W reakcji na rosnące ceny surowców energetycznych rządzący zaszczepili w Polakach pomysł, by po najtańszy materiał udać się do lasu. Zbieranie drewna na opał zostało żartobliwie nazwany przez internautów "chrust plus". Sytuacja właśnie przestała być zabawna – leśniczy zaczęli już wprowadzać limity, drewna może zabraknąć dla wszystkich.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Polacy ruszyli po drewno do lasów, więc leśniczy musieli wprowadzić limity
Chrust pozostaje najtańszym surowcem energetycznym
Leśnicy podkreślają, że zbierać chrust można wyłącznie zgodnie z zasadami ustalonymi przez Lasy Państwowe
Leśniczy wprowadzają limity z powodu "chrust plus"
O chruście zrobiło się głośno, gdy wiceminister klimatu i środowiska Edward Siarka przypomniał Polakom borykającym się z wysokimi cenami energii i materiałów opałowych, że "cały czas obowiązuje możliwość zbierania gałęzi na opał".
Temat stał się bardzo popularny, a internauci zaczęli żartować sobie z propozycji rządzących, nazywając ją "programem chrust plus" i dodając memy z fotografiami szałasów, podpisane "program mieszkaniowy PiS-u".
Jednak szukanie najtańszych materiałów do spalenia przy obecnych cenach surowców energetycznych dla wielu Polaków nie jest kuriozalnym pomysłem, a jedynym rozwiązaniem, na jakie ich finansowo stać.
Już pierwszego dnia po rządowej propozycji Piotr Chrzęszczyk, nadleśniczy z Nadleśnictwa Świerklaniec mówił w rozmowie z naTemat, że odbierał już pierwsze telefony od ludzi zainteresowanych możliwością zbierania chrustu w lesie.
Dzisiaj okazuje się, że zainteresowanie zbieraniem drewna na opał jest tak ogromne, że leśniczy muszą wprowadzać limity. "Niektóre nadleśnictwa już wprowadzają limity, na przykład do 30 metrów sześciennych drewna. W związku z problemami z zakupem węgla, zainteresowanie pozyskaniem drewna na opał w lesie jest ogromne" – wynika z ustaleń Radia ZET.
Drewna może zabraknąć
Leśniczy podkreślają z troską o środowisko, że nikt nie może po prostu wejść do lasu i zebrać, lub – co gorsza – zerwać czy porąbać gałęzie, które zabierze ze sobą do domu. Wchodzić do lasu musimy w towarzystwie leśniczego, który wskaże nam, skąd możemy zebrać chrust.
Zabieramy tylko to, co leży już na ziemi, a wyniesienie chrustu z lasu wymaga uiszczenia drobnej opłaty. W przeciwnym razie dopuszczamy się kradzieży. Ile kosztuje drewno?
– Drewno ma niewielką cenę. Jeśli chodzi o grubiznę, to chętni płacą 50 proc. wartości ceny, którą mieliby zapłacić w składzie. To w granicach 50-60 zł za metr. A jeśli chodzi o drobnicę, czyli konary, cena wynosi kilkanaście złotych za metr – mówił w rozmowie z naTemat Stanisław Michalik.
Rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach Marek Mróz wyjaśnił natomiast, na jakiej zasadzie drewna w lasach może po prostu zabraknąć.
- Nie można pozyskać z lasów więcej drewna, niż wskazują plany leśników. To oznacza, że powierzchni, na których można zbierać chrust, nie będzie więcej, a na nich jest określona ilość leżącego drewna. Nie każde drewno też można zebrać, część musi zostać, by wzbogacać glebę. Jest tego ograniczona ilość – podkreślał.
Dyrektor generalny lasów państwowych przedstawił wytyczne, zgodnie z którymidrewno najniższej jakości może w pierwszej kolejności zostać zakupione przez lokalnych mieszkańców."W ten sposób Lasy Państwowe starają się przeciwdziałać trendom inflacyjnym i rosnącym cenom energii" – podał resort w komunikacie.
Poza tym, dozwolone jest pobranie takiej ilości drewna, na jaką pozwoli nam leśnik. Musimy pamiętać o dokonaniu opłaty. Lasy Państwowe podkreślają, że warto dokonać rezerwacji, jeśli chrustu akurat zabraknie. Tym samym reglamentacja i limity na drewno stały się w Polsce faktem.