Od 23 kwietnia Iga Świątek nie przegrała swojego meczu na światowych kortach. Ale nawet jeśli to się kiedyś wydarzy, a wydarzy się na pewno, to 21-letnia dziewczyna z Raszyna dała nam więcej niż najdłuższa sportowa seria. W myśl zasady: Polka potrafi! A dodatkowo swoimi - uśmiechem i naturalnością - ujmuje na każdym kroku.
Końcówka 2021 roku była historyczna dla polskiego tenisa. W kończącym sezon, najbardziej prestiżowym turnieju z serii Masters - zarówno wśród pań, jak i panów - mieliśmy swojego człowieka. A była tam ósemka najlepszych tenisistek i tenisistów świata, zero przypadku.
Iga Świątekoraz Hubert Hurkacz zaczęli nas przyzwyczajać, że o Polsce w tenisie zrobiło się głośno. To postaci, przed którymi stoją otworem długie lata sportowych karier, jeśli tylko zdrowie pozwoli. Iga ledwo co skończyła 21 lat, Hubert ma lat 25, ale patrząc na brylującego w Paryżu Rafaela Nadala - świętującego 36 urodziny - Hurkacz to młodzieniaszek.
Choć geograficznie bliżej mi do "Hubiego" ze względu na te same, wrocławskie ulice przemierzane na co dzień, to na tekst o nim przyjdzie jeszcze czas. O ile wrocławianin poza szlifowaniem umiejętności sportowych (np. jeden z najlepszych serwisów w tourze), zadba też o sferę mentalną. Bo tu Hurkacz nadal mógłby zrobić kilka kroków w dobrą stronę.
Iga, czyli dobra wiadomość dnia
Inflacja, pandemiczne konsekwencje, wreszcie codzienne troski. Świat dookoła niestety nie rozpieszcza i trudno powiedzieć, kiedy było lepiej, bo ciągle jest głównie gorzej. Będąc jednak z natury realistą ze skłonnością do optymizmu, w poszukiwaniu uśmiechu - wskazuję na sport. Ten potrafi w pozytywnych barwach przebić się nawet w głównych serwisach informacyjnych. I to wbrew teorii, że jak się ktoś potknie, to lepiej - bo w końcu to nie my się potknęliśmy.
Świątek swoimi zwycięstwami daje radość. A kiedy przegrywa, w co trudno ostatnimi czasy uwierzyć, to poza tymi, którzy i tak będą psioczyć na wszystko - wywołuje zrozumienie.
Bo przecież każdej może się zdarzyć, nawet naszej Idze.
Finał wielkoszlemowego French Open, w którym Świątek będzie występować drugi raz w karierze, to kolejny dowód na to, jak głodni jesteśmy sukcesów. TVNpokaże mecz na swoim ogólnodostępnym kanale, zapewne licząc na rekordowy wynik - całkiem zresztą słusznie. A panna Iga wyjdzie na kort i ponownie wyłączy to, co jeszcze kilkanaście miesięcy temu wydawało mi się nie do wyłączenia.
Sztuka spełniania marzeń
Jak dziś pamiętam ten przeraźliwy płacz Polki po nieudanych igrzyskach olimpijskichw Tokio. Tuż obok kortu, po prostu nasza reprezentantka pękła. Świątek bardzo chciała, ale z japońskiej stolicy wyjechała już po drugiej rundzie. Przegrała wówczas z Paulą Badosą, obecnym numerem cztery światowego rankingu.
Podobnie jak kilka innych porażek, tamta również leży u fundamentu dzisiejszych sukcesów. Jestem przekonany, że bez wcześniejszych, często bolesnych lekcji, nie byłoby drugiego finału w Paryżu. Frazes o pokorze, której uczy sport - jest być może nieco wytarty - ale nadal tak samo celny.
Świątek, dbając nie tylko o to, co na turniejowej tablicy wyników, a również mając przestrzeń dla funkcjonowania pozasportowego - oddaje nam wszystkim. Co dokładnie? Dobrą energię, której miernikiem jest szerokość uśmiechu polskiej mistrzyni.
Pod tradycyjną czapką z wpiętą wstążką w ukraińskich barwach kryje się ktoś, kto może jeszcze tego nie wie, ale ma ogromne znaczenie dla codzienności. Tak jak kiedyś Adam Małysz do niedzielnego rosołu z rodziną. Jak Robert Kubica uczący Polskę sensu jeżdżenia ponad 50 okrążeń na trasie jednego toru czy Robert Lewandowski - który przecież musi strzelać - bo takie to proste, jak na podwórku...
No właśnie nie do końca, drodzy Państwo, o czym warto przypominać. W tym tkwi też mój największy szacunek do Świątek oraz w/w, o których od lat piszę. Kiedy kilka dni temu spoglądałem na chłopców biegających po wrocławskim stadionie, z nazwiskiem Lewandowskiego na plecach, przypominałem sobie własne marzenia z dzieciństwa.
Każdy z nas jakieś miał i ma nadal, bardziej bądź mniej zakurzone. A tylko nieliczni potrafią je realizować, rozsławiając przy tym kraj. Dlatego cieszmy się takimi chwilami, bo za sukcesami na najwyższym, sportowym poziomie - stoi człowiek. Tylko i aż.
Z oczekiwaniami wszystkich nas. Pamiętajmy, że trochę to jednak waży.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.