Powinna być jedną z najjaśniejszych gwiazd Hollywood z co najmniej jednym Oscarem i kilkoma nominacjami na koncie. Tymczasem Kirsten Dunst zaraz skończy 40 lat, a przemysł filmowy... ma ją w nosie. Mimo że każda jej rola zwala z nóg i udowadnia, że właśnie oglądamy na ekranie znakomitą aktorkę, to głośniej jest o jej rówieśniczkach, które na kominkach stawiają kolejne nagrody. Oto klątwa Kirsten Dunst: najbardziej niedocenianej aktorki swojego pokolenia – i jednej z najwybitniejszych.
Kirsten Dunst, która w przemyśle filmowym jest od prawie 34 lat, zagrała w ponad 58 filmach i 20 produkcjach telewizyjnych.
Amerykanka, które 30 kwietnia kończy 40 lat, nazywana jest najbardziej niedocenianą aktorką swojego pokolenia. Mimo wybitnych ról filmowych jest ignorowana przez Złote Globy czy BAFTY i nigdy nie została pełnowymiarową gwiazdą jak jej rówieśniczki.
Kirsten Dunst, powszechnie znana ze "Spider-Mana" czy "Dziewczyn z drużyny", nie daje się zaszufladkować. Znakomite role stworzyła m.in. w "Wywiadzie z wampirem", "Przekleństwach niewinności", "Uśmiechu Mony Lisy", "Zakochanym bez pamięci", "Marii Antoninie" czy "Melancholii", a także serialach "Fargo" i "Jak zostać Bogiem na Florydzie".
W 2021 roku zagrała w westernie "Psie pazury" Jane Campion i po raz pierwszy została nominowana do Oscara. W kategorii najlepsza aktorka drugoplanowa przegrała jednak z Arianą DeBose za "West Side Story".
"Gdybym do końca życia miała oglądać tylko jedną aktorkę, byłaby to Kirsten Dunst" – napisał ktoś na Twitterze. Hasztag: #KirstenDunstIsUnderrated (Kirsten Dunst jest niedoceniana). Treści określonych takim hasłem są w internecie setki.
Powiemy: przesada. Marudzenie szalonych fanów, tania manipulacja, gra na emocjach speców od PR-u. Nie. Kirsten Dunst – która w przemyśle filmowym jest od ponad 30 lat – naprawdę jest najbardziej lekceważoną i pomijaną aktorką swojego pokolenia. I wie o tym nawet... sama Kirsten Dunst.
Dorosła w ciele dziecka
11 listopada 1994, piątek. Amerykanie nie idą tego dnia do pracy – jest Dzień Weterana, mają długi weekend. Wiele z nich jako rozrywkę wybierze tego dnia kino. Grają "Skazanych na Shawshank" i "Pulp Fiction, a kinowi dystrybutorzy przygotowali aż dwie nowości: świąteczną komedię familijną "Śnięty Mikołaj" i film o zgoła innym klimacie, kostiumowy horror "Wywiad z wampirem".
W głównym rolach tego drugiego: popularny gwiazdor z kinowymi hitami i nominacją do Oscara na koncie, przystojniak, który właśnie jest u progu spektakularnej kariery i dziecko, które na gwiazdorski Olimp nigdy nie zostanie wpuszczone. Tom Cruise, Brad Pitt i ona, Kirsten Dunst – 12-latka o niemieckobrzmiącym nazwisku (jej ojciec jej Niemcem, Dunst ma dwa obywatelstwa: amerykańskie i niemieckie).
Wampirzyca Claudia – dorosła uwięziona na wieczność w ciele dziecka – ma burzę jasnych loków, bladą twarz, lekko wystające zęby i wielkie, niebieskie oczy. Wygląda jak aniołek albo urocza lalka z horrorów, która okazuje się opętana. Gdy Claudia wpada w szał i krzyczy na swoich przybranych wampirzych ojców "Który z was mi to zrobił?", widzowie odczuwają niepokój i dyskomfort. Nie mogą jednak oderwać oczu od charyzmatycznej dziewczynki.
Wcale nie dlatego, że może gdzieś już im mignęła. W końcu od trzeciego roku życia występuje w reklamach, zagrała u Woody'ego Allena czy u boku Toma Hanksa i pojawiła się w satyrycznym show "Saturday Night Live" (którego odcinek siedem lat później poprowadzi) jako wnuczka George'a Busha Seniora. Nie można oderwać od Kirsten wzroku, bo ta mała dziewczynka kradnie film. Skutecznie odwraca uwagę od przystojnych i starszych od niej o dwie dekady mężczyzn, a drewniany w "Wywiadzie z wampirem" Pitt mógłby uczyć się od niej aktorstwa.
Kirsten zwraca też uwagę krytyków, którym film, wielki kasowy sukces, średnio się podoba (Oprah Winfrey wychodzi z filmu po 10 minutach, bo jest dla niej zbyt mroczny). "Jednym z bardziej przerażających aspektów tej historii jest postać dziecięcej wampirzycy Claudii, granej przez Kirsten Dunst, około 12-letniej. W powieści ("Wywiad z wampirem" Anne Rice – red.) bohaterka miała sześć lat, ale nawet dwa razy starsza jest niepokojąca – uwięziona w ciele dziecka, starzejąca się dekada po dekadzie. Dunst, być może z pomocą subtelnego makijażu Stana Winstona, w jakiś sposób potrafi uchwycić ideę podeszłego wieku w pozornej młodości" – pisze w swojej recenzji ceniony krytyk filmowy, laureat Pulitzera Roger Ebert.
Jak to jest całować Brada Pitta?
Mała Dunst, która zaledwie rok temu przeprowadziła się z New Jersey na drugim końcu kraju do słonecznego Los Angeles z mamą i bratem po rozwodzie rodziców, dostaje za rolę Claudii nagrodę MTV i Saturna. Zostaje nominowana do Złotych Globów jako jedna z najmłodszych aktorek w historii. W kategorii najlepszej drugoplanowej aktorki będzie walczyć z 62-letnią Sophią Loren, 48-letnią Dianne West, 30-letnią Robin Wright-Penn i 24-letnią Umą Thurman, która jeszcze nie wie, że jej taniec z Johnem Travoltem w "Pulp Fiction" przejdzie do historii kina.
Na swoim pierwszym czerwonym dywanie mała aktorka pojawia się z mamą i młodszym bratem. W krótkiej bordowej sukience z weluru z tiulowymi rękawami, czarnych lakierkach, fryzurze przypominającej fryzury komunijne w dalekim kraju nad Wisłą (karbowane włosy z grzywką) i białych perłach na szyi wygląda jak filmowa Claudia A.D. 1994. Szeroko się uśmiecha, pozuje fotoreporterom. Czuje się tutaj jak ryba w wodzie, a obecność wielkich gwiazd wcale jej nie peszy.
Złotego Globa jednak nie wygrywa, nagroda trafia do West za komedię kryminalną "Strzały na Broadwayu. Nie otrzymuje też nominacji do Oscara, mimo że typowana jest jako jedna z faworytek. Może Akademia ma dosyć małych dziewczynek w poważnych rolach? W końcu zaledwie rok wcześniej statuetkę za drugoplanową rolę w "Fortepianie" Jane Campion otrzymała 11-letnia Anna Paquin. Dunst nie idzie jej ślady, ale nie wie, że 26 lat później to Jane Campion ma szansę odmienić jej karierę.
Dunst jest niewątpliwie aktorskim objawieniem, mimo to dziewczynka za każdym razem – na czerwonym dywanie przed ceremonią Złotych Globach, w wywiadach prasowych, telewizyjnych talk-shows – słyszy praktycznie tylko jedno pytanie: jak to jest całować Brada Pitta? 12-latka całuje się na ekranie z 31-letnim aktorem, co dzisiaj byłoby nie do pomyślenia, ale wtedy elektryzuje każdego. "Dziwnie" – odpowiada najczęściej.
David Letterman nie ma problemów z zapytaniem nastoletniej Kirsten o pocałunek z dorosłym mężczyzną w rozmowie, która dziś przyprawia o ciarki żenady. – Nie podobało mi się. Brad miał suche usta. Nie wiem, co powiedzieć więcej – odpowiada uprzejmie Kirsten, która sprawia wrażenie grzecznej, radosnej i ambitnej amerykańskiej cheerleaderki (którą zresztą jest). Lettermana interesują pocałunki, a ją aktorstwo. – Mam nadzieję, że będę aktorką do końca życia. Chcę też pisać i reżyserować – mówi. Letterman chwilę się śmieje, a następnie prosi Kirsten, aby pokazała cheerleaderskie tricki – 13-latka bierze pompony, skacze i skanduje koło jego biurka.
Kirsten nie ma pojęcia, że 1995 roku będzie dla niej proroczy. Smak pominięcia i seksizmu pozna aż za dobrze.
