Jeszcze kilka dni temu Białoruś straszyła Polskę. Tymczasem według rzecznika tamtejszego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Anatola Hłaza Zachód sprzeciwia się włączeniu Białorusi w proces negocjacyjny pomiędzy Rosją a Ukrainą. Jak zapewnił urzędnik, jego kraj chce dialogu z Polską.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Obserwuj naTemat w Wiadomościach GoogleAnatol Hłaz na antenie kanału Białoruś-1 powiedział, że Zachód nie chce włączyć jego kraju w proces osiągania porozumienia między Federacją Rosyjską a Ukrainą. Jak zaznaczył, Białoruś chce też nalegać na rozwijanie dialogu z Polską, bo "wiele kwestii bezpieczeństwa może zostać rozwiązanych".
– Prowadzimy dialog z Polską i - jak dotąd - byliśmy w stanie omówić i rozwiązać wiele palących problemów – powiedział Hłaz cytowany przez rosyjskie media. – Chcemy używać dialogu jako głównego narzędzia. Jesteśmy za dialogiem. I to się nie zmieni – dodał białoruski urzędnik.
Anatol Hłaz przyznał, że minister spraw zagranicznych Białorusi Władimir Makiej wysłał już 6 kwietnia list do dyplomatów państw Unii Europejskiej. Treść pisma na Twitterze udostępnił dziennikarz Rikard Jozwiak.
– Mam nadzieję, że zwykli ludzie na Litwie i w Polsce są świadomi tego, co dzieje się na Ukrainie. Uważam, że nie chcą tego samego – dodał urzędnik Alaksandra Łukaszenki.
Jak na te groźby powinna zareagować Polska i na ile powinniśmy traktować je poważnie – o tym mówił w rozmowie z Tomaszem Ławnickim z naTemat gen. Roman Polko, były dowódca jednostki specjalnej GROM i były zastępca szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
– Na poziomie dyplomatycznym po tego rodzaju wypowiedzi powinniśmy żądać wyjaśnień. Machina propagandowa działa według swojej logiki, ale dyplomacja powinna na to reagować. Tego typu głupot nie należy pozostawiać bez odpowiedzi – tak sprawę w rozmowie z naTemat komentuje gen. Roman Polko, były dowódca jednostki specjalnej GROM, przed laty wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Jak zauważa gen. Polko, to nie pierwsza tego rodzaju wypowiedź ze strony władz w Mińsku. – Tego typu "teksty" rzucane były już nieraz. Zazwyczaj były to wypowiedzi na użytek wewnętrzny, padały choćby podczas manewrów wojskowych – przypomina były zastępca szefa BBN.
W kontekście Polski głośno też było o ostatniej wypowiedzi Alaksandra Łukaszenki, który z okazji prawosławnej Wielkanocy zasugerował, że w Polsce, ale także na Litwie czy Łotwie brakuje soli i kaszy gryczanej.
– Białoruś jest krajem antywojennym, a w 2020 roku obudziła się na dobre (odbyły się wybory prezydenckie, w powszechnej opinii sfałszowane, protestujących dotknęły brutalne represje - red.). Białorusini czytają i oglądają niezależne media. Mieszkańcy Białorusi doskonale zdają sobie sprawę z tego, że z racji zależności od Rosji i inwazji Putina na Ukrainę, ich krajowi zagraża potężny kryzys i z pewnością w tak kuriozalne słowa Łukaszenki nie uwierzą – oceniła dziennikarka.