To jest działanie naganne i stoi w sprzeczności z fundamentami, na jakich oparty jest system ochrony informacji niejawnych. I to bardzo źle świadczy o uczestnikach takiej wymiany korespondencji – tak wyciek maila ze skrzynki Michała Dworczyka komentuje dla naTemat płk Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Z najnowszej korespondencji ujawnionej w tzw. aferze e-mailowej wynika, że pod koniec grudnia 2019 roku Mateusz Morawiecki uzgadniał z Michałem Dworczykiem wysokość funduszu operacyjnego dla Agencji Wywiadu.
"W rezerwie ogólnej zostało 4 537 139 zł. Wpłynął wniosek od Krawczyka – AW, który prosi o 4 500 000 na fundusz operacyjny – tzn. nie ma problemu z końcem roku, mogą wydać te środki, kiedy chcą? Czy przekazujemy im tę resztówkę?" – miał napisać szef KPRM.
Premier zgodził się na przekazanie pieniędzy, ale postawił warunek. "Dajemy, ale ty rozmawiasz z nim, żeby było, że nawiązano głęboką przyjaźń w oparciu o te środki" – odparł.
Były szef Agencji Wywiadu: "To dość kompromitujące"
– Po raz kolejny doszło do bardzo poważnego, wręcz krytycznego uchybienia w systemie bezpieczeństwa państwa – ocenia w rozmowie z naTemat płkGrzegorz Małecki, szef Agencji Wywiadu w latach 2015-2016, bohater książki "W cieniu. Kulisy wywiadu III RP".
Mateusz Przyborowski: Jak pan zareagował na kolejny wyciek ze skrzynki mailowej szefa kancelarii premiera?
Grzegorz Małecki: Oczywiście o tego typu sprawach nie powinno mówić się w otwartej korespondencji. Z całą pewnością szef Agencji Wywiadu zwrócił się ws. przekazania pieniędzy i o samym funduszu operacyjnym – jako takim – można spokojnie rozmawiać. Problemem jest natomiast to, że ściśle tajne są szczegóły, czyli także wysokość takiego funduszu, jego przeznaczenie itd. Tak więc sam fakt, że koresponduje się na ten temat, jest dosyć kompromitujący.
A konkretnie?
Cała procedura na temat funduszu operacyjnego, a w tym przypadku również pismo, jakie szef Agencji Wywiadu skierował do premiera, powinna odbywać się w obiegu zamkniętym systemu informacji niejawnych. W przypadku funduszu operacyjnego AW są to dokumenty niemalże w stu procentach objęte najwyższą klauzulą: ściśle tajne.
W tym przypadku wygląda to natomiast w ten sposób: szef Agencji Wywiadu wysyła pismo, a jego treść – ściśle tajna – jest przekazywana otwartą pocztą mailową.
Premier powinien natychmiast uciąć taką rozmowę i stanowczo wskazać, że to nie jest temat na korespondencję mailową.
Tymczasem okazuje się, że premier Morawiecki miał nakazać Michałowi Dworczykowi "zaprzyjaźnić się" z szefem Agencji Wywiadu.
Z przykrością muszę stwierdzić, że z tej wypowiedzi wyłania się obraz wysoce nieprawidłowych relacji łączących najwyższych urzędników państwa odpowiedzialnych za bezpieczeństwo.
Paweł Wojtunik, były szef CBA, skomentował na Twitterze, że ABW nie ma wyjścia i musi zareagować, bo "inaczej też złamie prawo.
Wszystko wskazuje na to, że doszło do złamania Ustawy o ochronie informacji niejawnych. Ja nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Dlaczego? Przepisy jednoznacznie uznają tego typu postępowanie jako działanie sprzeczne z prawem.
ABW zareaguje? Na razie oficjalnego komentarza nie ma.
Ja mogę powiedzieć, co powinna zrobić Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i mówiłem o tym już dwa lata temu, kiedy wybuchła sprawa tych maili. Członkowie Rady Ministrów i sam premier mają z urzędu dostęp do tajemnic państwowych, określanych jako ściśle tajne. W momencie, kiedy każda taka osoba zostanie – kolokwialnie mówiąc – przyłapana na łamaniu przepisów ustawy, powinna zostać pozbawiona dostępu do tych informacji.
Dodatkowo, wobec takiej osoby powinno zostać wszczęte postępowanie kontrolne, które ma wykazać, czy rzeczywiście doszło do złamania przepisów, a jeśli takie postępowanie potwierdzi te podejrzenia, taka osoba powinna zostać ewentualnie skonfrontowana z zarzutami karnymi.
Na tym etapie unikałbym rozstrzygania, czy mamy do czynienia z przestępstwem. Brak chociażby wszczęcia postępowania kontrolnego byłoby z kolei złamaniem przepisów ustawy przez szefa ABW. Na pewno jest to dość kłopotliwa sytuacja dla rządu. Najwyżsi urzędnicy państwowi zostali obnażeni jako osoby, które nie stosują elementarnych zasad i to w odniesieniu do informacji o najwyższych klauzulach tajności. To stawia ich w bardzo niekorzystnym świetle.
Polski rząd twierdzi, że to cyberataki przeprowadzone z terenu Rosji.
To jest forma obrony. Przypomnę tylko, że w polskim prawie, za sprawą obecnego rządu, obowiązuje zasada, która dopuszcza tzw. dowody z zatrutego drzewa do procesu karnego. To oznacza, że nawet nielegalnie uzyskane dowody są traktowane jako dowody. Niezależnie od okoliczności, w jakiej takie informacje zostały wykradzione, powinny zostać poddane szczegółowej analizie.
Politycy, których korespondencja jest ujawniania, zajmują najwyższe stanowiska w państwie i są odpowiedzialni za jego bezpieczeństwo. Nie da się tej sprawy zamknąć, twierdząc, że te informacje zostały wykradzione.
Istotą działań wywiadów na całym świecie jest zdobywanie informacji, które inne państwa i instytucje chronią przed ujawnieniem. Niezajmowanie się tą sprawą jest zamiataniem sprawy pod dywan. To szybko się nie skończy, bo – jak widać – ciągle jest potencjał. I nie wiadomo, jaka jeszcze "bomba" może z tego wyjść.
To, krótko mówiąc, jest działanie naganne i stoi w sprzeczności z fundamentami, na jakim oparty jest system ochrony informacji niejawnych. I to bardzo źle świadczy o uczestnikach takiej wymiany korespondencji.
I to jest rola ABW jako krajowej władzy bezpieczeństwa i instytucji odpowiedzialnej za cały system informacji niejawnych w Polsce.
Po raz kolejny doszło do bardzo poważnego, wręcz krytycznego uchybienia w systemie bezpieczeństwa państwa.