
W tej historii wszystko jest banalnie proste: tytuł, fabuła, bohaterowie. A mimo to, “Piosenki o miłości” ogląda się tak, jakby nikt nigdy wcześniej nie opowiedział historii, w której syn “wielkiego” aktora spotyka kelnerkę z wielkim talentem. Czarno-biały, zrealizowany na mikrobudżecie debiut reżysera Tomasza Habowskiego, z genialną debiutancką rolą Justyny Święs z The Dumplings i elektryzującą kreacją Tomasza Włosoka, to piękny film — może dlatego, że nie tylko o miłości.
“Piosenki o miłości” wchodzą do oficjalnej dystrybucji w marcu, jednak obraz zdążył już zdobyć spory rozgłos. Doceniło go, między innymi, jury Festiwalu w Gdyni, przyznając filmowi Habowskiego pierwszą nagrodę w Konkursie Filmów Mikrobudżetowych. Można podejrzewać, że po premierze nagród i zachwytów posypie się więcej.
“Piosenki o miłości” sprawią bowiem, że doznacie tego cudownego uczucia, kiedy wchodząc do sali kinowej, nie spodziewając się absolutnie niczego, wychodzicie z niej z przekonaniem, że właśnie spędziliście jedne z najpiękniejszych 90 minut na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy.
Zaczyna się od przypadkowego spotkania: Robert (Włosok) wychodzi na papierosa i słyszy Alicję (Święs) - kelnerkę, która przed chwilą obsługiwała przyjęcie jego ojca. Dziewczyna nuci melodię, w której natychmiast się zakochujemy — i Robert, i my, widzowie. To tylko kilka słów, może refren? Nie ważne, Robert musi poznać resztę. Zaprasza Alicję na randkę.
Dziewczyna godzi się, choć trzeba przyznać, że niechętnie, nie od razu i nie z jakimś ogromnym entuzjazmem. Tego ostatniego nie brakuje za to Robertowi — jako aspirujący muzyk, dostrzega w piosenkach Alicji coś, czego ona sama albo nie dostrzega, albo nie chce dostrzec: przebłysku geniuszu? Większej niż u innych wrażliwości? Czułości, jaka bije z jej ciepłego, cichego głosu?
Cokolwiek by to nie było, Robert pragnie to mieć: przekonuje Alicję, że powinna dzielić się swoim talentem ze światem. Ona ma wątpliwości, których wcale nie kryje: nie przyjechała do “Warszawki” po karierę, tylko do pracy. Nie ma czasu na “szukanie siebie”, musi się utrzymać.
Roberta utrzymuje ojciec, “wielki aktor” - znany, lubiany, rozpoznany wszędzie, gdzie tylko się nie pojawi. Albo prawie wszędzie, bo jak się okazuje, Alicja nie kojarzy ani jego, ani jego syna. Robertowi podoba się ta anonimowość: chociaż raz w życiu nie musi być “synem” może być sobą. Tylko czy jest w tym dość dobry? I czy jest dość dobry, aby stworzyć muzykę, która się obroni? Alicja może mu pomóc. Pytanie tylko, czy będzie chciała.
“Piosenki o miłości” są jak najlepsza piosenka pop: prosta, ale genialna. Dopracowana i przemyślana, ale sprawiająca pozory, jakby napisała się sama. Bo takie też jest aktorstwo dwójki głównych bohaterów: naturalne, delikatne, z improwizatorskim sznytem, intuicyjne.
Co ciekawe, nie widać tu w ogóle rozdźwięku pomiędzy klasycznie wykształconym Włosokiem i debiutującą na dużym ekranie Święs: w ich interakcjach nie ma ani jednej fałszywej nuty, jest autentyczna harmonia.
Włosok zachwyca również w parze z Andrzejem Grabowskim, który z kolei z cudowną autoironią portretuje zakochanych w tembrze własnego głosu kolegów po fachu. Ojciec Roberta, poza tym, że jest przekonany o własnej wielkości jest również pewien braku tejże cechy u swojego potomka. Robert z jednej strony wie, że nigdy nie wypełni ram, jakie ustalił ojciec, ale w głębi serca nieustannie do tego dąży: wszystko robi po to, aby udowodnić, że jest wart ojcowskiej miłości.
Alicja jest pod tym względem zupełnym przeciwieństwem Roberta: nie chce niczego udowadniać nawet sobie. Boi się? Być może. A może po prostu podziela punkt widzenia aktorki, która gra jej postać. Justyna Święs w jednym z wywiadów stwierdza:
Justyna Święs
Można podejrzewać, że Święs dała swojej postaci sporo z siebie, Z drugiej strony nie należy jej jednak odmawiać talentu. Jako córka dwójki aktorów, dzieciństwo spędziła w teatrze. I choć do tej pory nie dała się poznać jako aktorka, to trzeba pamiętać, że połowa duetu The Dumplings ma dopiero 23 lata.
Reżyser “Piosenek o miłości”, Tomasz Habowski, jest co prawda trochę starszy wiekiem, ale dorobkiem filmowym już nie. W momencie pisania tego tekstu w najpopularniejszej polskiej bazie filmowej czytamy, że “Tomasz Habowski jeszcze nie ma biografii na Filmwebie, możesz być pierwszym, który ją doda!”. W bazie FilmPolski.pl można przeczytać natomiast, że od 2003 roku jest scenarzystą serialu “Na Wspólnej”.
Ponad trzydziestoletni Habowski startuje z wysokiego C: filmem, którego będą zazdrościć mu koledzy z branży i za który widzowie jeszcze długo będą dziękować. Aż strach pomyśleć co powstanie, kiedy nie będzie już musiał pracować z mikrobudżetem.
