Słyszeliśmy ostatnio mrzonki o okrągłym stole, przy którym mogłyby usiąść dwie strony ostrego politycznego sporu. Odwołując się do historii wydaje się, że temperatura przypomina raczej wrzenie 1980 roku, niż porozumienie z 1989 r. Tak też chyba ocenia to Jarosław Kaczyński, skoro zdecydował się organizować Marsz Niepodległości i Solidarności akurat 13 grudnia, w rocznicę wybuchu stanu wojennego.
Czy [Waszym zdaniem] to będzie marsz solidarności, czy marsz mowy nienawiści? Marsz, który ma zjednoczyć, czy taki który od razu z założenia ma podzielić? Nie tylko prawicę z lewicą, ale też prawicę z prawicą. Jacek Kurski z Solidarnej Polski ogłosił dziś, że jego partia z Kaczyńskim na ulice nie wyjdzie, bo marszami nie wygrywa się wyborów.
My uważamy, że marszami można wybory wygrać. Czy jednak o to, albo tylko o to Jarosławowi Kaczyńskiemu chodzi?