Rosyjski oligarcha Roman Abramowicz i ukraińscy negocjatorzy, którzy uczestniczyli w rozmowach pokojowych z Rosjanami, doznali objawów otrucia po spotkaniu w Kijowie na początku tego miesiąca.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O sprawie jako pierwszy poinformował "The Wall Street Journal". Jak podano, Roman Abramowicz oraz dwóch przedstawicieli strony ukraińskiej zmagało się z różnymi objawami, które mogą być dowodem na kontakt z substancją chemiczną. To m.in. zaczerwienienie oczu, ciągłe i bolesne łzawienie i oraz łuszczenie skóry.
Do sprawy nawiązano też na łamach Bellingcat – brytyjskiej witryny dziennikarstwa śledczego. Podkreślono, że u trzech członków delegacji uczestniczących w rozmowach pokojowych między Ukrainą a Rosją w nocy z 3 na 4 marca, wystąpiły objawy zatrucia bronią chemiczną. Jednym z poszkodowanych był rosyjski oligarcha Roman Abramowicz. Wszyscy podobno wrócili już do zdrowia.
Informacje o możliwym otruciu zdecydowano się ujawnić dopiero teraz, w trosce o bezpieczeństwo ofiar. Śledztwo w tej sprawie zorganizował Christo Grozev, dziennikarz śledczy z Bellingcat.
Z relacji dowiadujemy się, że dzień po negocjacjach, grupa ukraińskich negocjatorów pojechała z Kijowa do Lwowa w drodze do Polski, a następnie do Stambułu, gdzie miała kontynuować nieformalne rozmowy ze stroną rosyjską. Nie było wtedy czasu i możliwości na pobranie próbek, by zbadać, czy rzeczywiście mogło dojść do użycia środków chemicznych.
"Trzej mężczyźni doświadczający objawów, spożywali tylko czekoladę i wodę na kilka godzin przed ich wystąpieniem. Czwarty członek zespołu, który również je spożywał, nie odczuwał żadnych objawów" – czytamy we wpisach Bellingcat.
Abramowicz miał na kilka godzin stracić wzrok, a w Turcji otrzymał pomoc medyczną. Te informacje przekazał z kolei dziennikarz Shaun Walker.
Grozev potwierdził, że zanim niemiecki zespół specjalistów był w stanie przeprowadzić badanie, minęło zbyt dużo czasu na wykrycie podejrzanej trucizny. Jak dodał, "to nie miało zabijać, to było tylko ostrzeżenie".
14 marca, czyli 10 dni po negocjacjach, agencja Reutera opublikowała zdjęcie Abramowicza z lotniska Ben Guriona w Tel Awiwie. Rosyjski oligarcha niedługo potem udał się odrzutowcem do Stambułu.
Przypomnijmy, że 25 marca pojawiła się informacja o tym, że Abramowicz przyjechał do Polski. Przekazał ją dziennikarz "Superwizjera" Jakub Stachowiak. Spekulował wtedy, że może dojść do "nieformalnego spotkania z prezydentem USA Joe Bidenem". Później jednak usunął swój wpis z Twittera.
"Wiele osób mnie pyta, więc odpowiadam: nie wiem, po co Abramowicz przyjechał do Polski. Było nie było to wszystko jednak spekulacje, a nie fakty. Dlatego zdjąłem tweeta. W natłoku fake newsów trzeba o tym pamiętać" – wyjaśniał.