Cieszyn - panorama z lotu ptaka
Cieszyn - panorama z lotu ptaka Fot. Rafał Soliński

Lokalny browar, całkiem ładny rynek, rotunda z 20-złotowego banknotu i drugie, równie ciekawe miasto, zaraz za mostem. Cieszyn, choć stracił na turystycznej popularności, może niedługo odzyskać palmę pierwszeństwa wśród śląskich atrakcji. Zobaczcie dlaczego warto zaplanować sobie tam wypad również zimą.

REKLAMA
Bez względu na porę roku i pogodę w Cieszynie jest co robić. Oczywiście im ładniejsza, tym przyjemniej, ale wiosną kwitną magnolie, latem organizowane są festiwale, w tym Kino na Granicy, jesienią najlepiej smakuje herbata w tamtejszych czajowniach, a zima to dobry moment na łączenie wypadu do Cieszyna z szaleństwem na śniegu. W końcu Cieszyn to już prawie góry i można zwiedzanie miasta połączyć z weekendowym wypadem na narty lub sanki.
W odległości od 15 do maksymalnie 60 kilometrów mamy stoki w Szczyrku, Ustroniu, Wiśle i Istebnej, a także duże słowackie ośrodki narciarskie. Nocleg w Cieszynie lub okolicy można też upolować znacznie taniej niż w kurorcie. Grunt to się nie zniechęcić na wstępie, bo wjazd do Cieszyna nie wyróżnia się niczym szczególnym. Kiedy jednak przebrniemy przez serię nieciekawych budynków, które tak chętnie budowano w poprzednim stuleciu i dotrzemy do centrum, będzie już tylko lepiej.
Cieszyński rynek, choć ładny, zdecydowanie nie jest najciekawszym punktem tej okolicy. Warto jednak tam zacząć wycieczkę, bo to lokalizacja strategiczna, z której możemy przejść do Muzeum Śląska Cieszyńskiego. Jeśli komuś się wydaje, że to miejsce wyłącznie dla miłośników sztuki i folkloru, to nic bardziej mylnego. Wśród zbiorów znajdziemy rękę mumii, penisa wieloryba, pas cnoty i wiele innych atrakcji, których nie zobaczymy nigdzie indziej. A po pełnej doznań wycieczce można odetchnąć w pobliskim (mikro) Parku Pokoju.
Park ten jest nie tylko ładny, ale też uwielbiany przez licealistów z pobliskich szkół, którzy wpadają tam zarówno na randki, jak również na papierosa. I to właśnie dodaje temu miejscu poczucia, że miasto żyje i spełnia przede wszystkim swoją podstawową rolę – służy mieszkańcom. Przekonacie się zresztą sami, że cieszyńskie "atrakcje" to nie miejsca, które na co dzień czekają tylko na niezbyt licznych turystów, ale codziennie korzystają z nich ludzie "stela", czyli w gwarze cieszyńskiej "stąd".
logo
Wejście do Parku Pokoju w Cieszynie fot. Rafał Soliński
Przykładem swojskości cieszyńskich atrakcji jest nie tylko Park Pokoju, czy inne atrakcje z przewodnika. Na liście "must have" są na przykład... kanapki.  Co w tym niezwykłego? A no to, że takich kanapek nie zjecie gdzie indziej. Ich bazą jest długa bułka, w zależności od regionu Polski zwana inaczej – bułką wrocławską, weką, wekiem itd. Wiadomo o co chodzi. I na tej właśnie bułce kładziona jest – w zależności od wariantu – sałatka jarzynowa, śledź, szynka, pasta jajeczna, albo pasta z makreli. Na każdej z kanapek jest też ogórek kiszony, czasem jajo w różnych postaciach (w plasterkach, tarte, w ćwiartkach) wszystko, polane fikuśnym szlaczkiem z majonezu. Kanapki są na tyle popularne, że doczekały się swojej strony internetowej i śmiało można powiedzieć, że to potrawa regionalna. Kupimy je w sklepach ich producenta, czyli Społem, w tym również na przeciwko Parku Pokoju.
