Alarmy bombowe, ciągłe zagrożenie ze strony terrorystów, wojsko na ulicach liczniejsze, niż policja. Tak wygląda codzienne życie w Izraelu. Czy w takich warunkach naprawdę można normalnie żyć? - Jak się nie bać, skoro w trakcie przygotowywania obiadu nagle słyszy się alarm, który wzywa do natychmiastowej ucieczki - mówi naTemat pochodzący z Tel Awiwu Daniel Slomka.
Jak wygląda zwykły dzień w Izraelu. "Zwykły dzień" z tymi wszystkimi alarmami bombowymi, terroryzmem, armią dokoła?
Generalnie to wszystko zależy od tego, o jakiej części Izraela mówimy. Nawet teraz, gdy sytuacja w kraju jest naprawdę zaogniona, bez problemu znajdziemy też miejsca, które prawie w ogóle nie są dotknięte zagrożeniem. Dziś to właściwie wszystkie obszary od Tel Awiwu na północ. Tymczasem, im bardziej pojedzie się na południe, tym bardziej normalne życie jest tam zakłócone.
W Tel Awiwie choć ludzie rzadziej starają wychodzić z domu, w ciągu dnia robią normalnie wszystko co do nich należy. Bo nie da się przesiedzieć całego dnia w schronie tylko dlatego, że wystrzelono jedną rakietę. Inaczej jest natomiast na samym południu. Tam alarmy o zagrożeniu potrafią pojawiać się nawet co 15 minut i nic nie działa normalnie. Od szkół i obiektów użyteczności publicznej, po zwykłe domy. Ludzie, którzy tak mogą, pracują z domu. Nieliczne otwarte lokale są przeważnie przeraźliwie puste. Wiele osób całymi dniami nie opuszcza swoich schronów.
Alarm bombowy w Europie to coś naprawdę trudnego do wyobrażenia. Dla przeciętnego Izraelczyka to naprawdę norma?
I to zależy od tego, gdzie ten Izraelczyk mieszka. Gdy teraz bomby spadły na Tel Awiw, mieszkańcy tego miasta z pewnością byli bardzo zszokowani, bo normalnie się to nie zdarza. Z tego, co pamiętam, alarmu bombowego w tym mieście nie było od około 20 lat. Podobnie w Jerozolimie. Zdarzają się oczywiście zamachy, ale do schronów nikogo nie zwoływano tam od czasu wojny sześciodniowej.
Bez wątpienia każdy Izraelczyk przygotowany jest jednak, że każdego dnia może rozpocząć się wojna, czy pojawić inne poważne zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa. Dlatego ten szok na pewno jest u Izraelczyków zupełnie innego rodzaju, niż byłby wśród innych narodów. Tym bardziej, że na wspomnianym przeze mnie południu naszego kraju smutna rzeczywistość wygląda tak, że konflikt nikogo nie dziwi i ludzie przywykli do życia obok niego.
I już się nie boją?
Ależ nie. Może i przywykli do tego, ale nikt nie jest w stanie przywyknąć do wojny emocjonalnie. Oni wciąż się boją. Bo jak mają się nie bać, skoro w trakcie przygotowywania obiadu nagle mogą usłyszeć wybuchy i alarm, który wzywa do natychmiastowej ucieczki. I tak tam wygląda codzienność w domu, szkole, czy pracy.
Izrael jest w stanie wojny z Palestyńczykami, czy terrorystami?
Właściwie trudno powiedzieć... Zwykli Izraelczycy twierdzą przecież, że nie mają właściwie nic przeciwko palestyńskiemu społeczeństwu i to raczej wojna między rządem Izraela a organizacjami takimi jak Hamas, czy Jihad. Wbrew wszelkim zapewnieniem, nie da się jednak ukryć, że obie strony tego konfliktu cieszą się poparciem swoich społeczeństw, tak w Izraelu, jak i w Strefie Gazy. Trudno zatem nie mówić, że to konflikt między naszymi narodami.
Kiedy Izrael będzie wreszcie bezpiecznym miejscem?
O, trudno to przewidzieć. Zarówno Izraelczycy, jak Palestyńczycy właśnie zaczęli wchodzić w proces zacietrzewienia. Oba społeczeństwa popierają coraz bardziej zajadłych liderów. O pokoju nie można mówić więc tak długo, aż po obu stronach nie pojawią się liderzy prowadzący do zgody, negocjacji. Dziś wygląda to tymczasem tak, jakby przywódcy Izraela i Palestyny woleli utrzymywać konflikt. Nawet jeśli miałoby ich to kosztować życie wielu obywateli. Nie widzę dziś drogi wyjścia z tego impasu.