"Sprawa dla reportera" po raz kolejny wywołała kontrowersje. W najnowszym odcinku programu sprawa, która była przedstawiona, dotyczyła konfliktu rodziców z synami. W studiu TVP dyskutowano na temat przemocy wobec dzieci. Słowa księdza szczególnie oburzyły widzów.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.
W najnowszym odcinku "Sprawy dla reportera" wystąpili państwo Marciniakowie. Seniorzy żalili się Elżbiecie Jaworowicz, że dzieci chcą ich wykończyć.
W studiu wyszło na jaw, że pokrzywdzeni czują się też synowie. W dzieciństwie mieli być zmuszani do pracy. Mówili też o biciu.
Temat przemocy wobec dzieci w "Sprawie dla reportera" został skandalicznie pokazany. "Eksperci" tłumaczyli zachowania rodziców.
Przypomnijmy, że "Sprawa dla reportera" jest nadawana z przerwami od 1983 roku. Program od lat niezmiennie prowadzi pierwsza dama TVP, Elżbieta Jaworowicz. Format przyciąga przed telewizory niemal dwa miliony widzów i co chwilę budzi kontrowersje.
Głównym jego celem miały być interwencje w konfliktowych sprawach poprzez mediacje, wyjaśnienia czy też opinie eksperckie. Jednak od jakiegoś czasu w mediach robi się głośno o absurdalnych sytuacjach przedstawianych na wizji.
"Sprawa dla reportera". Oburzająca dyskusja na temat przemocy wobec dzieci
W ostatnim odcinku "Sprawy dla reportera", który pokazano 21 kwietnia, jednymi z bohaterów byli państwo Marciniakowie, małżeństwo w podeszłym wieku, które skarżyło się na swoich dorosłych synów.
– Państwo Marcinkowie pragną wyjść z niewoli we własnym domu, który wraz z całym dorobkiem życia przekazali jednemu z dwóch synków. To niekończąca się pieśń o krzywdzie starych rodziców, a także krówki Loli. (...) Oprawcami są według rodziców najbliżsi – mówiła na wstępie Jaworowicz.
W prezentowanym materiale seniorzy nie szczędzili łez. Opowiadali, że dzieci chcą ich "wykończyć". Skarżyli się na przemoc ze strony dzieci, na dewastację mienia, na zniszczenie dorobku życia.– Lekką ręką oddaliśmy cały swój dorobek życia. Myśleliśmy, że będziemy szanowani – mówiła pani Halina.
W telewizyjnym studiu okazało się, że jest i druga strona medalu i krzywda drugiej strony. Reporterka zrelacjonowała spotkanie z synami, na których narzekali rodzice. Powiedziała, że jeden z nich – dziś dorosły mężczyzna – zwyczajnie się popłakał i wyznał, że był bity w dzieciństwie. Wówczas wśród zaproszonych "ekspertów" wybuchła dyskusja.
Umniejszano krzywdzie, jakiej za młodu doznali synowie państwa Marciniaków. Poseł Jarosław Sachajko dziwił się, że byli zmuszani do pracy. Zasugerował, że przecież mieszkali na wsi, więc to oczywiste, że każde ręce są potrzebne do pomocy w gospodarstwie.
Później odniesiono się także do przemocy wobec dzieci. Padły szokujące zdania, takie jak: "Lanie? Kto nie był bity", "A może zasłużyli". Głos zabrał też salezjanin ks. Kazimierz Kurek.
– Nawet jeżeli dostali pasem w młodości – zaczął. Następnie ktoś w studio dodał: "No to co". Duchowny dokończył. – Oni są wykształceni. Mają wiedzę, rozumieją to. No ciągle powracać, to jest jakaś niedojrzałość tych, co płaczą. Mężczyźni w sile wieku – mówił z drwiną.
W dyskusji brał też udział Tadeusz Cymański, poseł Solidarnej Polski, który stwierdził, że też był "częstowany tym od ojca", ale "on by nie płakał".
W programie jedyną trzeźwo myślącą osobą okazał się prof. Janusz Heitzman, pełnomocnik ds. psychiatrii przy Ministrze Zdrowia. – Musimy pamiętać, że przemoc i złośliwość rodzi to samo. Pierwsza przestroga dla rodziców. Jak stosujesz przemoc w stosunku do swoich dzieci, to licz się z tym, że to się kiedyś może obrócić przeciwko tobie – podsumował.