Opowieść zaczyna się u podnóża starowulkanu, gdzie rozlewa się morze porośniętych mchem drzew. Cisza rozsiana tam wzdłuż połamanych konarów i pnących się ku niebu gałęzi jest wyjątkowo głośna. Gdy nadstawimy ucha, usłyszymy smutną pieśń o samotności i ludzkiej fascynacji śmiercią.
Aokigahara to miejsce w Japonii zwane lasem samobójców.
Co roku wolontariusze znajdują tam zwłoki około 100 osób.
Legendy o Morzu Drzew zbudowano na kanwie długowiecznej tradycji samurajów oraz mitów na temat poświęcania się starszych lub schorowanych członków rodziny.
Z lotu ptaka góra Fudżi wygląda jak obrazek z pocztówki. Nad falami zieleni, uformowanymi z setek koron drzew, unosi się śnieżnobiały szczyt, od którego zamiast zimna zdaje się bić ciepło. Pułapka, zwykła mistyfikacja.
Nurkując w głąb lasu Aokigahara, leżącego u stóp wygasłego wulkanu, natkniemy się na tablicę ostrzegawczą z napisem: "Proszę, skontaktuj się z policją, nim postanowisz się zabić". Jest to jedna z wielu takich tablic, które niemo apelują do spacerowiczów, by powstrzymali myśli samobójcze.
Aokigahara nie bez powodu nazywana jest "lasem samobójców". W japońskiej kulturze śmierć poniesiona z własnej ręki ma nawet swoją długoletnią tradycję. Cofnijmy się więc w czasie.
Samobójcza tradycja
W czasach feudalnych Japończycy uważali, że samobójcza śmierć jest aktem honoru. Samurajowie, którzy w XI wieku stanowili jedną z najważniejszych klas społecznych, aby odzyskać utracony honor, cnotę będącą esencją ich egzystencji, poddawali się rytualnemu seppuku, zwyczaju wywodzącego się z dziada pradziada.
Seppuku polegało na odbieraniu sobie życie poprzez rozcięcie brzucha mieczem lub sztyletem. W ceremonii zhańbionemu wojownikowi towarzyszył asystent zwany kaishakunin, który kończył rytuał oczyszczenia, wykonując dekapitację.
Samobójstwo samuraja przywracało więc twarz i dobre imię jego rodzinie, a w oczach społeczeństwa jawiło się jako "coś, co po prostu należało zrobić". "Gdy honor stracony, lepiej jest umrzeć; śmierć jest bezpieczną ucieczką przed hańbą" – cytował Nitobe Inazo w "Bushido. Dusza Japonii". Śmierć poniesiona z własnej ręki była zatem zaszczytem.
– Japonia nie ma w swej historii chrześcijaństwa, więc samobójstwo nie jest tam traktowane jako grzech. W rzeczywistości niektórzy postrzegają je jako sposób wzięcia odpowiedzialności na samego siebie – wyjaśnił Wataru Nishida, psycholog z Uniwersytetu Temple w Tokio, w rozmowie z BBC.
Na tym jednak nie kończą się powiązania Japonii z "poświęcaniem się". Podczas II wojny światowej japońska armia utworzyła specjalny oddział pod nazwą kamikaze. Żołnierze tej jednostki odbierali sobie życie, celowo rozbijając swoje samoloty o wrogie (alianckie) okręty. Ich głównym założeniem nie było samobójstwo jako takie, lecz zadanie nieprzyjacielowi jak największych obrażeń w trakcie walki.
Kamikaze postępowali zgodnie z maksymami zawartymi w kodeksie bushidō, który wcześniej wyznawali samurajowie.
Współczesna tragedia
W 2016 roku wskaźnik samobójstw w Japonii wynosił 18,5 na 100 tys. osób, ustawiając się na podium tuż za Koreą Południową. Nie da się podać tylko jednej przyczyny tego ponurego zjawiska, jednak z pewnością na uwagę zasługuje tu styl życia Japończyków, w tym zdyscyplinowaną kulturę pracy, rygorystyczny system edukacji i stygmatyzację chorób psychicznych.
Liczba samobójstw rośnie tam wraz z końcem japońskiego roku podatkowego, który zobowiązuje Japończyków do złożenia krajowego zeznania podatkowego do połowy marca.
Na wzrost wskaźnika samobójstw zdają się mieć także wpływ kryzysy gospodarcze. Wraz z recesją, która nawiedziła Azję Południowo-Wschodniej w czerwcu 1997 roku, życie odebrało sobie blisko 10,4 tys. obywateli Japonii, Hongkongu i Korei Południowej.
