W czasach, w których o zdrowie psychiczne zaczynamy dbać tak, jak o stan ciała, nie dziwi porównanie psychoterapeuty do lekarza. O ile jednak każdy lekarz powinien pomóc każdemu pacjentowi, o tyle mówi się, że pomiędzy pacjentem a terapeutą musi pojawić się specyficzny rodzaj chemii, która pozwoli na wzajemne zrozumienie. Jak więc znaleźć takiego, który ma szansę nam pomóc? O to zapytałam doświadczoną psychoterapeutkę Katarzynę Kucewicz.
Chociaż dobry terapeuta bywa poszukiwany jak dobry lekarz, to w przeciwieństwie do lekarza nie jest specjalistą, który zbada, osłucha i na podstawie badań postawi jednoznaczną diagnozę w ciągu jednej wizyty. Spotkania z terapeutą to często wieloletni zawiły proces i dzielenie się z tą osobą swoimi najintymniejszymi przemyśleniami.
Nurtów psychoterapii istnieją setki, każdy terapeuta specjalizuje się w innym, każdy kończył inne kursy, szkoły i studia. „Czy jako kobieta powinnam iść do młodej psychoterapeutki, czy starszego pana? Kto mnie lepiej zrozumie?” – zadajemy sobie kolejne pytania.
Laik może się w tym wszystkim łatwo pogubić i albo wybrać osobę, która jako pierwsza wyświetli mu się w Google po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła „terapia”, albo przytłoczony natłokiem informacji zupełnie porzucić pomysł pójścia do specjalisty.
Jak więc wybrać dobrego psychoterapeutę? O tym, jak szukać i jak się na terapię przygotować (i czy w ogóle trzeba), czego oczekiwać i kiedy lepiej zmienić gabinet, rozmawiam z psychoterapeutką i autorką książki „Kobiety, które czują za bardzo” Katarzyną Kucewicz.
Jak wybrać psychoterapeutę – w tym pierwszym kroku?
Chcąc wybrać terapeutę dla siebie, powinniśmy się kierować opisem, który wskazuje na to, jakie wykształcenie ma dana osoba. Psychoterapeuta to osoba, która jest w trakcie lub ukończyła szkołę psychoterapii. Szkoły psychoterapii są różne i odpowiadają różnym nurtom terapeutycznym.
Można o nich poczytać w internecie, bo one się od siebie zasadniczo różnią – sposobem prowadzenia sesji, liczbą sesji w tygodniu, sposobem rozumienia problemów pacjenta.
Kluczowe będzie sprawdzenie, czy osoba, z której pomocy chcemy skorzystać, ukończyła szkołę psychoterapii i czy podlega superwizji – czy ma wsparcie w postaci starszego, doświadczonego psychoterapeuty. Gdy idziemy do psychoterapeuty, warto zapytać, kto jest jego superwizorem.
Nieprawdą jest natomiast , że psychoterapeuta musi być psychologiem. Większość jest, ale są też osoby z wykształceniem pedagogicznym, socjologicznym, medycznym. Grunt, aby osoba miała za sobą szkolenie, najlepiej rekomendowane przez PTP (Polskie Towarzystwo Psychologiczne lub Polskie Towarzystwo Psychiatryczne).
Tylko wtedy ma etyczne prawo nazywać się psychoterapeutą. Etyczne, bo wciąż brakuje ustawy o zawodzie psychoterapeuty, co w praktyce oznacza, że każdy może się tak nazwać – dlatego warto dobierać uważnie specjalistę.
Czyli my idąc na psychoterapię, powinniśmy znać te nurty, by wybrać psychoterapeutę, który pracuje w nurcie, który nam pomoże? Inny nurt na zdradę i złamane serce, inny na problem ze stresem?
Jeśli jesteśmy laikami w dziedzinie psychologii, to ja rekomenduję, by poszukać takich stron lub książek, w których choćby ogólnie zapoznamy się z nurtami terapeutycznymi- czym się charakteryzują, czego możemy się po nich spodziewać.
Na pierwszej konsultacji terapeutycznej warto skupić się na tym, czy rozmowa z danym specjalista nam odpowiada – czy czujemy się przy nim komfortowo i zapytać wprost, czym się charakteryzuje nurt, w którym pracuje, by mógł nam opowiedzieć więcej o tym, jak będzie przebiegała nasza praca.
Moim zdaniem najlepiej wybrać się do terapeuty, który przykuł naszą uwagę być może swoim opisem, artykułem, książką, którą napisał i nie tylko patrzeć na nurt, ale i na osobę, czy wzbudza nasze zaufanie, czy chcielibyśmy powierzyć jej nasze często bardzo intymne sekrety.
Ale tu taka moja drobna uwaga. Nawet jeśli nam się wydaje, że dany nurt będzie dla nas świetny, po pierwszej konsultacji może być tak, że psychoterapeuta doradzi jednak pracę z kimś innym, albo w innym paradygmacie.
Terapeuta ma prawo a wręcz obowiązek odesłać nas do innego fachowca (Np. do psychiatry, seksuologa, czy kolegi po fachu), jeśli jego zdaniem ktoś pomógłby nam lepiej. Nie obrażajmy się na to.
A czy może być tak, że dany nurt nam po prostu nie służy, nie pomoże w naszym problemie?
Nie ma nurtów lepszych czy gorszych, nie można ich podzielić na nurty, które w danym problemie pomogą, a w innych już nie. Każdy nurt terapeutyczny jest leczący, jeśli między specjalista a pacjentem jest przymierze i kiedy osoba ma w sobie prawdziwą gotowość do pracy nad sobą.
To czy dla pacjenta będzie lepsza np. długoterminowa psychoanaliza, czy krótkoterminowa terapia skoncentrowana na rozwiązaniach, zależy od osobowości pacjenta, aktualnej kondycji psychicznej, stanu emocjonalnego i to powinien ocenić psychoterapeuta lub np. lekarz psychiatra, jeśli akurat jesteśmy pod jego opieką.
Zapoznawanie się z nurtami psychoterapii na własną rękę może być obarczone dużym ryzykiem błędu, stereotypów. Tak właśnie postrzega się np. bardzo poważne, szanowane w środowisku, notabene pierwsze nurty psychodynamiczne.
Moim zdaniem są one dzisiaj bardzo dewaluowanie, ośmieszane Woodym Allenem, który rzekomo od 50 lat chodzi na terapię. To nie jest też tak, że dwie osoby o podobnym problemie życiowym np. wypalenia zawodowego udadzą się na terapię do tej samej osoby i obu ona tak samo pomoże.
Powodzenie terapii zależy bowiem od wielu czynników – osobistego zaangażowana i gotowości, zasobów poznawczych i emocjonalnych pacjenta, zbudowanego przymierza z terapeutą.
Innymi słowy to, że znajomym pomógł dany terapeuta, nie oznacza, że ta sama osoba pomoże też nam. Nawiasem mówiąc, kiedy w moim gabinecie pojawia się nowa osoba i mówi – „moja przyjaciółka też do pani chodzi” od razu wyjaśniam, że w takim razie musimy poszukać nowego specjalisty.
Staramy się nie dopuszczać do sytuacji, gdy ten sam terapeuta prowadzi dwie osoby pozostające ze sobą w bliskich relacjach. Oczywiście nie zawsze się to udaje, bo czasem pacjenci zatajają ten fakt, na swoją szkodę.
Z moich doświadczeń wynika, że w którymś momencie jednak człowiek przestaje się czuć komfortowo ze świadomością, że do tej samej osoby chodzi np. koleżanka, z którą się ostatnio bardzo pokłócił, źle ją potraktował itp. Dlatego ja zdecydowanie zachęcam, by nie mieć wspólnego terapeuty z siostrą, koleżanką czy mężem (chyba że mamy wspólną terapię rodzinną albo par).
Moja znajoma mówi, że nie jest zadowolona ze swojej terapii, bo jest w nurcie skoncentrowanym na analizowaniu uczuć, tłumaczy, że zupełnie jej to nie pomaga w rozwiązaniu swoich problemów.
Część osób ma trudności z technikami rekomendowanymi przez terapeutę – na przykład spotykanie się z własnymi emocjami jest trudne, bywa męczące. To nie jest kwestia, tego, że pacjent nie może sobie poradzić z samą techniką, ale raczej z uczuciami, które się pojawiają, z tym, co go ogarnia, kiedy zaczyna pracować nad sobą głębiej.
Jeśli już chcemy ocenić, czy dany nurt jest dla nas dobry, najlepiej byłoby to zrobić po kilku, kilkunastu sesjach, rozmawiając o tym rzeczowo z terapeutą. Niestety pacjenci często krytykują terapię do swoich koleżanek, a nie rozmawiają o tym, co im się nie podoba z terapeutą.
Szkoda, bo każdy profesjonalista jest otwarty na wątpliwości pacjenta, na jego krytykę i jego obawy. I nikogo nie urazimy, jeśli powiemy na przykład: "proszę mi wyjaśnić, jak mi pomoże ta technika, bo czuje się zagubiona”
Rozumienie terapii jest często bardzo instagramowe – lukrujemy terapię jako proces przyjemny, na którym można się wygadać, poczuć ulgę po wyjściu z gabinetu i jeszcze otrzymać złotą radę.
Tymczasem w czasie sesji terapeutycznej człowiek nierzadko płacze, doświadcza ciężkich uczuć, mierzy się ze swoimi mrocznymi zakamarkami, ze wstydem, z własną wrażliwością i słabością i nikt mu niczego nie doradza. Proces terapeutyczny bywa doświadczeniem bardzo głębokim i zmieniającym życie, ale często smutnym, męczącym, kiedy trzeba wracać do niewygodnych faktów, czy traumatycznych wspomnień.
