Na scenie przypomina królową elfów. Długie, rude włosy, zwiewne suknie, bose stopy. Tańczy niczym w ekstatycznym transie, śpiewając oszałamia potężnym głosem i koi delikatnością, gdy z czułością zwraca się do fanów. A tych Florence Welch, wokalistka brytyjskiej grupy Florence and the Machine, ma całą rzeszę. Nawet ona sama żartuje, że ma swój własny kult. Jego znak rozpoznawczy? Wianki i złoty brokat. Florence nie jest daleka od prawdy – jej kult faktycznie istnieje. Szczególnie w Polsce.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Florence and the Machine (Florence + the Machine) to brytyjski zespół, który powstał w 2007 roku i ma na koncie pięć studyjnych albumów. Jego stali członkowie to: wokalistka Florence Welch, Isabella Summers (klawisze), Robert Ackroyd (gitara) i Tom Monger (harfa).
Liderką Florence and the Machine jest Florence Welch. Charyzmatyczna wokalistka, który słynie z potężnego głosu, ekspresyjnego tanca i dramatycznych, emocjonalnych utworów, zgromadziła wokół siebie rzeszę fanów.
Charakterystycznymi cechami fanów Florence and the Machine (zespół 4 czerwca wystąpił na Orange Warsaw Festival) są wianki, złoty brokat oraz dokładnie zaplanowane przez polski fanklub (Florence + The Machine Fan Club PL) akcje koncertowe.
Zespół Florence and the Machine jest uwielbiany w Polsce i często przyjeżdża nad Wisłę.
Na czym polega fenomen grupy i czym charakteryzuje się "kult" Florence and the Machine?
Nigdy nie poznałam jej osobiście, nie rozmawiałam z nią w cztery oczy, ale czuję, że jest jedną z najbliższych mi osób. Jej piosenki głęboko dotykają mojej duszy, odzwierciedlają to, co czuję i to, czego boję się powiedzieć na głos. Na koncertach czuję emanującą od niej ogromną energię, miłość, siłę i życiową mądrość. Na pierwszym, na który poszłam, nie mogłam przestać płakać. Na każdym następnym czułam olbrzymie szczęście.
Tak o Florence Welch opowiada 29-letnia Ada. Koncert Florence and the Machine na Orange Warsaw Festiwalbył piątym występem londyńskiej grupy, na którym była (nie tylko w Polsce). Słowa Ady mogą brzmieć jak wyegzaltowane, ale w podobny sposób o charyzmatycznej wokalistce i zgromadzonych wokół niej muzykach mówią wszystkie florensiary i florensiarze.
W Polsce Florence and the Machine ma jedną z najwierniejszych grup fanów, o czym Welch mówiła zresztą ostatnio w Warszawie. – Uwielbiamy tu przyjeżdżać. Zawsze witacie nas wiankami i tym wszystkim. Jesteście piękni, kocham was – mówiła ze sceny wskazując na ukwiecony tłum. I podczas gdy w podobnym tonie brzmi (prawie) każdy muzyk na każdym swoim występie, to ma się wrażenie, że Florence mówi szczerze i z głębi serca.
Florensiary, wianki i fanklub Florence and the Machine
Dlaczego kocham Florence and the Machine? Za niepowtarzalną muzykę, której nikt inny nie robi (triumfalną i melancholijną jednocześnie), sceniczny perfomance i magiczny klimat – nieco ezoteryczny. I oczywiście za Florence, która sprawia wrażenie, jakby nie pochodziła z tego świata. Ma jeden z najlepszych głosów, jaki kiedykolwiek słyszałam, oraz olbrzymią charyzmę.
25-letnia Marta również pojawia się na każdym polskim koncercie Florence. Gdy mówię jej słowo, które ukułam – florensiara, reaguje śmiechem. Potwierdza: coś jest na rzeczy.
Marta zawsze pojawia się na występie brytyjskiego zespołu w wianku na głowie i bierze udział w każdej akcji polskiego fanklubu Florence and the Machine (Florence + The Machine Fan Club PL). Ostatnio w Warszawie było ich aż kilka, m.in. powiewanie kolorowymi, inspirowanymi słowiańską kulturą wstążkami na utworze "Free", który zespół dedykuje walczącej Ukrainie. Z kolei w ramach prezentu chętni pisali do Florence Welch notatki z czasów pandemii.
"Jesteśmy największym polskim fan clubem zespołu Florence + the Machine. Powstaliśmy w celu zjednoczenia wielbicieli, brytyjskiej formacji, z naszego kraju oraz z zamiarem pokazania całemu światu ogromnej liczby i zaangażowania fanów w Polsce" – czytam na stronie internetowej fanklubu, którego fanpage na Facebooku lubi ponad 15 tysięcy osób. Grupa dobrze zna fanklub – reaguje na skrupulatnie skoordynowane akcje koncertowe, przyjmuje od niego prezenty (np. naszyjnik Eye Love dla wokalistki, z którym Florence się potem sfotografowała), a Florence Welch chętnie robi sobie zdjęcia z jego członkiniami.
Ale wspomniane wianki to nie wszystko. Florensiary (i florensiarze, bo zespół ubóstwiają również mężczyźni) znane są jeszcze z zamiłowania do złotego brokatu. Po wcześniejszych koncertach powstałego w 2007 roku zespołu trudno było zmyć z siebie złoty pył, którego drobinki wirowały w tłumie i osiadały na włosach, skórę i ubrania. Dzisiaj na szczęście sypki brokat został zastąpiony przez dużo łatwiej zmywalny złoty rozświetlacz.
Określenie "florensiara" bynajmniej nie jest obrazą. Ba, sama jestem wielką fanką Florence and the Machine, która stara się chodzić na każdy jej koncert nad Wisłą, a każdą piosenkę śpiewa tak głośno, że zdziera głos. Jednak florensiary to nie jedynie fanki muzyki Florence and the Machine, to wyznawczynie kultu Florence Welch, którego istnienia świadoma jest nawet sama wokalistka.
Kult Florence Welch
We współczesnym świecie potrzebujemy kogoś jak Florence Welch. Bezwstydnie dobrego i uduchowionego, który głośno mówi o miłości, pokoju i tolerancji. Zawsze czułem się outsiderem, który nigdzie nie pasuje – gej, artysta, introwertyk. Aż nagle odkryłem Florence and the Machine oraz wszystkich pięknych ludzi, którzy ubóstwiają tę formację. W końcu poczułem, że gdzieś należę i mogę być, kim chcę. Za to cenię Florence – jest bezwzględnie sobą. Słyszała, że jej muzyka jest dziwna, że dziwna jest ona sama – zbyt emocjonalna, zbyt nietypowa, zbyt szczerze. Ale ona wciąż robi swoje i dlatego jest dla mnie ikoną.
32-letni Patryk sam mówi, że należy do kultu Florence and the Machine. Na słowo "kult" możecie się wzdrygnąć, ale spokojnie, 35-letnia Brytyjka nie założyła religijnej sekty. Stworzyła jednak wokół siebie społeczność, która emocjonalnie i żywo reaguje na wszystko, co związane z zespołem: nowy singiel, teledysk, album, zdjęcia na Instagramie, filmiki na TikToku ze śpiewającą Florence (która z typową dla siebie uroczą szczerością przyznała, że kazano jej je nagrywać – ku uciesze fanów), oficjalne gadżety czy każdy strój Florence Welch.
W całej otoczce wokół artystki (bo to ona jest duszą, sercem i twarzą FATM) jest jednak coś mistycznego. Nie tylko w wielkich, majestatycznych pieśniach z harfą w tle, które Florence wyśpiewuje swoim potężnym głosem, ale również stylistyce zespołu. Krzyże, serca, kwiaty, złoto, barokowe emblematy, poetyckie teksty z odniesieniami do baśni, mitologii czy Bliblii. Wszystko co związane z Florence and the Machine jest napakowane symboliką i wręcz brutalnie piękne. Uczta dla zmysłów, ale i dla ducha, jak podsumowuje Patryk.
Mistyczna jest oczywiście również sama Florence. Na scenie przypomina królową elfów albo rusałkę – wdzięcznie wiruje po scenie, tańczy całą sobą, krzyczy, szepcze, wydaje gardłowe odgłosy. Jest prawdziwym żywiołem. Czasami wygląda jakby odprawiała tajemnicze rytuały albo błogosławiła ludzi, którzy na jej dotyk (i samą obecność, jak na zdjęciu powyżej) często reagują płaczem. Niektórzy zarzucają jej teatralność i egzaltację – Florence and the Machine nie daje tylko koncertów, ale artystyczne performance'y.
Do tego mieszka w domu jak z bajki. Obrazy, kryształy, wizerunki Fridy Kahlo i Maryi, bogato zdobione krzyże, kwieciste narzuty, kolorowe dywany, przypięte do ściany nad biurkiem fragmenty poezji. "Właśnie tak wyobrażałam sobie dom Florence", "Chyba nigdy nie widziałam domu "celebryty", który był tak naprawdę i autentycznie ich. Aż do teraz", "Ona jest tą ikoniczną, ekscentryczną, kochającą sztukę ciotką, z którą wszyscy chcielibyśmy spędzać czas" – czytam komentarze. "Kto jeszcze wierzy, że Florence jest w sekrecie wróżką albo czarownicą?" – pyta ktoś.
Nie można zapomnieć również o wyglądzie Welch. Rudowłosa i smukła, z delikatnym makijażem stała się ikoną stylu. Bezbłędnie łączy zwiewne suknie, wzorzyste garnitury, buty kowbojki i "dziadkowe kożuchy". Potrafi być do bardzo "kobieca", jak i "męska" – konsekwentnie przekracza normy płciowe i przekracza kulturowe standardy (i w swoim wizerunku, i muzyce). A co najważniejsze – jest w tym naturalna i autentyczna. Nie robi czegoś, bo jest modne – taka jest od zawsze.
Niech moc Florence będzie z wami
Muzyka Florence pomogła mi przetrwać w trudnym okresie w moim życiu.
Z pewnością nie tylko Adzie. Florence jest bowiem szczera do bólu. Wprost mówi o swoich słabościach, bolączkach i uzależnieniach. Dzieli się radościami i smutkami, nie boi się emocji.
Kocha poezję, co słychać w jej trudnych do interpretacji tekstach, w których odnosi się do własnych doświadczeń. W wywiadach i na scenie jest sympatyczna, życzliwa i pełna ciepła. Mówi cichym głosem, nieśmiało się uśmiecha. Nie boi się flirtów z muzyką taneczną i popem – nie jest elitarna, ale "dla ludzi". Roztacza wokół siebie ciepło i energię, która przyciągają ludzi.
Brzmi to dziwacznie? Moc Florence trzeba poczuć na własnej skórze na koncercie. Na ostatnim moja koleżanka, która nie należy do fanek Florence and the Machine, jak urzeczona patrzyła na pląsającą Welch (która rozkrwawiła sobie stopę o gwóźdź, o czym ze śmiechem powiedziała widowni, ale... tańczyła nadal). W pewnym momencie znajoma powiedziała do mnie żartobliwie: "Nie wiem, co się stało, ale ta wiedźma chyba mnie zaczarowała". I wcale nie miała tego Florence za złe.