Osiemnaste urodziny to wydarzenie przełomowe nie tylko dla młodego człowieka, ale i jego rodziców. Wie o tym Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka, matka osiemnastoletniej Ani. W rozmowie z naTemat ujawnia, czy jest nadopiekuńcza i kto wyręczył ją w rozmowie z córką o seksie.
Co czujesz jako matka, której dziecko kończy osiemnaście lat?
Katarzyna Kolenda-Zaleska: Wiele się nie zmieni. Ania zawsze będzie da mnie dzieckiem, nawet jak ona będzie miała 50 lat, a ja już nie wiadomo ile. To jest data ważna przede wszystkim dla niej.
Szykujecie się jakoś wyjątkowo na ten dzień?
Oczywiście będzie impreza. Moje dziecko lubi mieć wszystko zaplanowane, więc już zrobiła sobie zdjęcie do dowodu. Oczywiście dla niej to jest ważna cezura. Cały ten rok to były nieustające „osiemnastki” w każdy weekend. Śmialiśmy się z rodzicami znajomych Ani, że każdy z nas musi przez to przejść. Dla jej pokolenia to jest istotne, że są już oficjalnie dorośli. Myślę jednak, że Ania obudzi się na następny dzień i się zorientuje, że w jej życiu tak naprawdę niewiele się zmienia.
Myślisz już o dniu, w którym Twoje dziecko wyprowadzi się z domu? Jak sobie wyobrażasz ten dzień „po”, kiedy twojego dziecka już nie będzie pod tym samym dachem?
To już jest gorsze i trudniejsze, bo u matki włącza się syndrom pustego gniazda. Wcześniej czytałam o tym w książkach, a tu prędzej czy później mnie samą będzie to czekało. To wzbudza mój niepokój i to oczywiście będzie cezura dla mnie. Ania na szczęście nie ma na razie takich planów. Oby jak najdłużej. Nie jestem oczywiście włoską mammą i nie zamierzam trzymać swojej córki w domu do 35 roku życia.
Moi rodzice dali mi niezwykle mocne korzenie. Jednocześnie dali mi skrzydła. W pewnym momencie pozwolili mi iść na swoje i zawsze mnie dopingowali do tego, bym pracowała na swój sukces i swoje życie. Chciałabym powielić ten wzór i dać jej to samo. I korzenie i skrzydła.
Jesteś nadopiekuńcza?
Nie uważam się za nadopiekuńczą matkę, ale jeśli zadasz mojej córce takie samo pytanie na pewno dostaniesz twierdzącą odpowiedź.
Pewnego dnia na wydane przez Ciebie polecenie Ania odpowie: „Mamo, nie muszę Cię słuchać, jestem już dorosła”?
Trudno mi sobie wyobrazić taką sytuację, bo jak znam moją córkę, to na pewno nie będzie wysuwać takiego argumentu. Do tej pory między nami wszystko było kwestią do dyskusji. Wspólnie ustalałyśmy, gdzie może pójść, o której wrócić do domu. Ona wie, że ja się o nią martwię i mamy taką umowę, że jak idzie na imprezę i wraca późno, to ja nie czekam w kuchni, jak to nie raz robiła moja mama, tylko ja idę spać, a ona mnie budzi i mówi „jestem już w domu”. Ja szanuję jej wolność a ona szanuje moje nerwy. Na razie to wszystko jakoś gra.
Rodzinna sielanka…
Nie wszystko między nami zawsze jest idealnie. Zdarzają się konflikty, bo ona chciałaby się gdzieś wybrać, a ja jej odpowiadam, że trzeba się uczyć. Mieszkamy razem i jeszcze przez jakiś czas będziemy, więc wszystko można załatwić rozmową. Do tej pory tak nam się udawało i mam nadzieję, że tak już zostanie.
Czy osiemnastoletnia Ania przypomina osiemnastoletnią Kasię?
W pewnym sensie tak. Ani ona, ani ja nigdy nie miałyśmy potrzeby buntu. Często słyszę o rodzinach, których dzieci i rodzice to są dwa kompletnie inne światy, które nie mają ze sobą jakiegokolwiek kontaktu. Ja oczywiście czasem dawałam w kość i doprowadzałam moją mamę do szału. Czasem ja też dostaję szału, kiedy Ania zrobi coś, co mi się nie podoba. To wszystko jest jednak w granicach, które nie wymagają jakiś radykalnych sytuacji.
Ja z moją mamą miałam świetny kontakt. Problemy sercowe omawiałam z nią na spacerze po krakowskich Błoniach. Ja o swojej córce też wiem dużo. Może nie wszystko, bo mówi mi tyle ile pozwala jej własne poczucie wolności. Wiem na tyle dużo, że mogę być o nią spokojna.
Jakiego życia chciałabyś dla twojego, już pełnoletniego dziecka?
Chciałabym, żeby ona była szczęśliwa. Co będzie w życiu robić, to już jej sprawa. Ostatnio na wakacjach rozmawialiśmy o wyborze kierunku studiów. Ania miała już różne pomysły na to, co chce robić w życiu. Staraliśmy się ją przekonywać, że trzeba mieć zawód. Zawsze jej mówię „miej porządny zawód, a w życiu rób, to co ci sprawia przyjemność”.
Jaki start w dorosłość mają osiemnastolatki w Polsce w 2012 r.? Pytam Katarzynę Kolendę-Zaleską, dziennikarkę?
Ja dorastałam w strasznych czasach komunizmu, i młodzi ludzie byli pozbawieni jakichkolwiek możliwości. Jak miałam osiemnaście lat to wyjechałam do Kanady i Meksyku, tylko dlatego, że mój tata pracował zagranicą. Innych możliwości na wyjazd w latach 80-tych nie było.
Dziś z podziwem patrzę na młodych ludzi, którzy podróżują po świecie. Jeśli dziś miałabym taką możliwość, wybrałabym się na pół roku do college’u w Bostonie czy na Harvardzie. Wybrałabym się do Hiszpanii popracować jako kelnerka czy na afrykańską misję charytatywną. Potem wróciłabym do Polski i zabrałabym się za ostrą robotę.
Możliwości dla młodych ludzi są ogromne i tego im zazdroszczę. Czasy, ze względu na kryzys, na pewną są trudne, ale trzeba umieć się odnaleźć w tym świecie. Czytam artykuły o młodych ludziach, którzy realizują się w różnych projektach internetowych, słyszę o dziewczynie, która wymyśliła jakiś start up i nie dość, że jest ustawiona do końca życia, to jeszcze robi to, co kocha. Lata 80-te to był okropny okres beznadziei. Dziś tej nadziei jest sporo, pomimo trudnych czasów.
Moja córka nie chce wyjeżdżać. Chce być w Polsce i tutaj studiować. To jej wybór, chociaż na jej miejscu miałabym już złożone aplikacje do wszystkich college'ów na Wschodnim Wybrzeżu USA.
Twoją córkę pociąga dziennikarstwo? Chce iść w ślady słynnej mamy?
Na dziennikarstwo jej nie namawiam. Mówię jej raczej, żeby nie szła w tym kierunku, bo nie wiem czy to jeszcze zawód z przyszłością i czy byłabym z tego zadowolona. Do polityki też ją średnio zachęcam, chociaż widzę, że ona ma takie ciągoty. Jest bardzo dobrą oratorką i została wybrana przewodniczącą szkoły w swoim liceum im. Kochanowskiego. Zrobiła kampanię, w której trochę jej doradzałam i wygrała. Powiedziałam jej wtedy, „kochana, zostaniesz politykiem”. Tak więc ciągoty do aktywności społeczno-politycznej ma.
Wychowanie seksualne w domu czy w na lekcji w szkole? Jak wy załatwiliście tę sprawę?
U mnie na szczęście załatwiła to moja mama. Wyręczyła mnie, bo ja jestem w tych sprawach osobą dość dyskretną. Uważam, że to jest sfera bardzo intymna i prywatna. Kiedy już chciałam porozmawiać z moją córka okazało się, że moja mama zrobiła to za mnie, z czego byłam bardzo zadowolona. Fajnie kiedy wiedzę na takie tematy przekazują rodzice, ale wiem, że czasem jest to niemożliwe. Gdyby to było prowadzone z sensem, to nie byłby zły pomysł. Zdecydowanego poglądu w tej sprawie jeszcze nie mam.
Jaką radę dasz Ani na start w dorosłe życie?
Wolałabym dać jej zapewnienie o miłości i o wsparciu zawsze, kiedy tylko będzie go potrzebowała. Czasem zdarza mi się pouczać i dawać „dobre rady”. Najważniejsze to szanować siebie nawzajem i otoczyć miłością, a wtedy wszystko będzie dobrze.