Kolejne zamieszanie organizacyjne przy Pucharze Świata w skokach narciarskich. Tym razem sprawa dotyczy Turnieju Czterech Skoczni i testów na obecność COVID-19. W Oberstdorfie skoczkowie będą dodatkowo testowani. Inne testy, niż te wykonane w Niemczech, nie będą uznawane.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
Sezon 2021/22 w Pucharze Świata skoków narciarskich ma w sobie sporo absurdów. Od tych niezależnych od człowieka, czyli warunków pogodowych - chociażby na inaugurację w rosyjskim Niżnym Tagile - po decyzje typowo ludzkie. Związane chociażby z regulacjami dotyczącymi przepisowych kombinezonów, które nie są do końca zrozumiałe i w efekcie nie brakuje dyskwalifikacji wśród skoczków.
Nie brakuje również absurdów dotyczących przepisów dotyczących pandemii COVID-19. Jeden z testów uziemił w Rosji polskiego reprezentanta, Klemensa Murańkę.
"Szczęścia" nie miał również będący w świetnej formie Japończyk Ryoyu Kobayashi, który musiał przymusowo odpocząć w fińskiej Ruce.
Sporo kontrowersji może pojawić się w kwestii testów na COVID-19 przy okazji Turnieju Czterech Skoczni. Organizatorzy zimowego klasyka poinformowali, że konieczne będzie dodatkowe testowanie. Co to oznacza? Oprócz standardowych testów i potwierdzenia braku zakażenia - co jest gwarantem wzięcia udziału w zawodach - potrzebne będzie jeszcze jedno potwierdzenie. Test wykonany już na miejscu w Obertsdorfie.
– To brzmi bardzo nielogicznie, wręcz niesprawiedliwie. Jesteśmy zaszczepieni, co weekend FIS wymaga od nas negatywnego wyniku testu w celu odebrania akredytacji, a teraz organizator wymyślił sobie dostarczenie wyniku niemieckiego testu – przyznał na łamach skijumping.pl niepocieszony sytuacją dyrektor kadry, Adam Małysz.
Wątpliwości co do decyzji ze strony Niemców mają również przedstawiciele Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS). Władze próbują interweniować u organizatorów TCS, żeby ułatwić i tak już wyjątkowo skomplikowany protokół COVID-19, który obowiązuje podczas rywalizacji w sezonie narciarskim.
Co to oznacza w praktyce? Jeśli decyzja za strony Niemców zostanie podtrzymana, teamy skoczków będą musiały stawić się wcześniej w Oberstdorfie, żeby wykonać dodatkowy test. Turniej w Bawarii zaplanowany jest na 28 grudnia. Skoczkowie będą musieli zatem pojawić się minimum dzień wcześniej rano, żeby wykonać test, zgodnie z wymogiem organizatora.
Czyli długich świąt w tym roku m.in. kadra Biało-Czerwonych mieć nie będzie.
Można się tylko domyślać, jakie kontrowersje pojawią się w przypadku, w którym wcześniej negatywny wynik, okaże się pozytywny - praktycznie z dnia na dzień. Ze względu na dodatkowe wymogi niemieckich pomysłodawców.
– Dla mnie jest to nabijanie kasy. Prawdopodobnie stąd mają pieniądze na podniesienie nagrody finansowej dla zdobywcy Złotego Orła – złośliwie skwitował dla skijumping.pl Małysz.
Przypomnijmy, że w ostatnich latach TCS jest wyjątkowo udany dla Biało-Czerwonych. Na ostatnich pięć edycji aż czterokrotnie wygrywali Polacy. Trzy razy zwyciężył Kamil Stoch, a raz Dawid Kubacki.
Jedynym wygranym w minionym pięcioleciu spoza polskich skoczków był w/w Kobayashi - w 2019 roku.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut