Piłkarze Rakowa Częstochowa po raz drugi z rzędu zdobyli Fortuna Puchar Polski. W poniedziałkowym finale na PGE Narodowym w Warszawie wicemistrzowie kraju pewnie ograli 3:1 (2:0) Lecha Poznań. Nie obyło się bez skandalu, bo na trybunach nie pojawiła się duża grupa kibiców klubu ze stolicy Wielkopolski.
Poniedziałkowy pojedynek na PGE Narodowym im. Kazimierza Górskiego praktycznie od samego początku nie układał się po myśli Lecha Poznań. Zanim jeszcze na dobre spotkanie się rozpoczęło, pojawiły się niepokojące sygnały sugerujące, że kibice poznańskiego klubu najprawdopodobniej... nie zostaną wpuszczeni na trybuny warszawskiego stadionu.
Wszystko za sprawą kibicowskich opraw, który zabroniono przy okazji finału Fortuna Pucharu Polski. Interweniować jeszcze na długo przed pierwszym gwizdkiem próbował Polski Związek Piłki Nożnej.
Oburzenie Kuleszy, reakcja Trzaskowskiego
W czym problem? Dokładnie 25 kwietnia prezydent Warszawy Rafał Trzaskowskiwydał zezwolenie na przeprowadzenie imprezy masowej, ale pod kilkoma warunkami. Jednym z nich - kluczowym pod względem zamieszania z kibicami poznańskiego klubu - był punkt cytowany również na stronie internetowej PZPN:
"Niedopuszczenie przez organizatora do używania banerów lub flag o wymiarach większych niż 2m x 1,5m. Niestosowanie się do niniejszego warunku przez organizatora objęte jest groźbą kary pozbawienia wolności do lat 8 (art. 58 ust. 1 ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych).
Należy podkreślić, że tym samym zawieszone zostało dotychczasowe prawo PZPN jako organizatora (określone w regulaminie imprezy masowej) do każdorazowego wyrażania zgody w przypadku próby wnoszenia i używania banerów lub flag o wymiarach większych niż wymiar określony powyżej.
W związku z powyższym uprzejmie informujemy, że służby informacyjne i porządkowe będą zobowiązane do odmówienia wniesienia na stadion banerów lub flag o wymiarach większych niż 2m x 1,5 zgodnie z niniejszą decyzją organu wydającego zezwolenie na przeprowadzenie imprezy masowej".
Kibice Lecha Pojawili się przy bramach stadionu odpowiednio wyposażeni, czego można było się spodziewać. Oprawy oraz przekonania najwierniejszych fanów Kolejorza były w opozycji do służb porządkowych i skończyło się na... oglądaniu meczu poza PGE Narodowym.
Poznaniacy zbojkotowali spotkanie z powodu braku pozwolenia na praktykę, do której stadionowi ultrasi są przyzwyczajeni od lat.
Do kuriozalnej sytuacji kompletnie pustego sektora Lecha odniósł się błyskawicznie na Twitterze prezes PZPN Cezary Kulesza. Szef polskiej federacji stanął po stronie kibiców.
"Stanowisko Kom. Miejskiej PSP o zakazie wnoszenia większych flag uderza w piękno sportu, jest niezrozumiałe i powoduje więcej szkód niż pożytku. Zmieniono zasady obowiąz. od lat. Jeżeli w przyszłości PSP nie zmieni swojego stanowiska, finał PP nie będzie organizowany w Warszawie." - niemal zagroził stołecznym władzom Kulesza.
Zaregował również prezydent Trzaskowski.
"Zakaz wnoszenia flag i banerów większych niż 2x1.5 m na mecz o Puchar Polski na Stadionie Narodowym to była decyzja Państwowej Straży Pożarnej. Takie samo zezwolenie wydane było w 2019 roku." - napisała głowa stołecznego miasta.
Ci, którzy pojawili się na trybunach, praktycznie przez całe spotkanie "traktowali" prezydenta Warszawy obraźliwymi epitetami.
Dwa celne ciosy Rakowa
Niewiele lepiej spotkanie finałowe układało się dla Lecha również pod względem sportowym. Już w szóstej minucie wynik otworzył Vladislavs Gutkovskis. Łotewski napastnik Rakowa Częstochowa otrzymał długie podanie z własnej połowy od Deiana Sorescu.
Gutkovskis dobrze zabrał się z piłką i popisał się ładnym, plasowanym strzałem, oszukując kryjącego go Lubomira Satkę. To była szósta minuta pierwszej połowy.
Wicemistrzowie Polski objęli prowadzenie i oddali piłkę rywalowi. Drużyna trenera Marka Papszuna jest znana z pragmatycznego podejścia do futbolu, gdzie przede wszystkim ma być skutecznie i efektywnie, a na końcu efektownie. Lech dał się złapać na taką taktykę przeciwników.
Poznaniacy mocno przycisnęli, ale brakowało konkretów pod bramką Kacpra Trelowskiego. 18-latek między słupkami Rakowa do spółki z kolegami w defensywie rozbijali ataki poznańskiego rywala. Co więcej, częstochowianie po upłynięciu pół godziny od gola numer jeden, trafili po raz drugi. Ponownie klasyczna kontra, świetna asysta Iviego Lopeza i trafienie autorstwa Mateusza Wdowiaka.
Trenerski nos Skorży
Lechowi po pierwszych 45 minutach mogły się przypomnieć koszmary z trzech poprzednich wizyt w finałach Pucharu Polski w Warszawie. Poznaniacy nie wygrali żadnej z takich okazji, a każdą pamiętał obecny na murawie w składzie Lecha - Dawid Kownacki.
I to właśnie "Kownaś" dał sygnał do odrabiania strat. Były reprezentant Polski uderzył z pola karnego, nastrzeliwując swojego kolegę z drużyny - Joao Amarala. Portugalczyka na boisko od początku drugiej części wprowadził trener Maciej Skorża wykazując się czujnym nosem.
Trafienie Lecha tuż po przerwie (53 minuta) nie spowodowało jednak, że Raków zaczął się rozpaczliwie bronić. Swoje szanse miał m.in. Gutkovskis czy Fran Tudor.
Tempo podkręcili także poznaniacy chcący za wszelką cenę przełożyć swój ofensywy potencjał na dobry wynik w Warszawie. Obraz gry nie zmieniał się względem początku spotkania, Lech miał większe posiadanie piłki, a Raków czekał na wyprowadzenie szybkich kontrataków.
Sędziujący finał Szymon Marciniak im bliżej końca spotkania, tym częściej musiał sięgać po gwizdek. Trudno było odmówić obu stronom chęci sięgnięcia po trofeum. W jednej z sytuacji zdecydowanie przesadził Jakub Arak, wprowadzony chwilę wcześniej na boisko. Napastnik Rakowa brutalnie sfaulował Filipa Marchwińskiego i otrzymał bezpośrednią, czerwoną kartkę. Była to już jednak 86 minuta spotkania.
Dziesięć minut wcześniej Raków zadał nokautujący cios.
Ivi zamknął spotkanie
Gola na 3:1 zdobył ten, który uważany jest najlepszego piłkarza PKO Ekstraklasy. Lider klasyfikacji strzelców w polskiej lidze, podobnie jak na liście kanadyjskiej (gole+asysty) Ivi Lopez dostał w polu karnym piłkę od Tudora i kropnął bez zastanowienia, pakując futbolówkę do siatki po tzw. długim rogu.
W samej końcówce dwie świetne sytuacje miał kapitan Lecha Mikael Ishak. Napastnik poznańskiej drużyny nie zdołał jednak odwrócić losów finału.
Dla Rakowa poniedziałkowe zwycięstwo to obrona trofeum zdobytego przed rokiem. Zespół trenera Papszuna może zdobyć dublet na krajowym podwórku. W walce o mistrzostwo Polski najgroźniejszym rywalem na trzy kolejki przed końcem jest... poznański Lech.
Sędziował: Szymon Marciniak
Żółte kartki: Pedro Rebocho, Skóraś, Milić - Wdowiak.
Czerwona kartka: Jakub Arak (88. minuta, Raków, za brutalny faul).
Raków: Kacper Trelowski - Fran Tudor, Tomas Petrasek, Zoran Arsenić - Deian Sorescu (46. Wiktor Długosz), Giannis Papanikolaou, Ben Lederman, Mateusz Wdowiak (73. Andrzej Niewulis), Ivi Lopez (84. Jakub Arak), Patryk Kun - Vladislavs Gutkovskis.
Lech: Mickey van der Hart - Joel Pereira (46. Joao Amaral), Lubomir Satka, Antonio Milić, Pedro Rebocho - Michał Skóraś, Radosław Murawski (73. Pedro Tiba), Jesper Karlström (85. Nika Kwekweskiri), Dawid Kownacki (73. Adriel Ba Loua), Jakub Kamiński (78. Filip Marchwiński) - Mikael Ishak.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.