Majcherek: Są poglądy, które nie mogą być traktowane jako równoprawne w dyskursie publicznym
Janusz A. Majcherek
08 grudnia 2021, 16:45·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 08 grudnia 2021, 16:45
Wiele lat temu Andrzej Mleczko opublikował rysunek, na którym widać reportera przechodzącego w raju z mikrofonem od Boga Ojca do węża owiniętego wokół drzewa i anonsującego: „a teraz wysłuchamy racji drugiej strony”.
Reklama.
Niedługo potem uchodząca za wzór bezstronności i rzetelności stacja BBC wydała oświadczenie, że rezygnuje z dosłownie rozumianej zasady „audiatur et altera pars” („wysłuchajmy także drugiej strony”) i zaprzestaje zapraszania do studia negacjonistów zmian klimatycznych, płaskoziemców, antyszczepionkowców, pasjonatów UFO, wyznawców teorii spiskowych oraz wyrazicieli innych poglądów sprzecznych z wiedzą naukową i ustalonymi bezsprzecznie faktami.
Pandemia koronawirusa ujawniła zaskakująco rozległy zasięg wpływów antyszczepionkowców, także w środowiskach politycznych i dziennikarskich, a zwłaszcza celebryckich, oraz wielorakość teorii spiskowych wygenerowanych wokół samego wirusa i antywirusowych strategii – od zaprzeczania jego istnieniu, przez kwestionowanie sensu noszenia maseczek, a kończąc na negowaniu skuteczności i celowości szczepień lub wręcz przedstawianiu ich jako niebezpiecznych dla zdrowia i życia.
Większość redakcji i dziennikarzy zachowała się przytomnie i odpowiedzialnie, ignorując lub wyśmiewając negacjonistów, antymaseczkowców i antyszczepionkowców.
Przeciwnie niż rządzący politycy, wyraźnie unikający drażnienia tych środowisk. Ale także pojedynczy pracownicy mediów życzliwie lub wręcz aprobatywnie odnieśli się do nich. Teraz mają pretensje, że są za to potępiani czy choćby tylko krytykowani.
Część środowiska dziennikarskiego, odległa od antyszczepionkowców, kwestionuje prawo i sens ich potępiania, także w osobach pracowników mediów. "Mają prawo do swoich poglądów oraz prezentowania różnych punktów widzenia" – tak streścić można stanowiska ich obrońców, niepodzielających bynajmniej tych poglądów i punktów wiedzenia.
Czyżby? Czy każdy, najbardziej absurdalny i niebezpieczny pogląd ma prawo do manifestowania i upowszechniania go? Zwłaszcza przez dziennikarzy, dysponujących instrumentami szerokiego oddziaływania na opinię publiczną?
Niektórzy dziennikarze niezależnych mediów uparcie hołdują naiwnie, symetrystycznie rozumianej zasadzie bezstronności i zapraszają do radiowych czy telewizyjnych audycji funkcjonariuszy autorytarnej władzy jako rozmówców traktowanych ex aequo z przedstawicielami demokratycznych partii i niezależnych organizacji społecznych.
Autorytarna, ksenofobiczna, antyeuropejska, homofobiczna, antydemokratyczna demagogia wygłaszana jest w takich audycjach w formie partyjnych przekazów dnia jako pełnoprawny głos w publicznej debacie, degenerując ją.
Są poglądy i przesądy, które nie mogą być traktowane jako równoprawne w dyskursie publicznym i dopuszczane do niego na równi z innymi. Zgodnie z typową dla demagogów operacją odwracania znaczeń, nazywane to jest cenzurą, tłumieniem wolności słowa, niszczeniem debaty publicznej, zakłamywaniem rzeczywistości.
Nie należy ulegać takiej presji i szantażowi. Aprobata nieskrępowanej prezentacji „różnych punktów widzenia” oznacza, że i ten forsowany przez media narodowe oraz wyrażany przez propagandowy aparat PiS jest równoprawny, a jego propagatorzy są dziennikarzami jak inni. Nie są.