lata 2011-16). Odkąd jednak ponownie są niezależne, Messi również tu wygrywał sześciokrotnie, a Ronaldo pięciokrotnie. A Lewandowski dostał nagrodę w 2020 roku, zdobywając 52 głosy. Drugi był CR7 (38), a Messi „dopiero” trzeci (35).
Polak jest wśród nominowanych również w tegorocznej edycji najlepszego piłkarza zdaniem FIFA.
Co jest zatem pewne? Że w poniedziałkowy wieczór 29 listopada sportowy świat będzie miał tylko jeden temat. A w Polsce będziemy mogli odkorkować szampany po zwycięstwie, albo zacząć żałować straconej szansy. Która może się już nie powtórzyć.
W perspektywie 2022 roku jest katarski mundial, a do szczytu dobijają się już młodsze gwiazdy pokroju np. Kyliana Mbappe czy Erlinga Haalanda. Obaj panowie, o ironio, znajdują się w bezpośrednim kontekście Messiego i Lewandowskiego już teraz.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut