"Dominik Raczkowski nie żyje" – taką informację, kilka dni temu, mogli przeczytać internauci na instagramowym profilu uczestnika "Warsaw Shore". Teraz wyszło na jaw, że celebryta sfingował własną śmierć w ramach "eksperymentu społecznego". Opublikował w sieci wideo z absurdalnymi tłumaczeniami.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.
Dominik Raczkowski zdobył popularność dzięki udziałowi w programie "Warsaw Shore – Ekipa z Warszawy". Na początku tygodnia, na jego profilu na Instagramie, pojawiła się informacja, że celebryta został potrącony przez samochód na przejściu dla pieszych.
"Po wydarzeniu odzywał się, komunikował, choć mówił, że nie może się ruszyć, bo go wszystko boli i nie czuje nic od pasa w dół. (...) Dwukrotnie był reanimowany, uszkodzony kręgosłup, pęknięta czaszka. Lekarze walczą, operacja trwa" – czytaliśmy.
Potem podano, że Raczkowski zmarł – medykom miało się nie udać go uratować. Udostępniono również klepsydrę ze szczegółami pogrzebu.
Dziennikarze kontaktowali się z parafią, gdzie miały odbyć się uroczystości pogrzebowe. Szybko okazało się, że proboszcz nic nie wie o rzekomym pochówku celebryty. O wypadku lokalna policja także nie miała żadnych informacji. Zaczęto więc podejrzewać, że uczestnik "Warsaw Shore" tak naprawdę żyje, jedynie sfingował własną śmierć.
Raczkowski z "Warsaw Shore" jednak żyje
Tymczasem sam zainteresowany zabrał głos. Dodał na YouTubie długie nagranie. Uznał, że rozpowszechnienie nieprawdziwej informacji o własnej śmierci było jedynie "eksperymentem społecznym", w którym chciał pokazać, że influencerzy potrafią manipulować internautami. I właściwie nie miał sobie nic do zarzucenia.
– Zrobiłem was w ch***, bo daliście się zrobić w ch***. W przeciągu 12 godzin po opublikowaniu przeze mnie trzech niczym niepotwierdzonych, niezweryfikowanych storek z wymyśloną historią praktycznie cała Polska mnie uśmierciła, nie mając żadnych dowodów, nie mając ani artykułu o wypadku, ani wypowiedzi żadnego z policjantów lub lekarza – wyliczył Raczkowski.
– Praktycznie nikt do mnie nie napisał, nie zadzwonił. A byłem osobą, która chciała wkręcić tylko tych, którzy nie weryfikowali. Jeżeli ktoś z was by zadzwonił i zapytał, czy to prawda, to ja bym odebrał i powiedział, że to nieprawda i robię eksperyment. A to, że nie wiedzieliście do samego końca, to jest tylko i wyłącznie wasza wina i wina waszej ignorancji – stwierdził.
Jednocześnie kilka minut później mówił otwarcie, że z jego matką próbowało się skontaktować wielu dziennikarzy i internautów, wtedy on kazał jej nie odpisywać na otrzymywane wiadomości, by "zostawić samowolkę mediom". W czasie nagrania krytykował też tych, którzy – jego zdaniem – "nagabywali" rodzinę i parafię, by zweryfikować plotki o jego śmierci.
Nie szczędził też przykrych słów w stronę innych influencerów, którzy wypowiadali się o jego rzekomym odejściu w sieci. Zarzucił im, że chcą na tragedii zwiększyć swoje zasięgi, choć... sam zrobił to samo, bowiem od czasu przekazania informacji o własnej śmierci, liczba jego "followersów" wzrosła dwukrotnie.
Internauci nie kryją rozczarowania absurdalnym zachowaniem celebryty. "Mówisz, że przeprowadziłeś eksperyment, który pokazał, że ludzie nie weryfikują u źródła tego, co przedstawiają influ, tylko mają to za pewnik, po czym zaczynasz się żalić, że wiele osób nachodziło twoją matkę i wydzwaniało na parafię, przy której rzekomo miałeś mieć pogrzeb, aby ustalić, czy to prawda... Czy to aby przypadkiem nie jest właśnie weryfikacja u źródła?" – czytamy w komentarzu.
"Chciał być zabawny, wyszło jak zwykle. To nie był wkręt roku, to był cringe roku. 'Nie ważne jak, ważne, żeby mówili'", "Proponuję udać się na leczenie psychiatryczne, bo żarty ze śmierci to już jest zagranie psychopaty i tłumaczenie się eksperymentem to jest tylko próba ratunku wizerunku" – pisali inni.
Jaki miałem cel w tym wszystkim? Wzięliście udział w eksperymencie społecznym, aby pokazać wam, jak media i influencerzy wami manipulują. Wystarczy smutna storka, wzbudzenie współczucia i łykacie wszystko jak pelikan