nt_logo

Jestem facetem i zrobiłem sobie usta. Co więcej, wciąż czuję się męski

Alan Wysocki

20 kwietnia 2022, 18:46 · 3 minuty czytania
Dwa miesiące temu terapeutka powiedziała mi, że powinienem próbować nowych rzeczy i wychodzić poza własną strefę komfortu. Zamiast umówić się na randkę, zwiedzać Europę, czy uczyć się nowego języka postanowiłem... napompować sobie usta kwasem hialuronowym. I powiem wam, że była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu.


Jestem facetem i zrobiłem sobie usta. Co więcej, wciąż czuję się męski

Alan Wysocki
20 kwietnia 2022, 18:46 • 1 minuta czytania
Dwa miesiące temu terapeutka powiedziała mi, że powinienem próbować nowych rzeczy i wychodzić poza własną strefę komfortu. Zamiast umówić się na randkę, zwiedzać Europę, czy uczyć się nowego języka postanowiłem... napompować sobie usta kwasem hialuronowym. I powiem wam, że była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu.
Medycyna estetyczna dla mężczyzn. Jestem facetem i zrobiłem sobie usta Fot. naTemat.pl

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google.

Już widzę część komentarzy: "To niemęskie", "Leczysz kompleksy", "A po co ci to było?". Ba, część aktywistów z głębokich otchłani Instagrama twierdzi, że zabiegi z użyciem kwasu to spisek wielkiego kapitału. Ale zacznijmy od początku.


Medycyna estetyczna dla mężczyzn. Jestem facetem i zrobiłem sobie usta

Medycyna estetyczna z roku na rok staje się coraz popularniejsza. Korzystać z niej zaczęły aktorki, wokalistki, dziennikarki, modelki, a nawet politycy. Co najważniejsze, do salonów zgłaszają się również mężczyźni.

Czytaj także: Twarz Putina zmieniła się nie do poznania! Oto operacje plastyczne, jakie miał przejść

Jednym z tych mężczyzn jestem ja – 20-letni uprzywilejowany chłopak z Warszawy. Co mi strzeliło do łba, że zdecydowałem się na przyjęcie kilkunastu zastrzyków w obie wargi? Głównie ciekawość.

Czuję się męski i atrakcyjny, nie mam kompleksów na punkcie ust i nie chciałem się nikomu spodobać. Jednak podobnie jak większość facetów, miałem wąską górną wargę. Co więcej, była ona nierówna.

Poza tym chciałem zrobić coś nowego, coś dla siebie, ale przede wszystkim chciałem na własne oczy (a właściwie na własne usta) przekonać się, o co chodzi z tymi zastrzykami.

Pierwszym problemem, jaki przede mną stanął, była nieśmiałość. Miałem sam przyjść do gabinetu i powiedzieć "Dzień dobry, ja chciałem napompować sobie usta"? Tu z pomocą ruszyła mi przyjaciółka – weteranka kwasu hialuronowego.

Czytaj także: Powiększanie ust i likwidacja zmarszczek tylko u lekarza? Kosmetolodzy: To nieuczciwa konkurencja

No dobra, ale co powie rodzina i znajomi? – D**ę sobie ostrzyknij – zażartowała mama, gdy zrozumiała, że naprawdę wydam pół tysiąca złotych na "nowe" usta. Teraz sama odkłada pieniądze na inny zabieg. Reszta uznała, że – standardowo – zwariowałem.

Po umówieniu wizyty wspólnie z przyjaciółką stawiliśmy się w gabinecie niedaleko warszawskiej Galerii Mokotów. Cudowna pani Marlena nałożyła nam na twarze maść znieczulającą (tylko częściowo), a następnie dała nam do wypełnienia ankiety.

Pytania? Raczej standardowe. Przyjmowane leki, alergie, choroby i występowanie opryszczki. Później przyszedł czas na konsultację. Wyjaśniłem, że chcę naturalny efekt, powiększenie i wyrównanie górnej wargi oraz delikatne powiększenie dolnej.

Całe szczęście, pani Marlena wyhamowała mnie, gdy pod wpływem animuszu wypaliłem, że jednak chcę "chamskie usta". Po dokładnym przeanalizowaniu moich warg przeszła do pracy.

Tak moje usta wyglądały przed zabiegiem.

Pewnie ciekawi was, czy bolało. Noszę trzy kolczyki, więc raczej jestem przyzwyczajony do majstrowania mi igłą przy twarzy. Ale trzeba przyznać, że bolało. Najgorzej było, gdy z igłą w wardze musiałem się uśmiechać. Nie jest to jednak nic, czego nie da się przeżyć.

W głowie cały czas miałem "żarty" o coraz młodszym Krzysztofie Ibiszu, "ponaciąganych" celebrytkach, ustach "na suma", "plastikach" i tak dalej i tak dalej... Sam byłem przekonany, że przez najbliższe pół roku będę wyglądał jak kaczka.

Zresztą chwilę po zabiegu faktycznie wyglądałem jak kaczka.

Nieco gorzej było z przyjaciółką, która poza ustami poprawiła sobie też brodę. Jest to jednak opuchlizna, która schodzi w ciągu tygodnia. Oczekiwany efekt zaś utrzymuje się nawet przez pół roku.

Kosztowny wydatek – niech żyją słoiki od mamusi – wymaga też solidnej dyscypliny. Regularne nawadnianie, nawilżanie, odstawienie alkoholu, a nawet wyjątkowa ostrożność w trakcie seksu i snu to tylko część zaleceń.

Śmiejemy się z karykaturalnych twarzy, ale u zdecydowanej większości klientów i klientek salonów medycyny estetycznej nigdy nie rozpoznacie śladów po hialuronie czy botoksie (tak, hialuron i botoks to dwie różne rzeczy). Gdy wypaliłem w redakcji, że poprawiłem sobie usta, od razu usłyszałem: "Nic po tobie nie widać".

Tak bowiem wygląda efekt końcowy.

Czy polecam? Jeśli tak jak ja lubicie od czasu do czasu zbędne wydatki, to śmiało. Hialuron nie urąga męskości ani kobiecości. Nie odbiera też punktów IQ. Ja z medycyny estetycznej skorzystałem w przypływie kompletnego szaleństwa i uważam, że była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu.

Czytaj także: https://natemat.pl/400609,inwazja-rosji-na-ukraine-mamy-38-mln-specow-od-wojny-felieton