
Leszek Kuzaj, kierowca rajdowy
O gustach się nie dyskutuje, ale ja mody na spersonalizowane tablice nie lubię. Hasła z tablic bywają różne, ale mi jednak kojarzy się to ze złym smakiem. Nie oceniam tego gadżetu, bo właśnie w takich kategoriach bym to rozpatrywał. Sam, rejestrując samochód, staram się wybierać jak najmniej charakterystyczne rejestracje, chcę być skromnym człowiekiem. Kiedyś któryś ze znajomych wysłał mi filmik z internetu. Właściciel samochodu jeep wpisał w tablicę nazwę marki, a że pochodził z Poznania, wyszło co wyszło [po jeep]. Musiałbym mieć przystawiony pistolet do głowy, żeby zrobić sobie coś takiego.
Od tego czasu zaczęłam zwracać uwagę na treść samochodowych tablic rejestracyjnych. Piszę „treść”, bo konfiguracja wielu tablic nie jest wcale dziełem przypadku czy wyobraźni urzędników, ale efektem wielogodzinnych przemyśleń, rodzinnych kłótni, debat w gronie przyjaciół. Właściciele aut prześcigają się w pomysłach, jak wyróżnić się na tle innych, jak opowiedzieć o sobie i o swoim życiu za pomocą kilku cyfr i liter. Wystarczy 1000 złotych, by ze swojego wehikułu uczynić P0 CISK1, by błysnąć poczuciem humoru (W0 HAHA) lub egzotycznymi zainteresowaniami (W0 ODOO).