– Putin chce jednego: żeby Ukraina przestała istnieć. Nie można mu tego dać - ostrzega ambasador Ukrainy w Wielkiej Brytanii, Wadym Prystajko. Ukrainiec uważa, że działania Kremla zmierzają do tego, aby Ukraina nie stała się nigdy członkiem NATO. Należy tutaj przypomnieć, że w ostatnich miesiącach nastąpiła ponowna eskalacja napięcia między Moskwą a Kijowem.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.
Napisz do mnie:
natalia.kaminska@natemat.pl
Ukraiński ambasador w Wielkiej Brytanii, Wadym Prystajko udzielił wywiadu angielskiemu wydaniu "Newsweeka". Mówił tam głównie o zagrożeniu ze strony Rosji jakie odczuwa od lat jego kraj.
– Dziesiątki tysięcy rosyjskich żołnierzy jest wzdłuż granic Ukrainy, grożąc inwazją na pełną skalę. Putin jest zdecydowany w swoim pragnieniu podporządkowania sobie Ukrainy – mówił w rozmowie dyplomata.
Zdaniem dyplomaty rosyjski prezydent taką polityką chce odwrócić uwagę od m.in. problemów gospodarczych z jakimi boryka się Rosja, a jednocześnie dąży do przywrócenia znaczenia Związku Radzieckiego.
Rosja nie chce dopuść do tego, aby Ukraina dołączyła do NATO
Problem dla Ukrainy pozostaje nadal niezrealizowane członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim. Prystajko wyraził także obawę, że NATO uzna, że nie warto walczyć z Putinem, a Ukraina utraci szansą na przystąpienie do Sojuszu. – Nikt nie wie, co tak naprawdę siedzi w jego głowie, czy ma jakiś świetny pomysł na pozostawienie spuścizny po sobie – tłumaczył swoje obawy ambasador.
– Może zdecydować, że bez względu na cenę, jaką będzie musiał zapłacić, zapisze się w podręcznikach historii jako przywódca, który doprowadził do odzyskania utraconych ziem – snuł przypuszczenia dyplomata.
Putin chce, aby Ukraina przestała istnieć
Podkreślił jednak, że Putin na pewno chce jednej rzeczy, a mianowicie tego, aby Ukraina przestała istnieć jako państwo. "On chce jednego: żeby Ukraina przestała istnieć. Nie można mu tego dać" - podkreślił polityk.
Nowy kanclerz Niemiec: z wielkim niepokojem przyglądamy się obecnie sytuacji na granicy rosyjsko-ukraińskiej
Przypomnijmy, że o zagrożeniu ze strony Rosji wobec Ukrainy mówi się także w Niemczech. Olaf Scholz w swym pierwszym kanclerskim wystąpieniu przed Bundestagiem nie mógł przemilczeć konfliktu rosyjsko-ukraińskiego.
Jak wielokrotnie informowaliśmy w naTemat.pl, w ostatnich miesiącach nastąpiła ponowna eskalacja napięcia między Moskwą a Kijowem. W cieniu kryzysu migracyjnego na granicach Unii Europejskiej z Białorusią miało dojść do relokacji wojsk rosyjskich na pogranicze ukraińskie.
Spekuluje się, iż Rosja planowała otwarcie nowych frontów tuż po Nowym Roku. Jak donosiły niemieckie media, Władimir Putin miał zakładać, że tym razem uda mu się zająć nawet dwie trzecie terytorium Ukrainy.
– Z wielkim niepokojem przyglądamy się obecnie sytuacji na granicy rosyjsko-ukraińskiej – mówił w środę Olaf Scholz. – Jeśli jeszcze nie wszyscy to zrozumieli, pozwólcie, że powtórzę słowa mojej poprzedniczki: wszelkie naruszenie integralności terytorialnej będzie miało swoją cenę, wysoką cenę – dodał wymownie.
Przywódca RFN zaznaczył, że jest otwarty na dialog z Rosjanami, na przykład prowadzony w tzw. formacie normandzkim. Nie zamierza jednak biernie przyglądać się kolejnym próbom destabilizacji sytuacji w Europie.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut