W ciągu ostatnich dni media obiegła informacja o nasilonych walkach między Izraelem a Strefą Gazy. Konflikt narasta, każdy ma swoje racje, a na kompromis się nie zanosi. Media pytają, czy wybuchnie wojna, która na dobrą sprawę już trwa. O tym, o co tak naprawdę w tym sporze chodzi rozmawiamy z reporterem "Gazety Wyborczej", znawcą Izraela, Pawłem Smoleńskim.
Paweł Smoleński: Ciągnie się latami. W zasadzie od wojny sześciodniowej. Strefa Gazy to gniazdo os. Panuje tam ogromny tłok, to dość biedny obszar. W 2005 roku Izrael wycofał się z tego obszaru, co było bardzo mocno dyskutowaną kwestią. Wtedy przy władzy była Al-Fatah, czyli Palestyński Ruch Wyzwolenia Narodowego kierowany przez Jasera Arafata. W 2006 roku władzę przejął Hamas, czyli radykalna islamska organizacja. Zapanował tam taliban. Urzędników Al-Fatah wyrzucano z okien wysokich domów. W końcu cała władza spoczęła w rękach Hamasu.
Ta aktualna wymiana ognia to po prostu kolejna eskalacja…
Tak. Nie pierwsza. Ostatnie nasilenie to przełom roku 2008 i 2009, czyli operacja izraelskiej armii nazywana "Płynnym Ołowiem". Jej celem była likwidacja Hamasu, który wcześniej ostrzelał Izrael. Na tym obszarze wciąż jest niebezpiecznie i rakiety lecą w jedną i drugą stronę. Na terenach objętych walkami mówi się, że jeśli w tygodniu spadnie tylko jedna rakieta, to oznaka świętego spokoju. W Gazie na polach są betonowe płyty, za którymi w przypadku ostrzału mogą chować się mieszkańcy Strefy Gazy i czekać na przybycie wojska. Zresztą wiele z tych rakiet, którymi się atakują obie strony, nie ma na celu zadania poważnych obrażeń wrogowi.
Jak to?
Mówi się o tarczach antyrakietowych, które przechwytują pociski Hamasu. Lecz większość jest puszczana. One nie są wycelowane w określony punkt, którego zniszczenie niosłoby za sobą straty w ludziach lub koszty pieniężne. Hamas po prostu strzela w stronę Izraela.
A Izrael w ten sam sposób odpowiada?
Nie. Izrael nie strzela w ciemno. Gdy odpowiadają ogniem, robią to w sposób zaplanowany. Wynika to z ogromnej różnicy technice wojskowej. Starają się być precyzyjni. Bywały nawet sytuacje, gdy ulotkami ostrzegali mieszkańców Strefy Gazy, że planują nalot na dany obszar.
Sytuacja nie wygląda dobrze…
Jest źle. Może być jeszcze gorzej. Zwłaszcza, jeśli będzie izraelska interwencja armii lądowej, na którą wyrażono już zgodę. Hamas potrafi strzelać zarówno z terenów niezabudowanych, jak i ze szkół. Tym różni się od Izraela, który z zasady nie odpowiada ogniem na ślepo.
O co tak naprawdę chodzi?
To kiedyś był konflikt o ziemię, lecz w przypadku takiego sporu można się dogadać. Teraz to już dotyczy czegoś więcej. Hamas jest stricte ideologiczną organizacją. Utrzymują, że Izrael nie ma prawa istnieć. Jedna i druga strona ma swoje mocne argumenty, ale że z Hamasem nie da się prowadzić dyskusji. A warto dodać, że w Strefie Gazy są ugrupowania nawet bardziej radykalne niż Hamas. Palestyńczycy zamieszkujący ten obszar są rządzeni twardą ręką.
Czytałem, że zmorą Izraela jest przemyt w Strefie Gazy…
Tak. Są tam kanały komunikacyjne, którymi można przerzucić niemal wszystko, nawet alkohol, mimo, że muzułmanie nie piją alkoholu, to wódkę można tam kupić. Do tego dochodzą irańskie rakiety, o zasięgu przewyższającym 75 kilometrów. Mogą więc dosięgnąć Tel Awiw. Hamas stworzył księstwo niezależne, ze wszech miar skorumpowane.
To organizacja terrorystyczna?
Bez wątpienia. Choć tego typu organizacji jest więcej. W porządku, budują szkoły, szpitale. Pytanie tylko, czego w tych szkołach uczą.
Jakie ma relacje z Autonomią Palestyńską?
Jest niezależny. Nielegalnie przejął władzę w 2006 roku i od tego czasu tak to trwa.
A jak na to zapatruje się Autonomia?
Na sam Hamas absolutnie negatywnie. Przykładem może być Zachodni Brzeg Jordanu, czyli część historycznej Palestyny administrowany przez Izrael. Tam Hamas również ma swoje komórki. Niekiedy Palestyńczycy razem z Izraelczykami ich pilnują.
Myślałem, że Hamas chce przyłączenia Strefy Gazy do Autonomii. A to wygląda, jakby byli wrogami…
Oczywiście, że chce dołączyć się do Autonomii Palestyńskiej. A ta z kolei chce przyłączenia do swojego terytorium Strefy Gazy. Problem w tym, że Hamas chce rządzić na takim zjednoczonym obszarze, na co nie zgodzą się władze Autonomii. Z formalnego punktu widzenia zarówno Autonomia jak i Strefa Gazy to jeden organizm.
Czemu Autonomia czegoś z tym nie zrobi? Nie mogą odsunąć Hamasu od władzy i przejąć Strefę Gazy?
Nie jest w stanie niczego zdziałać. Na swoim terenie Hamas jest znacznie silniejszy. Trzyma krótko Palestyńczyków, którzy tam mieszkają. Teoretycznie byłoby możliwe odsunięcie ich od władzy w wyniku przewrotu. Sęk w tym, że jeśli już możemy mówić o opozycji w Strefie Gazy, to jest ona jeszcze bardziej radykalna niż sam Hamas. To tam upatrują zagrożenie, a nie ze strony Autonomii Palestyńskiej.
Nie dało się tego jakoś uniknąć? Izrael i Palestyńczycy się nie dogadają?
Nie sądzę. W latach 90. były nadzieje na to, że jakoś uda się zażegnać konflikt, lecz legły w gruzach. Tym większa jest frustracja. To przez Jasera Arafata nie doszło do porozumienia. Izrael chciał oddać Palestyńczykom przeszło 90 proc. spornych terenów. Lecz Arafat powiedział, że nie będzie prowadził żadnych rozmów, jeśli nie zagwarantuje się Palestyńczykom prawa do powrotu. A to oznacza, że Izrael musiałby zniknąć, na co jego władze nigdy się nie zgodzą. A sam konflikt to inna para kaloszy. Wspomniana już przeze mnie Operacja Płynny Ołów, mająca spacyfikować Hamas była okrutna i krwawa, ale potrzebna, choć trochę za długa.
Osiągnięto impas…
Dokładnie. Dodajmy do tego, że ten kawałek świata nie ma łatwo. Jest Iran, który do spokojnych nie należy, jest Bractwo Muzułmańskie w Egipcie, Bractwo Muzułmańskie w Syrii, radykalizujący się Jordańczycy. Wystarczy drobnostka, by wybuchł potężny konflikt.
A cierpią na tym niewinni ludzie./b]
Oczywiście. W Strefie Gazy są kłopoty z wodą, wysokie ceny. Tam żyją ludzie w skrajnym ubóstwie, lecz są też zamożni stołujący się w restauracjach, których nie powstydziłyby się europejskie stolice. Problemów jest mnóstwo. Ale najgorszy jest strach. Media niedawno rozpisywały się o 11-miesięcznym dziecku korespondenta BBC, które zginęło w pożarze. Tam dochodzi do takich sytuacji. Ludzie kładą się spać, nie wiedząc, czy w nocy nie obudzi ich alarm przeciwlotniczy lub na ich dom nie spadnie bomba. To samo jest w Izraelu. Ludzie siedzą w domu, jak ja czy pan, aż nagle w budynek uderza rakieta. Człowiek strzela, pan Bóg kule nosi.
[b]Dlaczego akurat teraz nastąpiło nasilenie konfliktu? Ma z tym coś wspólnego wniosek, jaki złożyła Autonomia Palestyńska, by zmienić jej status w ONZ z "obserwatora", na "państwo nieczłonkowskie".
Nasilenie tego konfliktu niesie za sobą tysiące spekulacji. Ta, którą pan wymienił jest jedną z nich. Prezydent Autonomii, Mahmud Abbas musi pokazać, że jest skutecznym politykiem, musi coś zrobić, bo nie ma poważania w kraju. Gra o własną głowę. ONZ zapewne zaakceptowałby tę zmianę statusu, lecz dla Autonomii przyniosłoby to więcej złych, niż dobrych skutków. Inną hipotezą jest to, że tak jak w przypadku nasilenia konfliktu z przełomu 2008 i 2009 roku, wzmożona agresja wynika z faktu, że w Izraelu zbliżają się wybory.
W każdej hipotezie znajdzie się ziarno prawdy, ale warto podkreślić, że jakieś dwa tygodnie temu w przeciągu czterech dni na Izrael spadło 120 rakiet, o czym media nie mówiły. Jestem przekonany, że gdyby Hamas lub jeszcze bardziej radykalna organizacja ze Strefy Gazy nie atakowały, Izrael nie odpowiadałby tym samym.