Mateusz Czuchnowski, czyli syn dziennikarza śledczego "Wyborczej" Wojciecha Czuchnowskiego, odebrał telefon, który miał być infolinią CBA. Jednak tak nie było, gdyż usłyszał tylko groźbę śmierci. W tym czasie z jego numeru wywoływano fałszywe alarmy.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.
Napisz do mnie:
natalia.kaminska@natemat.pl
Poznańska "Gazeta Wyborcza", która pisze o sprawie, relacjonuje, że Mateusz Czuchnowski przebywa obecnie w stolicy Wielkopolski, gdzie pracuje przy spektaklu teatralnym.
W czwartek 20 stycznia Czuchnowski junior zobaczył kilka nieodebranych połączeń z różnych części kraju. Zaczął oddzwaniać. – Odezwała się komenda w Polkowicach. Powiedzieli, że z mojego numeru wywołano fałszywy alarm bombowy. Kolejny telefon – znów policja i znów fałszywy alarm – opowiedział gazecie.
Syn dziennikarza "Wyborczej" dostał telefon z groźbami
W międzyczasie sam odebrał telefon. Na wyświetlaczu pojawiła się informacja, że dzwoni do niego infolinia Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Głos w słuchawce powiedział tylko: "Zginiesz za zdradę ojczyzny".
Syn dziennikarza zgłosił sprawę na policję w piątek 21 stycznia. Policja poinformowała go również, że z jego numeru telefonu wywołano w czterech województwach fałszywe alarmy bombowe.
Przypomnijmy, że takich ataków w ostatnim czasie było kilka. 12 stycznia senator KO Krzysztof Brejza napisał na Twitterze, że ktoś wszczyna fałszywe alarmy bombowe z telefonu jego żony.
Dorota Brejza dowiedziała się o alarmach bombowych, które wychodziły z jej telefonu, dzięki użytkownikom Twittera. – Małżonka była zdenerwowana, była sama. Ja wtedy głosowałem w Senacie. Ten moment był wybrany w sposób nieprzypadkowy – mówił wcześniej naTemat.pl senator Krzysztof Brejza.
Polityk dąży obecnie do tego, by Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i policja, które wraz z żoną zawiadomił o sprawie, szybko ustaliły sprawców. Także w połowie stycznia Roman Giertych przekazał w mediach społecznościowych, że ktoś, używając numeru telefonu jego córki, rozsyła alarmy bombowe.
W ostatnim czasie było kilka takich ataków
"Policja poinformowała mnie, że ktoś używając numeru telefonu mojej córki rozsyła alarmy bombowe. Zemsta za ujawnienie afery Pegasusa coraz bardziej prawdopodobnym motywem sprawców. Najpierw Dorota Brejza a potem Maria Giertych" – informował wówczas na Twitterze Giertych. W obu tych sprawach prokuratura właśnie wszczęła śledztwo.
W ubiegłym tygodniu także Paweł Wojtunik informował, że ktoś przejął jego numer telefonu, a następnie zadzwonił do jego córki z komunikatem, iż "tata nie żyje". To kolejny już atak na rodzinę byłego szefa CBA.
Już przed kilkoma dniami Paweł Wojtunik donosił, że jego córka stała się ofiarą cyberprowokacji. Wtedy okazało się, że ktoś stworzył adres łudząco podobny do tego, którym posługuje się nastolatka i rozsyłał wiadomości z groźbami karalnymi do lokalnych urzędników i policjantów z miejscowości, z którymi związana jest rodzina Wojtuników.
– Biorąc pod uwagę, że moja córka ma 15 lat, a moje nazwisko jest lokalnie znane, jest to po prostu karygodne i obrzydliwe, niegodziwe – komentował były szef CBA.
– Mam nadzieję, że minister sprawiedliwości nada tej sprawie najwyższą rangę i zostanie ona objęta nadzorem i wyjaśniona nie tylko dla dobra mojego dziecka, ale też w interesie ochrony was wszystkich. Bo wszystkich was może spotkać taka sytuacja – tak reagował potem podczas swojej konferencji prasowej były szef CBA. Wyznaczył też nagrodę za pomoc w ujęcia sprawców tych ataków.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut