
Warszawski Iluzjon powrócił do budynku dawnego kina Stolica. I to powrócił w wielkim stylu. Wczoraj z lekką obawą udałam się na jeden z pierwszych pokazów w odnowionej siedzibie, bo mam do tego miejsca bardzo silny, emocjonalny stosunek. Bałam się, że straci klimat, jak wiele innych, modernizowanych ostatnio w Warszawie budynków, modernizowanych bez żadnego poszanowania dla ich dawnej architektury. Przeżyłam jednak miłe zaskoczenie.
REKLAMA
Niski, przytulny budynek na mokotowskiej ulicy Narbutta pokochałam prawie 20 lat temu. Kino Stolica było jednym z moich ukochanych miejsc na wagary w podstawówce. Zawsze było tam pusto i spokojnie, dzieciaków nie przeganiano, no i miało jeszcze jedną wielką zaletę: wystarczyło zapłacić za jeden bilet, żeby przesiedzieć w sali cały dzień, po skończonym seansie obsługa kina jednocześnie otwierała bowiem drzwi wejściowe na salę i te prowadzące z niej na dwór.
Sentyment pozostał, chociaż repertuar Stolicy był dość przypadkowy. Bardzo więc się ucieszyłam, gdy w 1997 roku właśnie do tego kina wprowadził się Iluzjon Filmoteki Narodowej. Ta instytucja, nazywana także Muzeum Sztuki Filmowej, pokazuje najlepsze, co X muza ma do zaoferowania, nie oglądając się na trendy, box office czy datę produkcji. W zazwyczaj opustoszałej sali, na zielonych, skrzypiących, koszmarnie niewygodnych fotelach, oglądałam po raz pierwszy filmy Buñuela, Godarda i Tarkowskiego. Uwielbiałam umawiać się ze znajomymi w parku przy Narbutta - umówić się z kimś było warto, bo przy kasach wisiała karteczka: "seans odbywa się dla co najmniej 5 osób"… Po projekcji można było pójść na piwo do uroczej, spelunkowatej Cafe Iluzjon na tyłach kina, później zamienionej na bardziej elegancką, ale nadal miłą knajpę Zaklęte Rewiry, nawiązującej do klasyki filmowej nie tylko nazwą, ale także zawartością menu.
Ta sielankowa historia zamieniła się jednak w dramat, kiedy po Warszawie rozeszła się niepokojąca wieść: Iluzjon będzie zamknięty. To prawda, gmach chyba od chwili powstania w latach 50. nie był remontowany, wyposażenie sali wołało o pomstę do nieba, ściany pomazane były graffiti… Ale my właśnie takim to kino kochaliśmy. Na ostatni seans w starym Iluzjonie – pokazano, oczywiście, "Ostatni seans filmowy" Petera Bogdanovicha – przyszły tłumy. Mój przyjaciel odkręcił dla mnie numerek z jednego z foteli na pamiątkę. Mam go do dziś i przez długi czas bałam się, że to jedyne, co pozostało z mojego ulubionego kina.
Działka na Starym Mokotowie to w końcu łakomy kąsek dla inwestora. Szybko pojawiły się informacje, że zamiast modernistycznego budynku pojawić ma się nowoczesny apartamentowiec. Sama podpisywałam kilka listów protestacyjnych i petycji w tej sprawie. I stał się cud - Filmotece Narodowej udało się pozyskać siedzibę na własność. Wykupiła budynek dzięki pieniądzom z ministerstwa kultury. Rozpoczął się remont. Na tym jednak cuda się nie skończyły.
Wczoraj poszłam do otwartego przed paroma dniami nowego Iluzjonu na rozpoczęcie retrospektywy filmów Wernera Herzoga. Radość z faktu, że znowu mogę umówić się na placyku przed kinem mieszała się z niepokojem: co z mojego starego, ukochanego miejsca pozostało? Przywitał mnie piękny neon na lśniącym bielą, odremontowanym gmachu. W środku - trochę za czysto i aseptycznie, w porównaniu do kina z moich wspomnień, ale jednocześnie pięknie i stylowo: marmurowe podłogi, zachowane dekoracje na ścianach, drewniane tabliczki z informacjami.
Ale największy zachwyt ogarnął mnie, gdy weszłam na salę. Poczułam się, jakbym odbyła podróż w czasie: rzędy niskich, miękkich foteli; ciemnobrązowa boazeria, nad nią wzorzysta tapeta i gipsowe płaskorzeźby z wizerunkami syrenki. To było moje dawne kino, odtworzone w zasadzie w każdym szczególe! Jedyne, co się zmieniło, to wielkość sali - dawną podzielono bowiem na dużą Stolicę, którą właśnie podziwiałam, i kameralną Małą Czarną na jej tyłach.
Po pierwszym seansie gwarantuje wszystkim: w nowym Iluzjonie poczujecie się jak w starym. Nawet fotele, chociaż nie skrzypią, są piekielnie niewygodne :-) Dziękuję ci, Filmoteko, za przywrócenie tego miejsca i za przywrócenie wiary, że nowe nie zawsze musi być wrogiem dawnego.