Cheerleaderka o wielkim sercu
Dunst gra w filmie za filmem. Dostaje rolę w hicie "Jumanji" z Robinem Williamsem i "Małych kobietkach" z Susan Sarandon, Winoną Ryder, Claire Danes i Christianem Balem, w których zagra Amy, tę samą, w którą 25 lat później wcieli się 23-letnia Florence Pugh i dostanie nominację do Oscara. Zanim Kirsten skończy 18 lat, do "Wywiadu z wampirem" dołoży aż 20 filmowych ról. Przed 40-stką jej filmografia będzie zawierać ponad 58 filmów i prawie 20 telewizyjnych produkcji.
O jej karierę dba przedsiębiorcza mama. Inez Rupprecht jest skupiona na sukcesie córki, dla której przecież specjalnie przenosi się z dziećmi do Los Angeles. Kirsten nie wydaje się jednak mieć tego matce za złe. – Bycie dziecięcym aktorem może być naprawdę niezdrowe dla psychiki. Ale moja mama zawsze posyłała mnie do normalnej szkoły, więc nigdy nie przegapiłam balu maturalnego, wycieczek ani żadnej z tych rzeczy – mówi w 2015 roku w jednym z wywiadów.
Sześć lat później, już jako matka dwóch synów, 3-letniego Ennisa i kilkumiesięcznego Jamesa, ze swoim narzeczonym, aktorem Jessem Plemonsem, powie dziennikarzowi magazynu "People": – Słuchaj, jeśli moje dzieci zechcą być aktorami, będę wspierać je we wszystkim, co wybiorą.
Nastoletnia Kirsten również ma wsparcie mamy, dzięki czemu robi coś, na co w latach 90. wiele aktorek nie ma odwagi: eksperymentuje. Gra w komediach dla nastolatków, horrorach, thrillerach, udziela się w dubbingu. Nawet jako animowana Anastazja czy tytułowa bohaterka anime "Podniebna poczta Kiki" daje z siebie wszystko.
Hollywood robi jednak wszystko, aby ją zaszufladkować, bo wygląd Dunst aż się o to prosi. Niebieskooka blondynka o jasnej cerze – Kirsten reprezentuje kanon urody, który przez dekady był uważany przez kulturę jako idealny. Dunst obsadzana więc jest w większych produkcjach jako cheerleaderka, uczestniczka konkursów piękności, słodka idiotka, dziewczyna z sąsiedztwa.
Ale Kirsten się nie daje i nawet z najbardziej typowej roli wyciąga coś więcej, udowadniając jak bardzo fascynującą i niesztampową jest aktorką. Co chwila zaskakuje. Jako cheerleaderka w "Dziewczynach z drużyny", jednym ze swoim najpopularniejszych filmów, okazuje współczucie, uczestniczka wyborów piękności w satyrycznej "Zabójczej piękności" (filmie zmieszanym z błotem, ale po latach uznanym za kultowy) pomaga innym osiągnąć sukces, a słodka idiotka w komedii "Dick" przyczynia się do upadku amerykańskiego prezydenta. Z kolei dziewczyna z sąsiedztwa w doskonałych, lecz niedocenianych "Przekleństwach niewinności", pierwszym pełnometrażowym filmie Sofii Coppoli, która w Dunst znajdzie swoją muzę, ma myśli samobójcze.
Obalanie kulturowych archetypów stanie się głównym znakiem rozpoznawczym jej bohaterek. "Być może właśnie dlatego, że widzowie nie są przyzwyczajeni do oglądania kogoś, kto wygląda jak Dunst, grającego tak wywrotowe role, nieustannie rozbija ona na miazgę wszystkie nasze oczekiwania. Dzięki temu, że (Kirsten) nie chce robić tego, czego się od niej oczekuje, Hollywood nie może zrobić z nią tego, co lubi robić z aktorkami, czyli przypisywać ich do określonego typu, by były łatwiej przyswajalne, aby wszystkie je potem łatwo przeżuć i wypluć" – pisała kilka lat temu Kristin Iversen w magazynie "Nylon" w artykule "Pochwała Kirsten Dunst, najbardziej niedocenianej aktorki swojego pokolenia".
Aktorka, która niczego nikomu nie udowadnia
W 2002 roku Kirsten, która wybiera kino i nie idzie do koledżu, pojawia się w roli, dla której wiele młodych aktorek dałoby się pokroić. Zostaje dziewczyną Spider-Mana. Rudowłosą, ambitną Mary Jane Watson zagra jeszcze dwa razy, a w ciągu tych pięciu pajęczych lat nieskończenie wiele razy zostanie zapytana, jak to jest całować się do góry nogami i czy ma romans z Tobeyem Maguirem.
O przygodzie z komiksowym blockbusterem do dziś będzie wypowiadać się z czułością i dumą. Zapytana na początku 2022 roku, czy chciałaby powtórzyć rolę Mary Jane w Marvelu, odpowie: "Oczywiście, że tak. Oczywiście. Kilka razy mnie o to pytano. Nawet nie muszę się nad tym zastanawiać. To ogromna część mojej kariery i mojego życia". W "Spider-Manie: Bez powrotu do domu", w którym grają praktycznie wszyscy aktorzy ze starych Spider-Manów, Kirsten jednak nie ma. Podobnie jak Emma Stone, Kirsten dopiero po premierze dowie się o połączeniu wszystkich filmów o Człowieku Pająku.
Po pierwszym "Spider-Manie" Dunst ma do wyboru dwie drogi. Może dalej grać w kasowych superprodukcjach albo odwrócić się na pięcie i uciec w kino niezależne. Ale Kirsten, która nie pozwoliła zaszufladkować się Hollywood, sama tego też nie zrobi. Będzie umiejętnie lawirować między gatunkami, zgrabnie uciekając wyobrażeniom producentów oraz oczekiwaniom widzów i po cichu budować znakomitą karierę.
"Nylon" pisze o niej: "Dunst zbudowała jedną z najbardziej fascynujących i zróżnicowanych karier spośród hollywoodzkich aktorek swojego pokolenia: nie ograniczając się do jednego gatunku, demonstrując talent zarówno w komedii, jak i tragedii, pracując z wizjonerskimi reżyserami i szukając ról, które aktorowi płci męskiej niewątpliwie przyniosłyby niewypowiedziane pochwały krytyków".
W swoich filmach Kirsten lawiruje między euforią, smutkiem, tęsknotą, samotnością i gniewem. Wie, jaką siłę ma uśmiech, gest czy spojrzenie, a jej oczy sprawiają wrażenie, jakby widziały już wszystko. Gra jakby od niechcenia. Kristin Iversen z magazynu "Nylon" stwierdzi, że tak, jakby nie musiała nikomu niczego udowadniać. I faktycznie. Podczas gdy niektóre role aż krzyczą "dajcie mi Oscara!" (Leonardo DiCaprio w "Zjawie", Anne Hathaway w "Nędznikach". Nicole Kidman w "Godzinach"), Kirsten po prostu jest. Nie przechodzi wielkich metamorfoz, nie szarżuje, jest naturalna, szczera i prawdziwa.
– Tak naprawdę nie zdaję sobie w pełni sprawy z tego, co robię. Trudniej jest nie być świadomym tego, co robisz, niż być świadomym. Trudno jest zatracić się w scenie, wejść w postać, kiedy wszyscy stoją wokół ciebie na planie – mówi w 2000 roku w magazynie "Interview".
Pani już dziękujemy
W 2002 roku, roku "Spider-Mana" Dunst nie wie jeszcze, że stworzy role, które – tak jak Torrance z "Dziewczyn z drużyny" czy Lux z "Przekleństw niewinności" – staną się ikoniczne. Nie wie też, że przez kolejne dwie dekady jej starań nie docenią największe i najbardziej prestiżowe nagrody za oceanem.
"Maria Antonina", 2006 rok. W kolejnym filmie Coppoli Dunst w całości daje popis swojego niezwykłego talentu. Jako młoda królowa Francji, naiwna i rozpieszczona, idealnie odda ducha amerykańskich nastolatek uwięzionych w kokonie oczekiwań i złotych klatkach. W znakomitej, ale aż do bólu skrytykowanej produkcji (ponownie – jak to w przypadku filmów z Dunst bywa – docenionej dopiero po latach) tworzy rolę, którą w każdym normalnym świecie obsypano by nagrodami. Ale nikt nimi nie sypie, krytycy i akademie mają ją w nosie.
"Melancholia", 2011 rok. W apokaliptycznym i wizjonerskim dramacie Larsa Von Triera Kirsten Dunst gra z pozoru beztroską pannę młodą, która zmaga się z depresją i przewiduje koniec świata. Dunst, dzięki której ból choroby i egzystencjalne cierpienie odczuwa się całym ciałem, tworzy rolę wybitną. Rolę, za którą każdy inny aktor, trzymałby w rękach Oscara. Dunst dostaje Złotą Palmę w Cannes, do nagród Akademii Filmowej, Złotych Globów czy Bafta, nie zdobywa nawet nominacji, do czego mogła przyczynić się niesławna wypowiedź Von Triera: "Rozumiem Hitlera, nawet mu współczuję".
Dunst jest także zlekceważona w "Zakochanym bez pamięci", w którym przejmująco portretuje Mary, kobietę, której wymazano z głowy miłość jej życia. W słabiutkim "Elizabethown" z Orlando Bloomem jest jedynym jasnym punktem, w "Wieczorze panieńskim" pokazuje komediowy pazur, a thriller "Rozgrywka" ratuje swoją charyzmą.
Coś drgnie dopiero dzięki telewizji. W Cannes dostaje nominację do Złotych Globów i Emmy za "Fargo", wyróżniona jest także (jedynie nominacją) za smakowite "Jak zostać Bogiem na Florydzie", w którym – kiczowato ubrana i mówiąca z dziwacznym akcentem – tworzy jedną z najlepszych ról w karierze. Zresztą im starsza i dojrzalsza jest Dunst, tym bardziej gra tak, jakby nikt na nią nie patrzył i przed nikim nie musiała się popisywać.
Wtedy przychodzi uznanie. Po doskonałym westernie "Psie pazury" Jane Campion, w którym gra z partnerem Jessem Plemonsem (znakomitym aktorem, ale niedocenianym prawie tak jak Kirsten Dunst), wpływowi ludzie Hollywood nie mogą udawać, że "dziewczyna Spider-Mana" nie istnieje.
– (...) O wiele więcej czerpię z aktorstwa. Rola potrafi być dla mnie przeżyciem oczyszczającym, aktorstwo cieszy mnie o wiele bardziej, niż kiedy miałam 20 lat. Tak, dziś kocham ten zawód mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Myślę, że byłoby to uczucie stałe, gdybym mogła regularnie pracować z takimi twórcami jak Jane. Ale wszyscy wiemy, że to nie jest możliwe – mówi w "Vogue'u".
Za rolę maltretowanej psychicznie przez szwagra kobiety i alkoholiczki dostaje nominacje do Złotego Globa, SAG Awards i upragnionego Oscara. Za każdym razem przegrywa jednak z (fantastyczną) Arianą DeBose z "West Side Story", a Brytyjska Akademia Filmowa szokuje i nie przyznaje Dunst nominacji do BAFTA.
Ale pierwszą nominację Kirsten do Oscara przyćmiewa incydent, który z założenia miał być zabawny, ale w rezultacie był przykry i... krindżowy. Na marcowej gali – tuż po ataku Willa Smitha na Chrisa Rocka – prowadząca Amy Schumer udaje, że myli aktorkę z "wypełniaczem miejsc" na widowni. Gdy wygania Dunst z miejsca i siada obok (również nominowanego do Oscara) Jessego Plemonsa, ten jest bardziej zirytowany, niż rozbawiony.
– Ale wiesz, że to moja żona? – pyta aktor Schumer, na co komiczka odpowiada: "Ożeniłeś się z tą wypełniaczką miejsc?". Żart tak nie spodobał się widzom, że Schumer (która podobno dostała potem groźby śmierci), musiała przeprosić.
"Czuję się, jakbym była nikim"
Dlaczego Hollywood tak długo ignoruje Kirsten Dunst, która nigdy nie została gwiazdą pokroju Angeliny Jolie czy Natalie Portman? Bo nie zabiega o nominacje na branżowych imprezach? Bo szczerze pokazuje kobiece doświadczenia, które dla "wielkich" Hollywood (wciąż głównie mężczyzn) są nudne i trywialne? Bo nie da się jej określić w trzech zdaniach? Ma złego menadżera lub nie umie prowadzić konta na Instagramie?
Nie wie tego nawet ona sama. – Zdaję sobie sprawę, że na koniec dnia liczy się tylko twoja praca i to na niej naprawdę zależy ludziom. Jestem wystarczająco inteligentna, aby to wiedzieć i mam perspektywę. Ale czasami myślisz sobie: "hm, byłoby miło zostać docenioną przez swoich kolegów – szczerze wyjawia w 2019 roku w radiowym programie "In Depth With Larry Flick".
– Spośród wszystkich rzeczy, które ludzie lubią, pamiętasz, gdy wszyscy zjechaliście "Marię Antoniną"? Teraz wszyscy ją kochacie. "Zabójcza piękność"? Zjechana. Teraz ją kochacie. To mnie bardzo zastanawia. Mam wrażenie, że wiele rzeczy, które robię, ludzie lubią dopiero później. Nigdy nie byłam doceniona przez branżę. Ciągle czuję się, jakbym była nikim. Nie wiem, może myślą, że jestem tą dziewczyną z "Dziewczyn z drużyny" – kontynuuje Dunst. Jak to ona: bez pretensji, uprzejmie i z uśmiechem.
I dodaje: – Robię wszystko, co powinnam! Nie jestem nieuprzejma i promuję filmy. Myślę sobie, co jeszcze powinnam zrobić. Jestem wyluzowana. Może za mało gram w tę grę. Nie wiem.