
Wojciech Maziarski w swoim komentarzu w "Gazecie Wyborczej" w mocno ironicznym tonie pisze o przywódcach "Marszu Niepodległości" oceniając, że ponad 20 tysięcy jego uczestników zgromadziło się tam przeciwko Donaldowi Tuskowi. W organizacjach takich jak ONR czy Młodzież Wszechpolska publicysta widzi zagrożenie, które powinno być monitorowane przez służby.
REKLAMA
Zdaniem Wojciecha Maziarskiego z powodu sporej frekwencji na Marszu Niepodległości, jego liderzy czują się przywódcami ruchu społecznego. Jednak ma to być tylko złudzenie, bo ludzi przyciągnęła tam wizja wspólnego sprzeciwu prawicy wobec rządu Donalda Tuska. Jednak jeszcze przed 11 listopada wiele środowisk wycofało się z uczestnictwa. Pomimo tego środowiska biorące udział w Marszu powinny być pod lupą.
Przede wszystkim policja i służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo wewnętrzne. To zadanie dla nich, chyba pierwsze tak ważne od upadku PRL-u. (…) Deklaracje i wypowiedzi Roberta Winnickiego i jego kolegów wskazują, że w tym środowisku drzemie potencjał wywrotowy, który w przyszłości może zaowocować aktami przemocy i terroru.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Zobacz też: "Zdelegalizować SLD" ma już więcej fanów niż oficjalna strona partii. Narodowcy odpowiadają Sojuszowi
W obozie Młodzieży Wszechpolskiej i ONR-u Maziarski widzi miejsce, gdzie można szukać "polskiego Breivika". Według publicysty służby powinny monitorować to środowisko, by móc zapobiec tragedii. Dziennikarz deklaruje, że powinny zająć się tym służby, a on jako publicysta może tylko zareagować cieszyć się z inwigilacji wszechpolaków.
Czytaj też: Policja ujawniła zdjęcia podejrzanych o udział w zamieszkach podczas Marszu Niepodległości
Źródło: "Gazeta Wyborcza"

