Wystąpienie tu, uścisk dłoni tam, a jeszcze gdzie indziej uśmiech do wspólnej fotki. Być może do mediów przebiją się dwa lub trzy cytaty. Brzmi jak spacerek po parku? Nic bardziej mylnego. Kampania wyborcza już się zaczęła, a objazd kraju to morderczy maraton. Oto kulisy wizyty Donalda Tuska w województwie dolnośląskim, za które zajrzał naTemat.pl.
– Chcę się dowiedzieć, kiedy w Polsce będzie wreszcie normalnie – mówi
naTemat.pl
czterdziestoparoletnia Joanna, która przyszła na spotkanie z Donaldem
Tuskiem w Nowej Rudzie. Spotkanie, które kipiało od emocji: momentami
przypominało stand-up, a momentami roast. I było wydarzeniem roku w tej
22-tysięcznej miejscowości. naTemat.pl porozmawiał z uczestnikami.
Pierwsze osoby pojawiają się na widowni Miejskiego Ośrodka Kultury w Nowej Rudzie na godzinę przed zaplanowanym na 17:00 otwartym spotkaniem
Donalda Tuska.
Nadgorliwość? Raczej umiejętność przewidywania. Na kwadrans przed startem sala pęka w szwach. Podekscytowani i rozdyskutowani ludzie tłoczą się w przejściach i na schodach.
Przy czym ekscytacja ma różny charakter: część zgromadzonych wydaje się być po prostu być zaciekawiona, część to zdeklarowani zwolennicy Tuska lub
opozycji jako takiej, ale są i tacy, którzy są wrogo nastawieni – przyszli na własne oczy zobaczyć człowieka, którym straszy ich
TVP.
Niełatwa publiczność
Wśród publiczności dominują emerytki i emeryci. Sporo jest osób w średnim wieku, ale już młodych trzeba wyławiać z tłumu. To nie jest stereotypowy elektorat Platformy. A obok entuzjazmu jest poczucie krzywdy.
– Moje wnuki za PiS-u mają lepiej. Jest 500 plus, jest wszystko. A za Platformy nie było. Nie pomagali – mówi mi ponad 60-letnia kobieta, która otwarcie deklaruje się jako zwolenniczka partii rządzącej. – Kaczyńskiego nie lubię, ale teraz żyje się lepiej. I dzieciom jest łatwiej – tłumaczy emerytka.
Wcześnie przybyła, energiczna starsza pani, z którą rozmawiam, ma pretensje do Tuska o podwyższenie wieku emerytalnego. Mówi, że nie dostała prawdziwej pomocy od państwa, gdy miała małe dziecko. Gdy dopytuję, kiedy to było, kobieta bez mrugnięcia okiem odpowiada: lata 90-te.
Informacji, że wtedy premierem był ktoś inny, nie przyjmuje. – Ale Tusk jest w polityce od 30 lat! – rzuca rozgniewana. A potem dodaje coś, co na chwilę odbiera mi mowę. – Dlaczego on tak te ręce ściska? W telewizji pokazywali. Jakby mógł, to by Polaków pozabijał! Zadusił! – emocjonuje się coraz bardziej emerytka.
– W takim razie nie boi się pani tu przyjść? – pytam.
– Nie, dlaczego? Przecież mnie nie zamknie – odpowiada zdumiona kobieta, która, jak przyznaje na koniec, ogląda TVP. I nic poza tym.
Ludzie, którzy mają dość
Podchodzę do dwudziestoletniej Ewy i trzydziestoletniej Marty, które zajęły miejsca na widowni już na 40 minut przed początkiem spotkania.
Przyszły z ciekawości, bo w Nowej Rudzie "zazwyczaj nic się nie dzieje, zwłaszcza w tygodniu". Mają jednak jasno sprecyzowane oczekiwania.
– Posłuchamy, co Tusk ma do powiedzenia na przykład na temat ostatnich podwyżek cen gazu. Ten problem nas mocno dotyczy – wzdycha Marta. – Chcemy wiedzieć, czy ma propozycje, jak to rozwiązać – uzupełnia Ewa.
Siedemdziesięcioletni mężczyzna w kraciastej koszuli nie kryje, że ma dość rządów PiS. – Ratę kredytu mam większą o 400 zł! Przecież to jest nie do pomyślenia! – bulwersuje się emeryt.
Ryzykuję przytoczenie historii z ostatnich tygodni.
– Wicemarszałek Karczewski powiedział, że zna osobę, której obniżono ratę kredytu. Okazało się, że wcześniejsza wysoka podwyżka była pomyłką. Udało się, trzeba było tylko porozmawiać z bankiem – przypominam.
Wkrótce rozmowa staje się niemożliwa. Sala jest tak wypełniona, a gwar osiąga taki poziom, że aby się porozumieć, trzeba do siebie krzyczeć – nawet z bliska.
Tusk wchodzi na scenę
Po chwili Tusk przejmuje mikrofon z rąk przedstawiającej go posłanki Moniki Wielichowskiej. Nie odłoży go przez bite dwie godziny.
Zanim zacznie się sesja pytań i odpowiedzi, Tusk przemawia do sali. Ale na widowni czuć zniecierpliwienie historycznymi dygresjami: ludzie przebierają nogami, by dorwać się do mikrofonu. Niektórzy zaczynają wykrzykiwać pytania, gdy Tusk jeszcze mówi. Szef PO szybko kończy przemowę, a mikrofon rusza w tłum.
Publiczność będzie słuchać, komentować, śmiać się, bić brawo, ale też buczeć na osoby, które po otrzymaniu głosu będą zarzucać Tuskowi, że za jego czasów inflacja była wyższa (nie była) albo że powiedział, iż polskość to nienormalność (to słowa Piłsudskiego).
Tusk umiejętnie czyta emocje sali. Zresztą podczas swojego wystąpienia zauważa, jak bardzo wzrosła temperatura politycznego sporu. Apeluje o pełną szacunku rozmowę mimo różnic poglądów. I uspokaja buczących, gdy głos zabierają jego przeciwnicy.
Polityczne show
Były premier przyznaje, że podwyższenie wieku emerytalnego było błędem, zaznacza, że przez ostatnich 7 lat wiele zrozumiał, jednak stanowczo odpiera zarzuty, które, jak mówi, nie mają związku z faktami.
Wzywa ludzi do samodzielnego myślenia, do tego, by – zanim uwierzą
rządowej propagandzie TVP – sprawdzili w internecie, jak było naprawdę. Podkreśla, że dla posiadaczy smartfonów nie powinno to być problemem. Gdy atmosfera gęstnieje, rzuca żartami.
Ludzie na widowni przeżywają pełen wachlarz emocji. Sytuacja bywa napięta, ale pozostaje pod kontrolą.
Gdy obserwuję reakcje tłumu przychodzi mi do głowy, że to polityczny stand-up. Towarzyszący mi operator Mateusz Trusewicz ma lepsze porównanie: spotkanie Tuska przypomina wyborczy roast. Bywa śmiesznie, bywa poważnie, ale żelaznym elementem programu jest grillowanie.
Kampania wyborcza już się toczy
Nie ma wątpliwości, że kampania wyborcza już trwa, a wizyta Donalda Tuska w Nowej Rudzie to jeden z przystanków. Tych jest sporo, a przecież to wizyta w zaledwie jednym województwie. Tusk sukcesywnie odwiedza je po kolei.
Podczas dwudniowej podróży po Dolnym Śląsku przewodniczący PO odwiedził m.in. gospodarstwo rolników, którzy narzekają na brak rządowej pomocy w czasie kryzysu, Uniwersytet Wrocławski, którego aulę studenci zapełnią do ostatniego miejsca, a także prezydenta stolicy regionu Jacka Sutryka.
Te wydarzenia – w porównaniu do Nowej Rudy – to jednak bułka z masłem. Rolnicy są związani z Platformą Obywatelską, prezydent Wrocławia jest z opozycji, a
młodzi od PiS-u wolą Platformę.
Jednak Tusk jeździ nie tylko tam, gdzie jest łatwo. Dzień po otwartym spotkaniu w Nowej Rudzie występuje na ogólnodostępnym wydarzeniu w Wałbrzychu. Na widowni jest pełen przekrój społeczeństwa i nie można przewidzieć, co się stanie.
Obok miłych uszom każdego polityka wyrazów szacunku czy poparcia, pojawiają się uzasadnione pretensje i niewygodne pytania.
Wybory nadchodzą
W internecie pojawiają się relacje na żywo ze spotkań Tuska, jednak nie oddają w pełni ich klimatu. Nie widać też wszystkiego: na przykład tego, że po dwugodzinnym wydarzeniu Tusk przez następne 30 minut pozuje do zdjęć z ludźmi, którzy ustawili się w zawijaną kolejkę. Albo tego, że przewodniczącemu PO towarzyszy sztab, więc – wbrew pretensjom części rozżalonych wyborców Platformy – nie jest tak, że Tusk robi kampanię jednoosobowo.
Z zewnątrz harmonogram kampanii może się wydawać dosyć luźny. Jedno lub dwa wydarzenia rano, jedno wieczorem. To jednak tylko pozory. Kalendarz Tuska wypełniony jest praktycznie co do minuty. Były premier spotyka się z przedstawicielami różnych grup zawodowych, osobami publicznymi czy lokalnymi działaczami Platformy.
Do wyborów został teoretycznie ponad rok, ale z rozmów ze sztabowcami Tuska wynika, że są świadomi, iż tempo będzie tylko wzrastać. W drodze szef PO zdąży jeszcze nagrać filmik z Orlenu, by pokazać rosnące ceny paliwa, omijane przez obiektywy polityków obozu władzy, którzy fotografowali się w drodze z konwencji PiS.
Gdy rozmawiam z ludźmi, którzy wychodzą z noworudzkiego MOK-u po spotkaniu z Tuskiem, oczywista staje się pewna rzecz. Wiele z tych osób, które przecież są wyborcami opozycji,
ma wątpliwości albo nie wierzy w to, że PiS może stracić władzę. Są jak pasażerowie porwanego autobusu, którzy przez chwilę poczuli się lepiej, ale nie wierzą, że to się kiedyś skończy.
Najważniejszą i najtrudniejszą rzeczą – nie tylko dla Tuska, ale i innych liderów demokratycznej opozycji – jest przekonać ich, że to możliwe.