Jeśli oblejemy ten test, mentalnie będziemy na Wschodzie. Prawnie i dyplomatycznie już tam jesteśmy
Eliza Michalik
11 marca 2022, 11:09·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 11 marca 2022, 11:09
Najbliższe tygodnie i miesiące powiedzą ukraińskiemu, ale i naszemu, polskiemu bohaterskiemu zrywowi „sprawdzam”. Dopiero po upływie pewnego czasu, gdy opadnie wojenno-pomocowy pył, przekonamy się, co się naprawdę w Polsce dzieje.
Już teraz, jak to zawsze bywa w takich okolicznościach, część ludzi skarlało, a część urosło, ale dopiero przyszłość zerwie wszystkie maski.
Był bohaterski zryw - teraz zaczyna się powrót do życia, który przyniesie odpowiedzi na kilka pytań, kluczowych nie tylko dla Polaków i Ukraińców, ale też dla Unii Europejskiej.
Na jak długo wystarczy nam entuzjazmu, żeby pomagać uchodźcom? Czy już wkrótce się nie znudzimy albo zwyczajnie - nie poczujemy zmęczeni i zbyt obciążeni? Czy ludzie, którzy przyjęli uchodźców do swoich prywatnych domów nie będą mieli wkrótce dość?
Czy Polacy nie zaczną zwracać się przeciw uchodźcom, kiedy okaże się, że cenę za wojnę przyjdzie płacić jeszcze bardzo długo, a własny portfel będzie chudł? Czy ludzie uciekający przed piekłem wojny nie staną się zarzewiem kolejnej wojny polsko-polskiej, zwłaszcza, kiedy ten płomień umiejętnie roznieci rosyjska dezinformacja?
Czy PiS przestanie putinizować Polskę? Czy zacznie przestrzegać prawa pozwalając Polakom otrzymać dziesiątki miliardów złotych z Unijnego Funduszu Odbudowy? Czy zmieni postępowanie?
To od odpowiedzi na te pytania zależy, co będzie dalej z Polską, a nie od krótkich, choć bardzo efektowanych zrywów.
Polskiej romantycznej duszy zapewne trudno będzie to przyjąć i trudno się z tym pogodzić, bo i piękno naszych spontanicznych odruchów niesienia pomocy i skuteczność w pomaganiu są naprawdę niezwykłe. Tak, jak niezwykłe jest bohaterstwo Ukraińców, ich nieprawdopodobna odwaga i patriotyzm.
Tomasz Stawiszyński na łamach „Tygodnika Powszechnego” słusznie zauważył, że bezsensowne okrucieństwo tej wojny i niezłomność obrońców Ukrainy pokazują kruchą, delikatną naturę najważniejszych wartości, które dotąd uważaliśmy za oczywiste, jak wolność, bezpieczeństwo, dobro, piękno. Na tym tle tym bardziej uwypukla się, pisze Stawiszyński, marność naszych dotychczasowych priorytetów i hierarchii.
Ta wojna jest historycznym momentem pod bardzo wieloma względami. Już zaraz, nie czekając nawet na jej koniec, świat będzie trzeba ułożyć od nowa.
Pewne procesy już się zaczęły, choć ich skutków nie odczujemy natychmiast. Być może nastąpi koniec świata, rozłożony, jak w najnowszej powieści Kena Folleta, na kolejne etapy, następujące po cichu i niedostrzegalnie dla większości, tak, że pewnego dnia, bez żadnego ostrzeżenia, po prostu zgaśnie światło.
A może z tego bezmiaru wymieszanego ze sobą zła i dobra zrodzi się coś zupełnie innego, lepszego. Warto czujnie obserwować, w którą stronę idą procesy społeczne i polityczne, żeby nie przegapić zmiany. Warto być aktywnym i brać w tym, co się będzie działo żywy udział - żeby nie pozostawić układania przyszłości siłom zła.
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że wojna przyniesie Polsce, a i innym krajom UE co najmniej kilka milionów obywateli, z którymi będzie trzeba się ułożyć, zaprzyjaźnić i wejść w kooperację.
Nasza tolerancja zostanie przetestowana - czy stać nas tylko na krótki zryw, czy może faktycznie potrafimy żyć w zgodzie, bez zawiści i złych emocji z Ukraińcami, którzy będą się tu u nas asymilować.
Jeśli oblejemy ten test, błyskawicznie znajdziemy się na Wschodzie - nie tylko mentalnie, ale i politycznie (prawnie i dyplomatycznie już tam jesteśmy), bo oczywiście za chwilę zaroi się od polityków chcących wykorzystać, a nawet wywołać, niechęć Polaków do uchodźców z Ukrainy.