Po ogólnoświatowym kryzysie finansowym z 2008 roku – zapoczątkowanym m.in. przez krach na giełdzie – w Japonii odnotowano 2645 samobójstw (są to dane ze stycznia 2009 roku). Wysoki odsetek śmierci poniesionej z własnej ręki utrzymuje się tam do dnia dzisiejszego.
Japoński rząd zatwierdził nawet w 2017 roku plan ograniczenia samobójstw o 30 proc., zaś w 2021 roku, czyli podczas pandemii COVID-19, powołał pierwszego ministra ds. samotności, Tetsushiego Sakamoto.
Las wisielców
Aokigahara, oprócz piękna przyrody, jest najbardziej znana właśnie z tego, że to miejsce, do którego ludzie przychodzą, aby popełnić samobójstwo. Według szacunków co roku zabija się tam około 100 osób.
W leśnej gęstwinie, której powierzchnia wynosi około 30 km kwadratowych, odnalezienie ciał niektórych ofiar zajmuje niestety lata. Dlatego też turyści, przechadzając się pomiędzy iglastymi drzewami, nieraz natykają się na powieszone na gałęziach szczątki. Wieloma z nich zawczasu zajęła się lokalna zwierzyna.
Śmierć przez powieszenie jest najczęściej wybieraną metodą samobójstwa w Morzu Drzew. Za drugą przyczynę zgonów w lesie uznaje się przedawkowanie narkotyków bądź leków nasennych. Wielu twierdzi, że wydarzenia w Aokigahary są spuścizną legendy o ubasute.
Ubasute miała być wręcz mityczną praktyką, polegającą na przeniesieniu schorowanej lub starszej osoby do odległego miejsca (zwykle na myśl miano szczyt góry), aby dam dokonała żywota. Las u podnóża Fudżi to nierozłączna część tego mitu. Kojarzy się on z nordycką tradycją zwaną attestupa, czyli samobójstwem poprzez skoczenie albo zrzucenie niedołężnego członka społeczności z dużej wysokości.
Aokigaharę spopularyzowały także dwie powieści autorstwa Seichō Matsumoto pochodzące z lat 60. ubiegłego wieku. "Nami no Tō" snuje opowieść o duchu kobiety, która popełniła samobójstwo w tym lesie, zaś "Kuroi jukai" to historia o dwóch kochankach, którzy decydują się na to, by razem się zabić.
W Aokigaharze działają specjalni wolontariusze, których zadaniem jest nie tylko znajdywanie ciał, ale i otaczanie opieką tych "zagubionych", osób chcących targnąć się na własne życie. Działacze, żeby nie pogubić się w labiryncie drzew, po zejściu ze szlaku oznaczają przebytą przez siebie trasę za pomocą barwnych taśm.
Skąd wziął się pomysł używania taśm? Otóż gleba w japońskim lesie ma niezwykle wysoką zawartość żelaza, co powoduje, że telefony czy GPS-y nie łapią zasięgu.
Na drodze wolontariusze potrafią napotykać zniszczone buty i inne elementy odzieży, a także opustoszałe, nadszarpnięte zębem czasu namioty. Twierdzi się, że ci, którzy je tam rozstawili, musieli długo bić się z myślami, zanim podjęli decyzję o zabiciu się.
Najgłośniejszą sprawą wokół Aokigahary, która w ostatnich latach trąbiła w mediach na całym świecie, była wyprawa youtubera Logana Paula. Celebryta wraz z przyjaciółmi nagrywał film na YouTube, gdy z nagła kamera uchwyciła zawieszone na drzewie zwłoki mężczyzny. Krytyka spadła na internetowego twórcę dopiero po tym, jak wstawił do sieci nagranie bez cenzury.
Logan Paul nie jest jedyną osobą, która odwiedziła las w poszukiwaniu nie tylko zwłok, ale i adrenaliny. To przykre, że z ludzkiej tragedii, jaka rok w rok rozgrywa się na "scenie" Aokigahary, zrobiono sensację na miarę poszukiwań Yeti lub potwora z Loch Ness.
Gdzie szukać pomocy:
116 123 – bezpłatny kryzysowy telefon zaufania dla dorosłych w kryzysie emocjonalnym, czynny przez 7 dni w tygodniu w godzinach 14–22;
(22) 855 44 32 – Ośrodek Interwencji Kryzysowej – pomoc psychiatryczno-pedagogiczna, czynny 7 dni w tygodniu całodobowo;
(22) 484 88 01 – Antydepresyjny Telefonia Zaufania fundacji ITAKA, czynny cały tydzień z wyjątkiem soboty, godziny dostępne na stronie stopdepresji.pl;
(22) 594 91 00 – Antydepresyjny Telefon Forum Przeciwko Depresji, czynny w każdą środę i czwartek od 17 do 19.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut