Historia z nowego filmu dokumentalnego Netflixa jest tak szokująca i zarazem nietypowa, że po jego seansie nie do końca wiadomo, co ze sobą zrobić, a w głowie pojawia się pytanie: dlaczego on to robił? "Nasz ojciec" opowiada bowiem o dr Donaldzie Cline'ie, który zapłodnił własną spermą niemal 100 pacjentek. Żadna z nich nie miała pojęcia o źródle nasienia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Nasz ojciec" to obecnie najpopularniejszy film dokumentalny Netflixa, który znajduje się na liście Top 10 serwisu.
Opowiada o dr Donaldzie Cline'ie, który zapłodnił własną spermą niemal 100 pacjentek.
Film wyprodukowała wytwórnia Blumhouse, znana głównie z horrorów, takich jak "Niewidzialny człowiek" czy ostania "Podpalaczka".
Początek koszmaru dzieci dr Donalda Cline'a
Jacoba Ballard od dziecka podejrzewała, że jest adoptowana – kolor jej włosów i oczu diametralnie różnił się od tych rodziców. W wieku 10 lat już wiedziała, że jej biologicznym ojcem jest dawca spermy.
Ze swoimi rodzicami kobieta miała wyjątkową relację, jednak czegoś jej brakowało – rodzeństwa. Ponieważ wiedziała, że jedna próbka mogła posłużyć do spłodzenia maksymalnie trójki dzieci, uznała, że gdzieś tam może być dwójka jej przyrodniego rodzeństwa. Nie zdawała sobie wówczas sprawy, w jak mroczne miejsce doprowadzą ją te poszukiwania.
Jacoba skontaktowała się z dr Donaldem Cline'm, którego pacjentką wiele lat wcześniej była jej matka. Lekarz odmówił podania personaliów jej ojca (którym rzekomo miał być lekarz-rezydent), twierdząc, że dokumentacja medyczna została zniszczona.
Kobieta wciąż była jednak zdeterminowana, by znaleźć swoich krewnych. W wieku 35 lat wykonała domowy test DNA. Jesienią 2014 roku otrzymała wyniki, które pozwalały na sprawdzenie swojego drzewa genealogicznego. To, co na ekranie zobaczyła Jacoba, wprawiło ją najpierw w radość, a później w osłupienie – wyglądało na to, że ma siódemkę przyrodniego rodzeństwa.
Kobieta skontaktowała się z nimi i nowo poznana rodzina zaczęła wspólne śledztwo w poszukiwaniu biologicznego ojca. Początkowo żartowali, że ich ojcem mógłby być dr Cline. Ten dowcip wkrótce miał jednak przestać być zabawny.
Na trop wpadli dzięki niejakiej Sylvii, która zgodnie z wynikami testów DNA była ich kuzynką z drugiej linii. Rodzeństwo poprosiło ją o jej własne drzewo genealogiczne, w którym pojawiło się nazwisko Swinford – tak nazywała się z domu matka dr Cline'a. Dopytana Sylvia odpisała, że w drzewie powinno się znaleźć jeszcze nazwisko jej kuzyna – Donalda Cline'a.
"Nasz ojciec", czyli dramat niczego nieświadomych rodzin
Żeby mieć, pewność, że dr Cline jest ich ojcem, rodzeństwo potrzebowało dowodów DNA, a lekarz na test zgodzić się nie chciał. Jacoba próbowała zainteresować swoją sprawą władzę i media, ale dopiero dziennikarka lokalnego Fox News Angela Ganote nagłośniła sprawę.
W międzyczasie Jacoba spotkała się z dziećmi Cline'a z "prawego łoża", które są owocem jego wieloletniego małżeństwa. Przekazują jej, że ich ojciec przyznał się do zapładniania swoich pacjentek, ale tylko wtedy, kiedy nie miał innego dawcy. Kobiet, które zaszły w ten sposób w ciążę, miało być nie więcej niż dziesięć. Podwójne kłamstwo szybko wychodzi jednak na jaw.
Julie Harmon oglądała pewnego razu wiadomości. Na ekranie telewizora zobaczyła kobietę łudząco podobną do siebie. To był materiał wspomnianej Angeli Ganote, w którym można było zobaczyć Jacobę.
Julie skontaktowała się ze swoją matką w tej sprawie, która zapewniła ją, że nie powinna się niczym martwić – dawcą spermy w tym przypadku miał być jej mąż, a więc człowiek, który wychowywał Julie przez całe jej życie.
Kobiecie nie dawało to jednak spokoju, więc wykonała test DNA, który ujawnił straszliwą prawdę – ona również była córką dr Cline'a. – Odebrał mi wszystko – powiedział ojciec Julie, gdy dowiedział się, że nie jest jej biologicznym ojcem.
Potwór z Indianapolis
Rodzin takich jak Julie było niestety więcej. "Nasz ojciec" we wstrząsający sposób pokazuje ich dramat: osób, które przez dowiedzenie się, kim są, straciły poczucie własnej tożsamości. Mężczyzn, którzy po latach odkryli, że nie są biologicznymi ojcami swoich dzieci.
I wreszcie kobiet, które słusznie miały poczucia bycia zgwałconymi przez pozbawionego kręgosłupa moralnego lekarza. Obrzydliwości całej sytuacji dodaje jeszcze fakt, że lekarz musiał masturbować się w gabinecie obok nich i chwilę później dokonywać inseminacji pozyskanego w ten sposób nasienia.
Jak można się domyślić, prawo stanu Indiana nie przewiduje, co zrobić z lekarzem, który zapładniał pacjentki własną spermą. Definicyjnie nie łapie się to pod gwałt, gdyż kobiety teoretycznie wyraziły zgodę na zapłodnienie – choć gdyby zapytać je, czy chciały, by ojcem ich dzieci został dr Cline, odpowiedź zapewne brzmiałaby "nie".
To, co robił lekarz, było jednak złe nie tylko ze względu na naruszenie nietykalności cielesnej pacjentek. Nie bez powodu jednej próbki można użyć tylko parę razy. Ma to uniknąć sytuacji, w której wiele ludzi z tego samego okręgu miałoby tego samego ojca, więc nieświadomie mogłoby wejść w kazirodczy związek.
Ponadto potencjalni dawcy spermy są dokładnie badani pod kątem różnych chorób, które często dyskwalifikują kandydatów. Dzieci dr Cline'a cierpią na różne choroby immunologiczne, których nie odziedziczyły po swoich matkach, więc odpowiedź nasuwa się sama.
Dlaczego lekarz z Indiany robił to, co robił? Sam nigdy nie podał powodu, ale jego dzieci mają na ten temat różne teorie. Kiedy lekarz był jeszcze młodym mężczyzną, śmiertelnie potrącił samochodem dziecko. Od tamtej pory stał się żarliwie religijny i być może płodzenie dzieci było jego sposobem na zadośćuczynienie spowodowania tamtej śmierci.
Ze wzmożoną religijnością Cline'a łączy się jeszcze jedna teoria. Jedno z jego dzieci odkryło istnienie chrześcijańskiej sekty, której główną doktryną jest płodzenie małych chrześcijan na potęgę. Nie wiadomo, czy lekarz z Indianapolis jest jej członkiem, ale brzmi to niepokojąco znajomo...
Ze względu na brak podstawy prawnej Cline usłyszał jedynie zarzuty związane z utrudnianiem śledztwa (prokuratura udowodniła, że kłamał, twierdząc, że nie używał własnego nasienia do inseminacji). Dostał wyrok w zawieszeniu, śmiesznie niską grzywnę i żyje sobie nadal spokojnie w Indianapolis, często bardzo niedaleko swoich licznych dzieci, które patrząc w twarze napotykanych na ulicy osób do końca życia będą się zastanawiać, czy to przypadkiem nie ich brat lub siostra.
Nie można jednak powiedzieć, żeby starania Jacoby i jej licznego rodzeństwa poszły na marne. W 2018 roku udało im się przeforsować w stanie Indiana prawo, na mocy którego zabrania się inseminacji przez niedozwolonych dawców.
Ponadto dzięki tej historii i domowym testom DNA udało się zdemaskować 44 innych lekarzy, którzy stosowali podobny preceder. Żaden z nich nie pobił jednak bohatera dokumentu Netflixa. Ile dzieci ma dr Donald Cline? W czasie kręcenia dokumentu licznik stanął na 94, ale kto wie, kiedy się zatrzyma...
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.