Lubimy podglądać życie bogatych, pięknych i wpływowych. Dobrze wie o tym Georgina Rodriguez, która postanowiła wpuścić kamery również do swojego życia. Jednak podczas gdy reality show o rodzinie Kardashianów obfituje w smaczki, emocje i słowne potyczki, to "Jestem Georgina", serial o dziewczynie Cristiano Ronaldo, jest po prostu nudny i przesłodzony do bólu. To niekończąca się parada zakupów, jachtów i markowych ubrań podlana sosem idealnego, rodzinnego życia piłkarza i jego partnerki.
"Jestem Georgina" to serial reality show Netflixa o Georginie Rodriguez, dziewczynie Cristiano Ronaldo, jednego z najlepszych piłkarzy na świecie, którego na Instagramie obserwuje prawie 400 milionów osób.
W "Jestem Georgina" oglądamy bajeczne życie pochodzącej z Argentyny Georginy Rodriguez, która przeszła drogę od pucybuta do milionera.
W serialu pojawiają się także Cristiano Ronaldo oraz jego dzieci, które wychowuje ze swoją partnerką. Obecnie Georgina Rodriguez jest w ciąży i spodziewa się bliźniąt.
"Jestem Georgina" to bajkowy i przesłodzony obraz perfekcyjnego życia, który jednak nuży i nie budzi żadnych emocji.
Pięć lat temu bogaty, wpływowy i przystojny książę wszedł do luksusowego butiku, w którym poznał Kopciuszka. Strzała Amora trafiła ich od razu. Książę postanowił zdobyć Kopciuszka, a sam Kopciuszek, dziewczyna z ludu, nagle wracała do domu Bugatti, mimo że do pracy jechała autobusem. Zostali parą, a Kopciuszek wszedł do świata oszałamiającej sławy i ogromnych pieniędzy. Razem z księciem wychowują gromadkę dzieci, latają prywatnymi samolotami, pływają luksusowymi jachtami i żyją długo i szczęśliwie.
Oto współczesna wersja bajki o Kopciuszku, której bohaterką jest Georgina Rodriguez. Modelka i influencerka, która przeszła wręcz filmową drogę od pucybuta do milionera. Kobieta, która zupełnym przypadkiem spotkała i rozkochała w sobie jednego z najlepszych, najbardziej wpływowych i najbogatszych piłkarzy na świecie. Jednak mimo że bajki nigdy nam się nie znudzą, to bajka, jaką jest "Jestem Georgina" Netflixa jest nudna i słodka aż do wymiotów.
Przepych na pokaz
Żyjemy w czasach, w których reality show są prawdziwą żyłą złota. Możemy się wkurzać, że głupawe programy o sławnych i bogatych powstają jak grzyby po deszczu, ale tak naprawdę możemy za to obwiniać tylko samych siebie. Uwielbiamy podglądać, o czym świadczy, chociażby popularność "Z kamerą wśród Kardashianów" czy "Żon Miami".
Co ma wspólnego z tymi tytułami licząca 6 odcinków "Jestem Georgina"? Bogactwo i przepych. Dziewczyna Cristiano Ronaldo, która, w co drugiej scenie podkreśla, że kiedyś nie miała nic, ale dzisiaj ma wszystko, lubi luksus i wcale tego nie ukrywa. Serial to niekończąca się parada prywatnych odrzutowców, luksusowych jachtów oraz niebotycznie drogich sukienek, szpilek i torebek z logo najsłynniejszych projektantów (i niestety często okropnie kiczowatych).
Jej partner jest bogaty, a Rodriguez z tego korzysta, w czym nie ma oczywiście nic złego. Problem w tym, że przepych nie wystarczy na 6 odcinków serialu reality show. Po chwili zaczynamy się zastanawiać, dlaczego pokazuje się tylko tę materialną stronę Georginy, która wydaje się naprawdę miłą osobą (mimo że śmieje się z kąpieli Polaków lub Katalończyków, którzy nazywani są w Hiszpanii "Polacos"). Dlaczego nie pokazać, chociażby akcji charytatywnych, w których angażuje się wraz z Cristiano Ronaldo? W rezultacie Rodriguez wydaje się płytką osobą, w której najciekawszy jest... jej chłopak.
Za mało Ronaldo
Sam Cristiano Ronaldo pojawia się w serialu, ale nie ma go dużo. A szkoda, bo sceny z piłkarzem są najjaśniejszym punktem "Jestem Georgina". Ronaldo, który sam jest już luksusową marką, wypada znacznie bardziej ludzko niż jego dziewczyna. Jest skromniejszy, racjonalniejszy i zakochany w Georginie oraz swoich dzieciach. Reality show o nim byłoby znacznie ciekawsze niż o Rodriguez.
Urocze są również sceny Georginy z dziećmi. Para wychowuje wspólnie aż czwórkę pociech: syna Ronaldo, Cristiano Juniora, którego matka jest nieznana, bliźnięta Mateo i Evę Marię, które piłkarzowi urodziła surogatka oraz wspólną córkę Alanę (niedługo rodzina powiększy się o bliźnięta). Nie ma wątpliwości, że Georgina jest świetną matką i jest szczerze oddana swoim dzieciom. A te mają to do siebie, że nie potrafią udawać, dlatego sceny z maluchami są najbardziej szczere w całej serii.
"Jestem Georgina" nie jest bowiem szczerym portretem partnerki Ronaldo. To serial, który miał pokazać bajeczne życie rodziny CR7, dlatego nie ma w nich skandali, wpadek czy kłótni. Wszystko jest perfekcyjnie wyreżyserowane (sceny z przyjaciółmi są niemiłosiernie sztuczne) i wykadrowane, tak aby widz nie miał wątpliwości, że Georgina Rodriguez żyje w bajce.
Za dużo słodyczy
Ta bajka jest jednak słodka "do porzygu". To tęcza i jednorożce, które, owszem, są miłe i sympatyczne, ale nie na 6 długich odcinków, w których nic się nie dzieje. W "Jestem Georgina" nie dowiemy się o domniemanym konflikcie z rodziną influencerki, o którym mówią media, ani o cieniach życia w błysku fleszy. Nie będziemy zainspirowani, bo Georgina, w przeciwieństwie do Cristiano, nie jest inspirująca. Po prostu miała szczęście.
Nie udaje się też sprzedanie Georginy jako kobiety, która zręcznie nawiguje między własną karierą, byciem partnerką sławnego piłkarza a wychowywaniem gromadki dzieci. Owszem, Argentynka szybko odnalazła się w życiu w blasku fleszy i wydaje się świetnie sobie radzić, ale ma do pomocy cały sztab ludzi. Trudno podziwiać ją jako współczesną matkę, która sama radzi z czwórką dzieci podczas (częstych) nieobecności partnera, skoro ma do dyspozycji aż kilka niań.
Serial Netflixa można więc spokojnie sobie darować, chyba że uwielbiacie oglądać luksusowe życie sław albo jesteście zagorzałymi fanami Cristiano Ronaldo i chcecie wiedzieć wszystko o jego życiu. Jeżeli nie, to już lepiej włączyć w ramach odmóżdżającego, wieczornego seansu "Z kamerą wśród Kardashianów". Oni są przynajmniej ciekawsi niż Georgina Rodriguez.