
Co byście zrobili, gdybyście się dowiedzieli, że został wam miesiąc życia? W takiej sytuacji znalazła się główna bohaterka książki Kristin Harmel "Jeszcze jeden dzień" – Jill Cooper. Ale nie jest to historia o umieraniu. To opowieść o życiu, o samoświadomości i pięknie otaczającego nas świata zawartego w innych ludziach.
Jadę do domu, a gdy podchodzę do moich drzwi, dociera do mnie, jak bardzo jestem samotna. W mieszkaniu panuje głucha cisza; nawet nie mam psa czy kota. Spędzam tyle czasu w pracy, że byłoby nie fair mieć jakieś zwierzę. Zawsze planowałam, że pewnego dnia, gdy moje życie się ustabilizuje, wezmę szczeniaka.
Chociaż nie powinniśmy nikogo faworyzować, Logan jest moim ulubieńcem. Ma tylko dziesięć lat, ale jest nad wiek mądry, prawdopodobnie dlatego, że musiał dorosnąć o wiele za szybko. Miał zaledwie dziesięć miesięcy, gdy jego matka zmarła z powodu przedawkowania kokainy.
Ojciec przepadł jak kamień w wodę i nie było żadnych krewnych, którzy chcieliby się nim zająć. Przez jakiś czas chłopiec tułał się po kolejnych rodzinach zastępczych, a gdy miał siedem lat, zdiagnozowano u niego płodowego mięsaka prążkowanokomórkowego.
Miesiącami skarżył się na ból ucha, a gdy jego zastępczy rodzice w końcu zabrali go do pediatry, ten natychmiast odesłał go do nas. Do tego czasu guz w uchu dał przerzuty do przewodu nosowego oraz na szyję. Po trzech latach, siedmiu operacjach oraz niezliczonych cyklach chemioterapii i naświetlań Logan nadal jest z nami, chociaż rokowania nie są optymistyczne.
W dodatku nie ma już rodziny zastępczej. Para, z którą mieszkał przez sześć miesięcy przed diagnozą, oświadczyła, że nie zdoła zająć się chorym dzieckiem. Teraz opiekuje się nim państwo.
– Za bardzo się przejmujesz, Loganie. – Wiem, co powiedział twój lekarz. Te słowa wiszą w ciszy, gdy się w niego wpatruję. Nerwowo krzywię usta. – Nie wiem, co masz na myśli. Przywołuje mnie gestem dłoni, ale nie odzywa się, dopóki nie stanę przy jego łóżku. Wyciąga maleńką, bladą rączkę i kładzie na moim ramieniu. – Ile dał ci czasu? Krew odpływa mi z twarzy. – Co... co? – Ile czasu? – powtarza spokojnie. – Loganie, ja... – W porządku. Zaczyna gładzić moje ramię, a jego delikatność mnie rozbraja. Zanim się orientuję, łzy płyną mi strumieniem po twarzy. – Przepraszam – mówię z trudem. – Bardzo, bardzo cię przepraszam. Nie powinnam płakać w twojej obecności. Zaczynam się odwracać, ale on ściska mnie mocniej. – Zostań! – mówi. – I nie przepraszaj. To, co czujesz, jest całkowicie normalne.
Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Świat Książki
