Oficjalne wyniki wyborów parlamentarnych we Francji nie pozostawiają złudzeń: nie ma bezwzględnej większości dla ugrupowania Emmanuela Macrona. Zaskoczeniem jest wynik skrajnej prawicy Marine Le Pen.
- To dalekie od tego, na co liczyliśmy - powiedział Gabriel Attal, bliski współpracownik Emmanuela Macrona
Kraj ma zmierzyć się z "Francją niezarządzalną", a w tle majaczy widmo wcześniejszych wyborów – czytamy w powyborczych komentarzach
Ostatni raz do podobnej sytuacji we Francji doszło ponad 30 lat temu
Oficjalne wyniki wyborów we Francji są sporym zaskoczeniem. Centroprawicowa koalicja szefa Pałacu Elizejskiego zdobyła 245 na 577 mandatów. Drugie miejsce zajęła lewicowa koalicja Nupes - uzyskała 131 miejsc w parlamencie. Ugrupowanie konkurentki Macrona z wyborów prezydenckich, skrajnie prawicowe Zjednoczenie NarodoweMarine Le Pen zdobyło 89mandatów. Na ostatnim miejscu znaleźli się Republikanie z liczbą 61 mandatów do izby deputowanych.
Surowe komentarze
Taki podział głosów sprawił, że komentarze francuskich mediów nie cichną.
O "Francji niezarządzalnej" pisze Le Figaro. Prawicowy dziennik dodaje, że "nie pomogła, grubymi nićmi szyta, wizyta w Kijowie", a także komentuje pojawienie się nowego "języczka u wagi", którym stanie się Partia Republikańska. Dotychczas byli w opozycji, teraz Republikanie mogą stać się jedyną szansą na rządzenie w Państwie przez centroprawicową "Razem", z której wywodzi się Macron.
Ta sama gazeta pisze, że "u bram władzy jest skrajna lewica", a wyniki wyborów są "okrutną lekcją dla szefa państwa". Surowych ocen na kartach dziennika jest więcej. Macronowi prognozuje się stanowisko "bezsilnego obserwatora, którego kadencja skończy się jeszcze przed jej rozpoczęciem".
O "policzku" zadanemu Macronowi pisze lewicowa gazeta "Liberation". Z kolei o tym, że prezydent będzie musiał zmierzyć się z paraliżem parlamentarnym, donosi "Le Monde". Gazeta zwraca także uwagę na to, że wyniki wyborów dla prezydenta są "politycznym koszmarem".
Ostatni raz, jak przypominają media, do takiej sytuacji doszło w 1988 roku, kiedy bezwzględnej większości nie miał Francois Mitterrand.
Eksperci oceniają, że Macronowi w wyniku wyborczym nie pomogły działania w związku z wojną w Ukrainie. Choć Francja nie jest bezpośrednio stroną konfilktu, jako kraj członkowski NATO, Francuzi włączyli się w pomoc Ukrainie, między innymi poprzez przekazywanie broni.
Macron zasłynął także z rozmów telefonicznych z Wladimirem Putinem. Jeszcze zanim doszło do agresji Rosji na naszego wschodniego sąsiada, Macron prowadził z Putinem wielogodzinne rozmowy. Jak tłumaczył, nigdy nie prowadził negocjacji za, ani w imieniu Ukrainy, a jedynie "próbował znaleźć drogę do pokoju". Takie wyjaśnienie padło podczas wywiadu we francuskich telewizji BFM TV.
W ubiegłym tygodniu, wraz z głowami państw Niemiec, Rumunii i Włoch, Macron spotkał się w Kijowie z prezydentem Ukrainy. Efektem tego spotkania było oficjalne poparcie dla udzielenia Ukrainie statusu państwa kandydującego do wspólnoty unijnej. Zdaniem sceptyków przywódcy pojechali do Ukrainy żeby namawiać Wołodymyra Zełenskiego na rozejm z Rosją, ponieważ skutki gospodarcze wojny oraz nałożonych na Rosję sankcji są dotkliwe dla krajów Zachodu.