Robert Gawliński w najnowszym wywiadzie wrócił wspomnieniami do koncertów sprzed lat. Wokalista wyznał, że nie stronił wtedy od mocnego alkoholu. – Bez wypicia butelki whisky nie wychodziłem na scenę – zdradził.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.
Lider zespołu "Wilki" ujawnił, że przed laty wypijał dużo alkoholu przed wejściem na scenę.
Robert Gawliński teraz zupełnie zmienił swoje zachowanie w kwestii picia mocnych trunków. O powodach tej decyzji opowiedział w wywiadzie dla "Plejady".
Gawliński o piciu alkoholu przed występami
Robert Gawliński od trzydziestu lat utrzymuje się na polskiej scenie muzycznej i wciąż tworzy kolejne piosenki. Jeszcze w 2022 roku ukaże się jubileuszowa płyta jego zespołu "Wszyscy marzą o miłości".
W ostatniej rozmowie z "Plejadą" lider "Wilków" przyznał, że od początków jego kariery, realia koncertowania zupełnie się zmieniły. Kiedyś alkohol był częstym kompanem artysty występującego na scenie.
– Było naprawdę grubo. Tam nie było wina po pierwsze, to były zupełnie inne ilości. Powiem szczerze, że były takie momenty w moim życiu, że bez wypicia butelki whisky nie wychodziłem na scenę. Teraz to są nieporównywalne rzeczy – powiedział.
Gawliński wyznał, że choć nie rezygnuje z spotkań i imprez ze znajomymi to wyglądają one teraz zgoła inaczej. Muzyk uważa, że wreszcie dojrzał i zmieniło się jego podejście do euforycznych stanów alkoholowych.
– Człowiek po wódce jest nieodpowiedzialny. Od 10-15 lat nie piję mocnego alkoholu. Piję wino, to zupełnie inaczej działa na mnie. Staję się znużony i gdzieś się oddalam – dodał.
– Alkohol powoduje stany euforyczne, ale często przy nadużyciu alkoholu organizm funduje napady złości, coś, czego nie chciałbym już fundować moim bliskim – zwierzył się Gawliński.
– Tak samo chodzi o zdrowie i jakiś rodzaj zastanowienia się nad sobą. Myślisz sobie 'Rany boskie, znowu wychlałem, znowu kogoś obraziłem albo powiedziałem coś, co sprawiło przykrość' – przyznał.
Piosenkę Gawlińskiego chciał zaśpiewać Bryan Adams
Gawliński podczas wywiadu wspomniał też o nietypowej sytuacji, która spotkała go w czasie muzycznej kariery. Jeden z jego utworów mógł stać się światowym hitem, a zaśpiewać go chciał sam Bryan Adams. Piosenkarzowi tak spodobała się kompozycja singla "Urke", że zapragnął mieć ją na swojej płycie.
– Kiedyś poprosił mnie menedżer Bryana Adamsa o "Urke", bo chciał go nagrać na swoją płytę. Były dwa warunki. Jeden był taki, że zmieni tekst i będzie on zupełnie inny, bo on śpiewa tylko o miłości i on takiego tekstu nie zaśpiewa. Ja mu powiedziałem: 'To pocałuj się w d***ę i sam sobie skomponuj piosenkę i już' – opowiedział Gawliński.
Potem jednak trochę pożałował swojej decyzji. – Może trochę żałuję, bo gdyby to był hicior, to pewnie teraz miałbym małą wysepkę w Grecji, a nie skromny domek. Ale czasem w życiu trzeba podejmować decyzje, które może nie są popularne i nie przyniosą ci splendoru, ale trzeba mieć kręgosłup moralny – stwierdził.
Muzyk ujawnił, że Adams miał jeszcze jeden istotny warunek. – Bryan Adams chciał być wpisany jako odpowiedzialny i za tekst, i za muzykę. To wydawało mi się już nieuczciwe w tym wypadku, bo zostało to też jawnie postawione. Gdyby powiedział: 'Słuchaj, ja też tego za darmo nie będę robił, może byś mi coś odpalił?', to pewnie bym się zastanowił i być może bym się zgodził. Natomiast czasem trzeba powiedzieć 'nie' – podsumował.