Najpierw był e-tron. Duży, pojemny, szybki SUV. Idealny pokaz możliwości marki. Potem pojawił się Audi e-tron GT, które zwłaszcza w wersji RS jest autem, które po prostu mnie zachwyciło. Ale Audi ma też już w ofercie elektryka, który jest dużym SUV-em, a jego cennik zaczyna się poniżej dwustu tysięcy złotych. To Q4 e-tron, a testowana wersja Sportback jest niewiele droższa. I wiecie co? To świetne auto, ale nie wiem, czy chciałbym je mieć.
Reklama.
Reklama.
Zarówno pierwszy e-tron, ja i e-tron GT (ten drugi to praktycznie Porsche Taycan), były pokazem możliwości marki i grupy Volkswagen w ogóle. Auta doskonałe, rozpalające wyobraźnię i… jednak niszowe. Rynku tym zawojować się nie da. Za drogo.
Czytaj także:
Dlatego na rynek trafił też Q4 e-tron. "Normalny" w cenniku startuje od 198 400 zł, a wersja Sportback, którą widzicie na zdjęciach, od 209 700 zł. W czasach, kiedy średnia cena transakcyjna auta w Polsce to już grubo ponad sto tysięcy złotych, nie jest to więc oferta dla wybrańców.
Tylko ta "niska" cena nie wzięła się znikąd. Q4 e-tron Sportback to samochód, który nie jest pokazem możliwości producenta z Ingolstadt. To samochód złożony z klocków zalegających w magazynie grupy VW. Pewnie wielu z was wie, że Skoda Octavia, Seat Leon czy Volkswagen Golf to w gruncie rzeczy te same auta (z grubsza) co Audi A3.
Ta sama historia dotyczy Q4. Czy zwykły, czy Sportback, to w sumie Volkswagen ID.4 (lub nadchodzący ID.5, odpowiednik Sportbacka) czy Skoda Enyaq (lub odpowiednio Enyaq Coupé).
Wszystkie powstają na tej samej platformie MEB (na której elektryki będzie też budować Ford), co z grubsza wygląda tak samo. Ot – dołóż po silniku elektrycznym na oś, na środku płyty podłogowej zamontuj akumulatory. Gotowe.
I tu zaczyna się problem. Bo Q4 e-tron jest naprawdę dobrym autem, ale… czy lepszym od bratniej konkurencji z bardziej "zwyczajnymi" znaczkami? Nie mam do tego przekonania – przejście w elektromobilność wywraca rynek motoryzacji do góry nogami, a choćby wspomniany Enyaq na tle Q4 sprawia wrażenie dużo bardziej futurystycznego auta. Serio. Ale tu właśnie pojawia się pierwsza duża zaleta Q4 e-trona.
To normalne auto
Tak, przez lata wielu z nas przywykło, że jeśli auto jest elektryczne, to musi być jakieś. Ale to bardzo jakieś. Futurystyczne lub wręcz udziwnione. Wystarczy zresztą przypomnieć kamery zamiast bocznych lusterek w oryginalnym e-tronie. Futurystyczne, ograniczające zużycie energii i… niewygodne rozwiązanie.
Q4 e-tron Sportback jest natomiast swojski. Z zewnątrz wygląda jak ładne, ale jednak zwyczajne Audi – chociaż pewnie reflektory LED ze zmienną sygnaturą świetlną (można sobie wybrać swoją i chwalić się sąsiadom) to ciekawy dodatek.
Po wejściu do środka też jest swojsko. Ot – te same ekrany, które znasz ze spalinowych modeli. Żadnych szaleństw. Zaskakuje może tylko kierownica z "płaskim" emblematem Audi. Wszystko jest ładne, dobrze wykonane, ale… zwyczajne. Niezwyczajna jest za to przestrzeń – ale to typowa "przypadłość" aut elektrycznych. Dość powiedzieć, że w środku jest tyle miejsca, co w o 40 centymetrów dłuższym Audi… Q7.
Jak to jeździ?
Z grubsza… tak jak Enyaq czy ID.4. To brutalne, ale taka prawda. Jednocześnie to żadna wada. Q4 e-tron Sportback, który widzicie na zdjęciach, to wersja "40". Oznacza to samochód z mocą 204 KM i napędem na tył.
Przy tej masie (ponad dwie tony) to niby żaden szał, ale to elektryk. Moment obrotowy jest duży i dostępny zawsze, więc auto rusza do 100 km/h w przyzwoite 8,5 sekundy. Do tego chętnie przyspiesza, żywiołowo reaguje na gaz – słowem wyprzedzanie w tym samochodzie to bułka z masłem.
Czytaj także:
Q4 e-tron Sportback jest też bardzo pewne w prowadzeniu – ale to zasługa wspomnianej platformy MEB. Ogniwa są tu umieszczone nisko w podłodze, więc środek ciężkości jest blisko asfaltu.
Pozostaje jeszcze kwestia zasięgu. Pojemność baterii to 77,6 kWh, co jak zwykle w przypadku aut elektrycznych znaczy w sumie wszystko i nic, ponieważ zużycie energii zależy nie tylko od prędkości, z jaką się poruszamy, oraz stylu jazdy, ale też choćby temperatury za oknem.
Zasięg deklarowany przed producenta według normy WLTP oczywiście od razu wkładamy między bajki. Teoretycznie w ruchu miejskim jesteśmy w stanie przejechać Q4 e-tronem jakieś 400 kilometrów. I to rzeczywiście jest możliwe, bo zużycie energii w ruchu miejskim łatwo utrzymać poniżej 20 kWh na 100 kilometrów.
Gorzej robi się n autostradzie. To już około 24-25 kWh, czyli na autostradzie Q4 e-tron przejedzie raptem 300 kilometrów, a zimą pewnie bliżej dwustu. W połączeniu z ciągle kulejącą infrastrukturą w Polsce na razie jest to więc kolejne auto z potencjałem.
Audi Q4 e-tron Sportback oczywiście obsługuje standard szybkiego ładowania, ale… nie jest to tak szybkie ładowanie, jak choćby w przypadku e-trona GT, który dzięki 800-woltowej instalacji można ładować z mocą nawet 270 kW (czyli prawie nigdzie w Polsce). Q4 e-tron Sportback w topowej wersji 50 quattro przyjmie 125 kW. Realnie według Audi 80 proc. baterii uzyskamy w 38 minut.
Akumulator po ośmiu latach (160 tyś. km zakładanego przebiegu) ma mieć jeszcze 70 proc. swojej oryginalnej wydajności. Ale to raczej rynkowy standard.
To warto?
Pewnie, jeśli koniecznie chcesz Audi. Q4 e-tron Sportback to po prostu fajne auto, w którym czujesz się, jak w spalinowym SUV-ie. Wszystkie guziki są na swoich miejscach, brak tu udziwnień.
Warto też z powodu ceny. Tak jak już mówiłem, elektromobilność wywraca wszystko do góry nogami. Skoda Enyaq iV zaczyna swój cennik od 189 300 zł – nie mówimy tu o wersji Coupé, czyli w odpowiedniku Audi Sportbacku, bo takowa nie ma jeszcze polskiej ceny.
Q4 e-tron to co najmniej 198 400 zł, jak wspomniałem na początku testu, więc realnie niewiele więcej, jeśli mówimy o odpowiedniku – Sportback jest trochę droższy, bo startuje od 209 700 zł.
Zaglądamy do Volkswagena. Cennik ID.4 (czyli normalnego Q4) startuje od 203 190 zł, a ID.5 (odpowiednik Sportbacka) od 215 890 zł. Czyli propozycja Volkswagena w tym segmencie bazowo jest droższa (!) od Audi.
Oczywiście wyposażenie podstawowe oraz ceny dodatków to inna historia, ale… pewien etap już minął. Ani Q4 e-tron Sportback nie jest jakiś droższy od swoich "ubogich krewnych", ani też ci krewni nie są specjalnie ubodzy.