Znamy już wykształcenie, opis danego psychoterapeuty. Ale czy to nie jest tak, że jeśli jestem młodą kobietą, łatwiej będzie mi rozmawiać właśnie z taką terapeutką, niż ze starszym mężczyzną i to ją powinnam wybrać?
Powinniśmy się zastanowić, z kim będziemy czuć się dobrze i kto wzbudza nasze zaufanie. Terapeuta to nie koleżanka, z którą się rozmawia o nowych butach. Terapeuta jest towarzyszem podróży.
Warto sobie zadać pytanie, czy z daną osobą wybrałabym się w długą podróż, czy czuje się w towarzystwie tej osoby szanowana, wysłuchana i akceptowana. Nasze wybory terapeuty sporo o nas mówią, o naszych potrzebach, o naszych tęsknotach. Stoję na stanowisku, że wybierając terapeutę, każdy kieruje się jakąś (czasem nieuświadomioną) potrzebą.
Jeśli np. mamy skłonność do zakochiwania się w swoim lekarzu, przełożonym, szefie itd. to być może nie należałoby wybierać młodego przystojnego psychoterapeuty, żeby nie aranżować takich sytuacji.
Terapeuta jest osobą, która jest empatyczna, zaangażowana, słucha nas, więc możemy mieć takie poczucie, że się zakochujemy. Takie zainteresowanie i wsparcie można łatwo pomylić z miłością. Terapeuta też nawet nieświadomie może pokazać pacjentce takie zainteresowanie. Ale takie zakochanie to też jakiś sygnał, który dobrze byłoby omówić z terapeutą. To może być ciekawa wymiana nowych myśli, dotycząca miłości i zakochania.
Jak poznamy czy terapia nam służy? Skoro nie jest to proces łatwy i przyjemny to skąd mamy wiedzieć, czy nam pomaga?
Przede wszystkim zaczynamy w inny sposób interpretować rzeczywistość i lepiej radzić sobie w sytuacjach stresowych – na przykład w pracy z surowym szefem. Zwykle terapia pozwala nam odkryć swoje zasoby i uwalnia z deficytów np. takich, które w nas zalegały jeszcze od dzieciństwa.
Człowiek wtedy zaczyna lepiej o sobie myśleć, potrafi rozpoznawać czego mu potrzeba, czego oczekuje od życia. To się dzieje stopniowo, powoli. Czasem niezauważalnie. Niby nic się nie zmienia, a po kilku miesiącach terapii osoba nagle zaczyna widzieć, jak bardzo zmieniło się jej myślenie o sobie i o innych.
A jakie są „red flags” w relacji z terapeutą? Co powinno dać nam do myślenia, czy na pewno jesteśmy u właściwej osoby?
Spóźnianie się na sesje, notoryczne przekładanie, ocenianie klienta, patrzenie w telefon, odpisywanie na SMS-y w czasie sesji to na pewno czerwone alerty świadczące o braku profesjonalizmu. Najlepiej byłoby powiedzieć o tym terapeucie, choć wiem, że to nie jest łatwe. Ale nawet jego reakcja będzie dla nas sygnałem, z kim mamy do czynienia.
Terapeuta nie powinien dawać nam rad ani nas pouczać – że zrobiliśmy coś źle, dobrze, nie stawiać nam stopni, umoralniać czy dawać nam rad w stylu „dobrej cioci”. Terapeuta nie może atakować pacjenta, oceniać, naskakiwać na niego, nawet jeśli wybory pacjenta wydają mu się niemoralne, dziwne, albo kompletnie niezrozumiałe.
Ale oczywiście ma prawo pokazać pacjentowi swoje obawy i stanowczo reagować, jeśli widzi, że pacjent działa sam na swoją niekorzyść, że jest wobec siebie destrukcyjny. Każda interwencja jednak powinna być oparta o poszanowanie drugiej osoby.
A najważniejsze – terapeuta niezależnie od tego, czy ma wykształcenie psychologiczne, czy humanistyczne powinien być osobą, która stoi po stronie nauki. Nie może wygłaszać herezji np. dotyczących leczenia homoseksualizmu albo wypowiadać się niezgodnie z nauką i powtarzać poradnikowe dyrdymały, że depresję można wyleczyć spacerami i gorącym prysznicem. Musi opierać swoją wiedzę o aktualne wyniki badań.
Czy na pierwszą wizytę musimy się przygotować?
Nie, zupełnie nie. Czasami pacjenci robią sobie notatki, przygotowują listę pytań, ale zazwyczaj, gdy siadamy w gabinecie u psychoterapeuty, to ta rozmowa przebiega inaczej. Bywa, że ktoś siada i płacze przez godzinę. Bo tego mu trzeba. I kiedy się wypłacze, to na kolejnej sesji już zaczyna rozmawiać. Nie ma w tym nic złego. A czasem bywa tak, że osoba milczy niemalże całą godzinę. To też jest w porządku, o ile da się przełamać na kolejnych spotkaniach.