Dla szczególnie głodnych w sklepach rozstawione są stoliki, przy których kanapeczkę można na miejscu "skonsumować", do czego zachęcają panie ekspedientki. Punkt z cieszyńskimi kanapkami znajdziemy także na ulicy Głębokiej, a więc na głównej trasie prowadzącej do największych, miejskich atrakcji. Jest też spore prawdopodobieństwo, że jedną z tych atrakcji od razu wyczujemy. I nie jest to przenośnia.
logo
Cieszyńskie Kanapki, na zdjęciu kanapka ze śledziem Fot. cieszynskiekanapki.pl
Ulicą Głęboką, która faktycznie może przypominać koryto rzeczki, dochodzi się do wzgórza zamkowego, w pobliżu którego stoi nadal czynny i aktywny browar. Zapach słodu jęczmiennego, w zależności od siły wiatru, czuć więc o różnych godzinach i w różnych miejscach. Czy jest to zapach przyjemny... Niekoniecznie, choć ma swoich fanów. Ci mogą także udać się na zwiedzanie browaru, w którym piwo warzone jest nieprzerwanie od 1846 roku, czyli najdłużej w Polsce.
Mało kto wie, ale styczność z Cieszynem i wzgórzem zamkowym miał w życiu każdy z nas. Wystarczy wziąć do ręki 20-złotowy banknot. Znajdziemy na nim średniowieczną rotundę, czyli kaplicę, która do dziś tam stoi i jest jedyną w Polsce, która zachowała się w tym stanie – trzeba przyznać, że doskonałym. 
logo
Rotunda Św. Mikołaja w Cieszynie, którą możemy zobaczyć na 20-złotowym banknocie. Fot. Rafał Soliński
Na wzgórzu króluje gotycka Wieża Piastowska, na którą można wejść pokonując wcześniej serię schodów podobną do tej prowadzącej na latarnię morską. Widok wart jest wysiłku, ale jeśli naszym celem są wszystkie atrakcje okolic wzgórza zamkowego, wspinaczka na wieżę powinna znaleźć się przed zwiedzaniem browaru, które często łączone jest z degustacją.
Zarówno rotunda, jak i wieża to pozostałości cieszyńskiego grodu, z czasów początków miasta, czyli przełomu IX i X wieku. Jak mówi legenda, miasto założyli trzej bracia Leszko, Cieszko i Bolko, którzy tak ucieszyli się ze spotkania po latach wędrówek, że nazwali je Cieszynem. Spotkanie miało mieć miejsce przy Studni Trzech Braci, którą również do dziś można obejrzeć, zbaczając nieco z ulicy Głębokiej. Legenda nie bardzo ma się jednak do historii, którą opisano dokładnie tutaj. Tam odsyłam zainteresowanych.
Na ruinach grodu, który rozbudowano w gotycko-renesansowym stylu, powstał jeszcze jeden ważny budynek zachowany do dziś. To dawna rezydencja letnia Habsburgów, zwana też pałacem myśliwskim. Oni niespecjalnie z niej korzystali, za to dziś użytkowana jest bardzo intensywnie, bo budynek służy szkole muzycznej.
Warto urządzić sobie po niej spacer, jeśli oczywiście zostaniemy do niej wpuszczeni. Trzeba jednak uważać, żeby w labiryntach korytarzy się nie zgubić. To problem, z którym zwłaszcza przed remontem borykali się nowi uczniowie i ich rodzice, którym nauka topografii komnat dawnego pałacu zajmowała tygodnie.
Schodząc ze wzgórza w kierunku ulicy głębokiej mamy mniej więcej 50 metrów do czeskiej granicy. Płynie przez nią rzeka Olzą. To od niej wzięła się nazwa "Zaolzie", o które toczony był historyczny spór. Nad nią zbudowano most Przyjaźni, a za nim mamy drugie, zupełnie inne miasto. Raz, że czeskie, dwa, że płaskie jak stół (w przeciwieństwie do strony polskiej, gdzie praktycznie ciągle idziemy pod górę albo z górki) i trzy – kompletnie inne architektonicznie.
logo
Most Przyjaźni łączący polski i czeski Cieszyn, widok w kierunku Czech Fot. Wojciech Wandzel
Czeski Cieszyn, choć wizualnie to niewątpliwie ubogi krewny polskiego Cieszyna, z pewnością nie zasługuje na to, żeby go podczas wycieczki pomijać. Za granicą można kupić Lentilky, zjeść knedle i smażony ser z frytkami oraz napić się czeskiego piwa w czeskiej knajpie, jak prawdziwy Czech. I to już trzy dobre powody. Gwarantuję jednak, że jest ich więcej.
To, co łączy cieszyniaków z obu stron Olzy, to zamiłowanie do herbaty i fajki wodnej. Dobra Czajownia po czeskiej stronie stoi już lata i wciąż ma się dobrze. Co więcej, dla niektórych przyjezdnych jest głównym punktem zwiedzania. Fani herbat znajdą tam przynajmniej kilkadziesiąt rodzajów, do tego fajki wodne z różnymi tytoniami do wyboru. W lecie można skorzystać z ogródka, a zimą zaszyć się w ciepłym wnętrzu pełnym poduszek. Czeska Czajka stała się też pierwowzorem Lai, którą znajdziemy na wzgórzu zamkowym, a także Czajowni we Wrocławiu i pewnie jeszcze wielu podobnych lokali, które się do tego nie przyznają.
Czechy to także, nie czarujmy się, miejsce, do którego zaglądają chętnie wszyscy, którzy szukają nieco intensywniejszych wrażeń, ponieważ legalizacja narkotyków jest tam dalece posunięta. Na turystów z tej kategorii są jednak szczególnie wyczuleni policjanci, których patrole w Cieszynie są zdecydowanie częstsze, niż w innych miastach, również przygranicznych. Ale dla tych szukających doznań natury estetycznej w czeskim Cieszynie też coś się znajdzie.
Miejscem, do którego warto zajrzeć, jest czeski teatr, czyli Těšínské Divadlo. Możemy zobaczyć tam autorskie spektakle tamtejszego zespołu, które grane są na dwóch scenach – czeskiej i polskiej. To o tyle istotne, że budynek teatru stoi także w polskim Cieszynie, ale niestety, choć wizualnie jest znacznie bardziej okazały, grane są w nim wyłącznie obwoźne chałtury. Jest więc bardziej sceną pod wynajem, niż prawdziwym teatrem. A szkoda. Tymczasem w Czechach mamy teatr w pełnej krasie, który jest wizytówką wielokulturowości Cieszyna z obu stron Olzy.
logo
Teatr w Cieszynie im. Adama Mickiewicza Fot. Wojciech Wandzel
A jak z wzajemne podejście Czechów i Polaków? Choć konflikt zaolziański nadal żyje w podświadomości wielu mieszkańców, czego dowodem mogą być na przykład próby likwidacji polskich szkół nieopodal Cieszyna, niewątpliwie sytuacja ta nie może być bardzo uciążliwa. Dowodem na to jest chociażby demografia. 16 proc. mieszkańców czeskiej strony to Polacy. Czesi są natomiast na polskiej stronie częstymi gośćmi, bo robią u nas zakupy. Powód prozaiczny – w Polsce jest taniej. Fortuna kołem się toczy, bo 20 lat temu to Polacy zaopatrywali się w Czechach, płacąc za 10 koron czeskich niespełna połowę dzisiejszej ceny.
logo
Podwójna nazwa ulicy w Czeskim Cieszynie Fot. Xpicto - Wikipedia (CC)
Wybierając się do Cieszyna warto wziąć pod uwagę, że nie jest to miasto typowo turystyczne, choć nie można powiedzieć, że nie próbuje się w tym kierunkowy odwracać. Nie pomaga w tym jednak bardzo ograniczona baza noclegowa. Na portalu booking.com znalazłam zaledwie kilka miejsc, w których można zatrzymać się na noc, ceny są średnio atrakcyjne, a odległość od centrum jest dosyć spora. Nie ma też co liczyć na intuicyjną komunikację miejską, bo jeździ tam zaledwie kilka autobusów, ale z jednego końca miasta na drugi dojdziemy pieszo w nieco ponad godzinę. Trzeba się liczyć jednak z tym, że będziemy iść pod górkę i z górki – na zmianę. Zwiedzanie ułatwi za to mobilna aplikacja obu miast – Cieszyn. Český Těšín.
Świetne jest też to, że większość atrakcji to miejsca i rzeczy, które służą mieszkańcom. Spotkamy ich spacerujących z psami po wzgórzu zamkowym, pijących lokalne piwo w lokalnych knajpach, kupujących cieszyńskie kanapki i palących fajkę wodną w czajowniach. To pełen wachlarz okazji żeby zagadać i zapytać, jak się żyje w takim podzielonym Cieszynie, który co prawda dzieli rzeka, język i przynależność narodowa, ale równie wiele łączy.