
Reklama.
– O same buty będziemy jeszcze walczyć, bo one są tylko zmodyfikowane, a nie nowe, jak twierdzi Stefan Hongacher czy FIS. Każdy szykuje jakąś broń w postaci nowinki technicznej i wyciąga ją na najważniejszą imprezę. My też jeszcze nie odpuściliśmy – napisał do konkursach w Willingen Adam Małysz. Próba generalna wypadła naszym średnio, a delegat FIS zdyskwalifikował Stefana Hulę i Piotra Żyłę.
To trener niemieckiej kadry, który przecież przez lata pracował w Polsce i zna Michała Doleżala na wylot, dał znać delegatowi FIS, że buty Polaków nie są przepisowe. Wybuchła mała afera, bo nasi twierdzą co innego i oskarżają Niemców, że to oni wprowadzili przy swoich butach zakazane modyfikacje. Efekt? Nasi zostali ukarani, rywale nie.
Stefan Horngacher nie odpuścił też Japończykom, jego zdaniem mają nieprzepisowe narty i kolejną ofiarą Niemców padł Japończyk Yukiya Sato. A to przecież tylko preludium do tego, co będzie się działo w Pekinie. Wszyscy chcą wygrywać i wziąć medale, a walka na ulepszenia butów, nart, wiązań i kombinezonów trwa od początku sezonu. Polacy są w niej aktywną stroną, dzięki Adamowi Małyszowi karę dostał wszak Markus Eisenbichler.
– Z tego, co wiem, do Pekinu chłopaki wzięli wszystko. Jeszcze nie odpuszczają, bo tłumaczenie FIS jest irracjonalne i debilne. Mówi się, że nasze buty wspomagają aerodynamikę, a tego nie robią. Jednocześnie nakładki Niemców wspomagają ją, na co mamy dokument, ale FIS stwierdził, że nie jakoś bardzo, więc sprzęt dopuszczą – wściekł się w rozmowie z TVP Sport Jan Winkiel, sekretarz generalny PZN.
Jak się okazuje, nasi dostali odpowiedź od FIS, ale nie delegata Miki Jukkary, tylko jego szefa Sandro Pertile. – Wiemy, że Stefan Horngacher ma bardzo dużą umiejętność przekonywania i jest stanowczy. Przepisy zna bardzo dobrze, wie, jak nimi lawirować. Docisnął więc Jukkarę, który ma braki. To widać. Przy nim trzeba protestować i wskazywać konkretne rzeczy palcem – dodał Jan Winkiel.
Co ciekawe, jak ustalił Sport.pl Austriak domagał się nawet przerwania niedzielnych zawodów w Willingen i niemal dopiął swego. Jego zdaniem narty Slatnar nie są przepisowe, bo są zbyt szerokie. Czyli ułatwiają dalekie skakanie. Te oskarżenia odrzucił Peter Slatnar, czyli producent sprzętu i przyznał, że chodzi o ok. 1 mm szerokości.
Walka o metry, punkty i zwycięstwo na igrzyskach trwa. Na razie nie wiadomo, jak zareaguje FIS i czy będziemy świadkami kar podczas zmagań w Pekinie. Mamy nadzieję, że zwycięży sportowy duch, a kombinacje zejdą na dalszy plan.
Czytaj także: