Policjant Louis Santiago z New Jersey w Stanach Zjednoczonych śmiertelnie potrącił Polaka Damiana Dymkę, a następnie ukrył jego ciało w aucie. Po dwóch godzinach jednak wrócił na miejsce wypadku. 25-letni funkcjonariusz był pod wpływem alkoholu. W chwili wypadku był po służbie. Postawiono mu 12 zarzutów. Nie przyznał się do winy.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.
Napisz do mnie:
natalia.kaminska@natemat.pl
Policjant Louis Santiago z New Jersey w USA śmiertelnie potrącił Polaka Damiana Dymkę.
Policjant nie wezwał pomocy ani też nie udzielił pomocy potrąconemu.
Sprawcy wypadku postawiono 12 zarzutów. Nie przyznaje się do winy.
Sprawę feralnego wypadku opisała w niedzielę amerykańska telewizja NBC News. W noc halloweenową 1 listopada w 2021 roku, około trzeciej nad ranem, policjant Louis Santiago wracał samochodem do domu.
Policjant śmiertelnie potrącił w Polaka USA
"Policjant patrzył w telefon komórkowy, kiedy jego samochód zjechał na pobocze i uderzył w mężczyznę, który akurat szedł zaciemnionym odcinkiem autostrady, twierdzą prokuratorzy" – czytamy na stronie telewizji.
Obrońca policjanta twierdzi, że jego klient był przekonany, że potrącił zwierzę. Damian Dymka miał tego wieczoru na sobie kostium. Była to czarna maska ze złotymi rogami i brązowe futro zarzucone na ramiona. Tego wieczoru odbywało się bardzo popularne w USA święto Halloween.
"Dymka został uznany za zmarłego na miejscu zdarzenia, ale dopiero ponad dwie godziny później. W ciągu tych dwóch godzin, Santiago pojechał do domu z ciałem ofiary na tylnym siedzeniu, a następnie wrócił na miejsce wypadku. Nie zadzwonił w tym czasie pod numer 911, ani nie próbował udzielić pomocy mężczyźnie" – twierdzą prokuratorzy, cytowani przez stację.
Policjantowi postawiono 12 zarzutów
Prokuratura postawiła policjantowi 12 zarzutów, w tym zabójstwo podczas prowadzenia pojazdu i narażenie na niebezpieczeństwo rannej ofiary. Nie przyznał się do winy.
W relacji telewizji przyjaciele i rodzina Damiana Dymki zastanawiają się, co by było, gdyby oficer natychmiast zadzwonił pod numer 911, i czy Damian mógł zostać uratowany.
– Jeśli było źle, pamiętam, że po prostu mogłem przytulić Damiana i poczuć, że wszystko będzie dobrze – powiedział stacji Jess Valdanero, wieloletni przyjaciel ofiary. Podkreślił, że Damian nigdy nie zostawił go dopóki, nie wiedział, że jest już dobrze.
NBS News podkreśla, że Polakowi pasowało to, że pracował jako pielęgniarz, spędzając dni na pomaganiu ludziom starszym lub niedołężnym w ośrodku zarządzanym przez hrabstwo w północnym New Jersey. Miał też plany na przyszłość.
Jak opowiedział jego chłopak, oboje chcieli zdobyć tytuł licencjata nauk medycznych, aby zostać pielęgniarzami turystycznymi. To była praca, która dałaby im swobodę wyjazdu z New Jersey i zwiedzania USA.
– Chcieliśmy mieć świetny sposób na podróżowanie po kraju – powiedział stacji jego chłopak, Rosemberg Ochoa.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut