nt_logo

Przemysław Żarski: "Nie lubię landrynkowych bohaterów, ani tych złych do szpiku kości" [wywiad]

Michał Jośko

24 maja 2022, 09:18 · 5 minut czytania
Skończyłem właśnie lekturę "Gabinetu luster", czyli jednego z najlepszych (czytaj: najbardziej emocjonujących i zaskakujących) thrillerów psychologicznych, jakie wpadły mi w ręce ostatnimi czasy. Jak tworzy się taką powieść? Postanowiłem zapytać u źródła.


Przemysław Żarski: "Nie lubię landrynkowych bohaterów, ani tych złych do szpiku kości" [wywiad]

Michał Jośko
24 maja 2022, 09:18 • 1 minuta czytania
Skończyłem właśnie lekturę "Gabinetu luster", czyli jednego z najlepszych (czytaj: najbardziej emocjonujących i zaskakujących) thrillerów psychologicznych, jakie wpadły mi w ręce ostatnimi czasy. Jak tworzy się taką powieść? Postanowiłem zapytać u źródła.
Fot. mat. prasowe

"Wrzućmy do książki hurtowe ilości krwi, okaleczonych zwłok, tudzież innych zbrodniczych patentów, które zszokują czytelnika. Jednocześnie uprośćmy i fabułę, i język na tyle, aby rzecz nie była zbyt wymagająca intelektualnie" – oto receptura, na bazie której powstaje mnóstwo bestsellerów. Zdarza się panu odczuć pokusę postawienia na takie właśnie tanie efekciarstwo, dzięki któremu na koncie pojawią się grube miliony?

Nie myślałem nigdy w ten sposób, ale rzeczywiście obserwuję taką tendencję do pisania pod publiczkę, mieszania w kryminalnym kotle i wrzucania tam wszystkiego, co ostatnio modne. 

Piszę głównie dla siebie i stawiam sobie nowe wyzwania. Nie chcę pisać książek według przepisu na przyciągnięcie jak największej liczby czytelników, ale każdy z autorów ma inne motywacje skłaniające go do tworzenia. 

Wspomniane hurtowe ilości krwi oraz nieuzasadnione fabularnie brutalne opisy są jak kapiszony, robią mnóstwo hałasu i sporo dymu, ale odwracają uwagę od warsztatu, wyobraźni i fabuły. Są zasłoną dymną. 

Moim dążeniem jest skłonienie czytelnika do refleksji, zastanowienia się nad motywacjami, chciałbym, by te emocje buzowały w nim jeszcze po lekturze. Ktoś powie, że w kryminale czy thrillerze ma być prosto, efektownie i brutalnie, że nie ma tu miejsca na wrażliwość, niedopowiedzenia i wymagający język. Nie zgadzam się z tym i piszę tak, jak podpowiada mi serce i wyobraźnia.

Zamiast obniżać poprzeczkę literacką, można również "sprzedawać" swoją osobę – stać się celebrytą; barwnym skandalistą, który błyszczy na ściankach i w mediach społecznościowych. W końcu jako specjalista od marketingu i dziennikarz z wieloletnim doświadczeniem, doskonale zna pan mechanizmy, dzięki którym można zwiększyć – użyjmy tak popularnego dziś słowa – zasięgi. 

Moim celem jest pisanie książek, najlepszych, na jakie mnie stać w danym momencie. Staram się być wiarygodny, pisać szczerze, nie zawieść czytelników, którzy wiedzą, w jakim celu sięgają po moje książki. 

Czasy się zmieniły, autorzy muszą dzisiaj korzystać z mediów społecznościowych, mieć stały kontakt z czytelnikami. Staram się to robić, ale w oparciu o moje książki, a nie o siebie. 

Nie przepadam za publikowaniem zdjęć z bieżni, siłowni, z wizyty u fryzjera, zostawiam sferę prywatną dla siebie i bliskich. We wszystkim trzeba zachować umiar. 

Te światy się przenikają, coraz trudniej znaleźć balans, ale to są indywidualne wybory każdego z nas. Jeśli komuś sprawia to frajdę, pozwala zbudować pewność siebie albo zwyczajnie chce być postrzegany w ten sposób, to jest jego wybór.

 Chęć pozostawienia czegoś po sobie. Nagrody branżowe. Pieniądze. Sława. Pisanie jako forma relaksu. Pisarza mogą napędzać rozmaite motywacje – która jest najważniejsza w pańskim przypadku?

Pisanie jest dla mnie odskocznią od pracy i rutyny, próbą sprawdzenia się i podnoszenia poprzeczki. To jedyna rzecz, na którą mam wpływ, mogę kreować równoległe światy, przeżywać emocje, nieosiągalne w realnym życiu, zaglądać do ciemnych zakamarków ludzkiej psychiki. 

Nagrody są motywujące i pozwalają zbudować pewność siebie, ale nie mam wpływu na to, czy to, co piszę, trafia do osób, które je przyznają, czy w ogóle czytają moje książki. To jest poza mną. Skupiam się na tym, żeby wykonać swoją pracę najlepiej jak potrafię, przekazać emocje, zmusić do refleksji, zaciekawić. Tak rozumiem swoją rolę.

Tajemnicze zaginięcie, umówmy się, to mocno wyeksploatowany motyw literacki. Jednak w "Gabinecie luster" udało się przekuć go w coś naprawdę zaskakującego. Czy mógłbym poznać przepis Przemysława Żarskiego na unikanie banału?

Nie zastanawiam się, co jest motywem wyeksploatowanym w literaturze, nie szukam na siłę oryginalnych tematów. Piszę o tym, co sam chciałbym zrozumieć, zgłębić, albo czego nie jestem w stanie zaakceptować. 

Czasem to taki wewnętrzny krzyk, niezgoda na zło, które przybiera różne oblicza. Kryminał jest baśnią dla dorosłych, próbą oswojenia lęków i naiwną wiarą w to, że dobro zatriumfuje. 

Nie zawsze tak jest, mimo to podświadomie chcemy w to wierzyć. Sięgam po te tematy, które wywołują moją ciekawość i pozwalają mi przekazać emocje, dotknąć trudnych doświadczeń i przejrzeć się w nich jak w lustrze. Szczerość. Może to jest ten przepis?

A jak tworzy się postać niejednoznaczną, wielowymiarową, wiarygodną i – co istotne – oryginalną? Konsumując pańską twórczość, nie trafiamy na bohaterów stereotypowych, wykreowanych zgodnie z popularnymi w świecie kryminału prawidłami, czyli np.: jeżeli policjant, to – wiadomo – alkoholik, introwertyk i rozwodnik. 

Przede wszystkim staram się tworzyć postaci, nie wzorując się na znanych mi osobach. Oczywiście niektóre cechy podpatruję, przysłuchuję się rozmowom, obserwuję gesty, zachowania przypadkowych ludzi, chcę być wiarygodny w budowaniu postaci. 

Zależy mi na tym, by żaden z bohaterów nie był jednowymiarowy, uważam że siłą dobrze zbudowanej postaci jest jego nieoczywistość. Nie lubię landrynkowych bohaterów, ani tych złych do szpiku kości. 

Nie popieram udziwniania i silenia się na oryginalne hobby, styl bycia czy coś, co przykuje uwagę czytelnika, bo tak naprawdę odwraca ją od motywacji, decyzji, emocji. Stawiam na uczciwość i naturalność, chcę tworzyć postaci, które możemy spotkać gdzieś obok, podobne do nas. W popkulturze funkcjonuje tak wielu superbohaterów. Nie mam ambicji z nimi rywalizować.

Porozmawiajmy o pańskim systemie pracy... Wszystko jest zaplanowane w sposób perfekcyjny od początku do końca, czy bywa, że bohaterowie i wątki oboczne próbują wyrwać się spod kontroli, a fabuła zaskakuje nawet jej twórcę?

Zdarza się i jest to najprzyjemniejszy moment w pisaniu, obok chwili gdy wszystkie puzzle wskakują na swoje miejsca. Ze względu na ograniczony czas staram się planować kilka rozdziałów, by nie siedzieć nad pustą kartką, ale wszystko to, co odkryję o tej historii, o jej bohaterach, a czasem i o sobie samym, jest wartością dodaną. 

Lubię rozkopywać tę opowieść kawałek po kawałku, odkrywać boczne ścieżki i rozwidlenia dróg. Często plan się zmienia, żongluję wątkami i rozdziałami, po to by zachować rytm, a przede wszystkim zrealizować to, co założyłem sobie na początku. 

Najtrudniejsze jest utrzymanie się w historii, jeżeli wypadnę z pisarskiej rutyny na kilka dni, trudno mi później do niej wrócić, co ze względu na pracę zawodową jest niestety częstą przypadłością.

"Gabinet luster" to dwie płaszczyzny czasowe, jedną z nich są lata 90. ubiegłego wieku. Czy pisanie o dekadzie, w której pan dorastał (dodajmy, że pojawia się w pańskiej twórczości nie po raz pierwszy) może być formą swoistej wycieczki sentymentalnej?

Z jednej strony na pewno tak, wracam myślami do chwil dzieciństwa i młodości, to konserwuje (śmiech). A mówiąc zupełnie serio lubię pokazywać konsekwencje pewnych decyzji, wyborów, skutki działań i motywacje, które dojrzewają wraz z upływającym czasem i z nami.

Do tego potrzebna jest perspektywa czasowa. Ona stanowi pewną ramę dla opowieści i wydaje mi się, że jestem bardziej wiarygodny, pisząc o latach w których dorastałem, niż zapuszczając się głębiej w przeszłość, która jest dla mnie nieznana. Choć zawsze z niedowierzaniem przyjmuję komentarze, że moje książki to w pewnym sensie powieści retro (śmiech). 

No ale – nawiązując przy okazji do Ady Rezler, bohaterki "Gabinetu luster", która aby zbliżyć się do prawdy, musi przefiltrować multum wspomnień z dzieciństwa – każdy z nas idealizuje czasy młodości. Z tego względu bardzo trudno opisywać je wiarygodnie.

Wciąż sporo pamiętam, a jeżeli moja pamięć bywa dziurawa to zwyczajnie szukam takich informacji. Tak naprawdę zależy mi na tym, by oddać klimat tych czasów, przenieść się na moment do lat, w których dorastałem, zafundować taką sentymentalną podróż tym, którzy dzielą ze mną te doświadczenia albo pokazać urywek tych chwil młodym ludziom. 

Staram się unikać oceny, skupiam się na ludziach i osadzam ich w określonym świecie, w konkretnych realiach, które w przypadku lat dziewięćdziesiątych były dla nas bardzo podobne.