Zamieszanie z Robertem Lewandowskim i wielka gra. Szefowie Bayernu wodzą go za nos?
Krzysztof Gaweł
18 kwietnia 2022, 09:12·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 18 kwietnia 2022, 09:12
– Chcemy, aby Robert Lewandowski pozostał w Bayernie Monachium jak najdłużej – zadeklarował w rozmowie z dziennikarzami prezes mistrzów Niemiec Oliver Kahn. Słowa to jedno, ale opieszałe i niezbyt zrozumiałe działanie władz klubu to drugie. Sztab naszego napastnika naciska w kwestii nowej umowy, w grze są miliony euro, a szefowie Bayernu przypomnieli sobie, że klub dotknęła pandemia koronawirusa i nie mogą sobie pozwolić na szaleństwa. Kto będzie górą?
Negocjacje ws. nowej umowyRoberta Lewandowskiego w Bawarii przypominają operę mydlaną, a menedżer Polaka Pini Zahavi wciągnął do gry nawet FC Barcelona, by mieć wygodnego straszaka na władze mistrzów Niemiec. Kto wie, być może transfer do Katalonii wchodzi w grę, ale podstawowy cel sztabu kapitana reprezentacji Polski to nowa umowa z Bayernem. Na dwa lub trzy lata, za 24-30 milionów euro. Tylko co na to klub?
Oficjalnie chce za wszelkę cenę zatrzymać Roberta Lewandowskiego. – Chcemy, aby pozostał w Bayernie jak najdłużej — powiedział Oliver Kahn, prezes Bayernu Monachium, w rozmowie ze Sport1. Sęk w tym, że o nowej umowie Polaka mówi się już od jesieni, a jeśli wierzyć doniesieniom niemieckich dziennikarzy, dotąd odbyło się tylko jedno spotkanie i poza wypitym espresso wiele w sytuacji Lewandowski - klub nie zmieniło. Oliver Kahn zna przyczynę.
– Niektórzy ludzie wydają się myśleć, że to wszystko działa jak gra komputerowa, w której jednym kliknięciem sprawiasz, że umowa zostaje przedłużona. Pieniądze? Są oczywiście środki, ale jako klub musimy pomyśleć, jak nimi zarządzać, ponieważ Bayern ucierpiał finansowo w ostatnich dwóch latach – odpowiedział na krytykę swojej osoby i wprost wyśmiał tych, którzy wytykają mu, że podpisywanie nowych umów z gwiazdami klubu idzie opornie.
Sprawa jest poważna, niech świadczy o tym fakt, że w tworzenie miękkiego nacisku na Bawarczyków zaangażował się cały sztab piłkarza i nawet żona Anna, która rozwścieczyła szefostwo męża niewinnym wpisem o rozpoczęciu nauki języka hiszpańskiego. Obie strony mają swój cel, obie negocjują twardo, ale w grze są przecież ciężkie miliony euro. I przyszłość, tak klubu, jak samego Roberta Lewandowskiego.
− To my decydujemy, kiedy Bayern Monachium będzie prowadził rozmowy kontraktowe. Jako klub wiemy, co komu zawdzięczamy i nie pozwolę, by ktokolwiek wywierał na nas presję. Niezależnie od tego, czy będzie to Manuel Neuer, Serge Gnabry czy Thomas Müller – grzmiał niedawno Oliver Kahn, dorzucając do listy oczekujących na nowe kontrakty kolejnych dwóch kluczowych piłkarzy Bawarczyków. Po problem umowy "Lewego" to tylko jeden z wielu, a atmosfera w szatni być może nie jest najlepsza, skoro władze klubu wodzą za nos piłkarzy. Niemieccy dziennikarze i tutaj widzą przyczynę porażki w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.
Inna sprawa, że piłkarze nie do końca sa zadowoleni z pomysłów trenera, a Julian Nagelsmann w obecnym sezonie nie stanął na wysokości zadania. Sukces w lidze jest niemal pewny, ale w Europie Die Roten mierzyli znacznie wyżej. Opiekun Bayernu musiał gasić pożar w szatni, ponoć krytykowało go wprost dwóch kluczowych zawodników, w tym Robert Lewandowski. Nie wiemy, czy to dziennikarska kaczka, czy prawda, ale nasz as mógł być faktycznie niezadowolony z tego, jak mało dostaje piłek wiosną.
− Moje relacje z Robertem są bardzo, bardzo dobre. Od razu zapytałem go też o ostatnie medialne plotki. On wszystkiemu zaprzeczył – powiedział po meczu z Arminią Bielefeld Julian Nagelsmann, dementując informacje o tym, że Polak odejdzie z klubu. − Powiedział mi to, co powiedział w wywiadzie dla polskiej telewizji. Rozmawiamy o takich rzeczach wprost – dodał trener mistrzów Niemiec. Cóż, jedno nie wyklucza drugiego i uwagi naszego asa do gry zespołu nie muszą oznaczać, że chce odejść. Na pewno chce bić rekordy i wygrywać, ale bez wsparcia kolegów to się nie uda.
A Bayern Monachium faktycznie gra ostatnio inaczej, szeroko na skrzydłach i kombinacyjnie w środku, co odbija się na statystykach Polaka. Ale też na wynikach drużyny, które powinny – tutaj wszyscy są zgodni – być wiosną dużo lepsze. – Zastanawiamy się, jak zwiększyć rywalizację w składzie, ale też pamiętamy, jakie są nasze możliwości finansowe i jak możemy działać na rynku – ujął w swoim stylu Hasan Salihamidzić, dyrektor sportowy i były zawodnik Bayernu, który przez kibiców i media lubiany nie jest.
To on, do spółki z Oliverem Kahnem, odpowiada za budowę drużyny i nowe umowy piłkarzy. Być może opieszałość obu sprawiła, że zespół stracił szansę na triumf w tegorocznej LM. Bo mistrzostwo ma niemal w kieszeni, do tego dziesiąte z rzędu. Na krajowym podwórku zespół nie ma godnych rywali, wydrenował zresztą rynek i wyprzedził konkurencję pod jednym względem. Wysokości umów. Bayern Monachium nie płaci wiele za piłkarzy, ale swoje gwiazdy opłaca najlepiej w kraju. I dlatego tak długo nie potrafi podpisać nowych umów. Te muszą być wyższe, a klub nie jest skory do podwyżek.
W ten sposób stracono przed rokiem Davida Alabę i Jerome'a Boatenga, a przecież w defensywie mistrzowie Niemiec grają bardzo słabo. Czy ich śladem pójdą kolejne gwiazdy? – Nie będzie tak, że będziemy podejmować niepotrzebne ryzyko. Robimy wszystko, co w naszej mocy, ale w ramach naszych możliwości finansowych. Nie narazimy klubu na niepotrzebne ryzyko – zaznaczył Hasan Salihamidzić. A dziennikarze zastanawiają się, czy za takie klub uważa nowy kontrakt dla Roberta Lewandowskiego, który jest być może najlepszym napastnikiem w historii klubu.
Jeżeli Polak zostanie w Bawarii, zapewne pobije kolejne rekordy Gerda Müllera i zostanie najlepszym strzelcem w historii Bundesligi. Ale czy Bawarczyków stać na takie "ryzyko"?